Dziki rozryły rolnikowi pryzmę kiszonki. Stracił 60 tys. zł
- 1/4
- następne zdjęcie
Nikt nie chce zapłacić mu odszkodowania. Czy zmiany w Prawie łowieckim są konieczne?
Rolnik Romuald Kornelczuk z Mazowsza stracił w ostatnim czasie 60 tys. zł. Dziki rozryły mu pryzmę kiszonki. O odszkodowanie od koła łowieckiego nie może się doprosić. Jego zdaniem obecnie funkcjonujące Prawo łowickie nie jest złe. To realizacja założeń w nim zawartych przez myśliwych powoduje konflikty.
Według rolnika z woj. mazowieckiego zakaz dokarmiania zwierząt powinien być odwołany. - Wiadome jest, że skoro zwierzęta nie mają co jeść w lasach idą na pola rolników i niszczą uprawy. Tracą na tym i rolnik, i koło łowieckie - powiedział Romuald Kornelczuk. Dodał, że w regionie, w którym mieszka wystąpił ASF. - W związku z tym, że znaleziono dwa chore tuczniki, wybito świnie w 4 wioskach. 11 listopada po poszukiwaniach dzików przeprowadzonych przez wojsko dziki zniszczyły u mnie kopiec kiszonki o wartości 60 tys. zł. I nie ma odpowiedzialnych za to - zaznaczył Romuald Kornelczuk. Takiego podejścia do sprawy przez myśliwych rolnik nie rozumie tym bardziej, że pryzma znajduje się na terenie obwodu łowieckiego. Z jednej strony jego prywatny grunt przez starostę powiatowego jest wydzierżawiany kołom łowieckich w obwodach, z drugiej - w momencie szkód - rolnik musi sobie radzić sam.
Swoje stanowisko Romuald Kornelczuk przedstawił podczas posiedzenia sejmowych Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa, które miało miejsce we wtorek, 13 grudnia.
- Samo Prawo łowieckie nie stanowiłoby dla mnie tak dużego problemu, gdyby nikt nie naruszał moich własności gruntów. Niech ktoś z państwa tutaj wskaże mi przepis, który mówi, że bez mojej zgody można naruszyć moją własność i wydzierżawia to myśliwym w obwodzie łowieckim. Mało tego. Środki z tego tytułu wpływają do starosty. Gdzie tutaj jest konstytucja i moje prawo własności? - mówił Romuald Kornelczuk.
W obradach komisji uczestniczyli leśnicy, myśliwi, samorządowcy, rolnicy oraz członkowie organizacji pozarządowych walczących o prawa człowieka i zwierząt. W trakcie kilkugodzinnej dyskusji każda ze stron wypowiedziała swoje uwagi do rządowego projektu ustawy regulującej prawo łowieckie. Projekt ustawy trafił do Sejmu 1 grudnia.
Najwięcej wątpliwości wzbudził zapis w artykule 2, który mówi o tym, że szacowanie szkód wyrządzonych przez dzikie zwierzęta leżałoby w gestii Lasów Państwowych. Według leśników zebranych na sali, każde nadleśnictwo musiałoby zatrudnić dodatkowo od 2 do 4 specjalistów, którzy zajmowaliby się nowymi zadaniami. Łącznie przybyłoby w LP tysiąc kolejnych pracowników.
- Wyrażamy zdecydowany sprzeciw wobec regulacji zawartych w projekcie prezesa rady ministrów, przede wszystkim chodzi nam o odrzucenie z tego projektu art. 2, gdzie mówi się o dokonywaniu oględzin i szacowaniu szkód łowieckich w uprawa leśnych. Szacowanie powinno następować bez leśników, którzy posiadają wykształcenie leśne, ale nie posiadają wykształcenia rolniczego. Nie są przygotowali merytorycznie do szacowania szkód. To nie czasy, kiedy w latach 70-tych prowadzili szacowanie i gospodarka rolna była rozdrobniona. W tej chwili jest inna specyfika produkcji rolnej i nasi ludzie nie są w stanie tego oszacować merytorycznie - powiedział Bronisław Sasin, przewodniczący Związku Leśników Polskich RP.
- 1/4
- następne zdjęcie