Oni na warzywach nie zarobili

Dwóch producentów ziemniaków. Jeden z kontraktacją, a drugi bez. Sprawdziliśmy, jaka jest ich sytuacja.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Koszty produkcji wysokie, a zarobki niskie
Dane dotyczące areału upraw ziemniaka, opublikowane przez GUS, mówią o ty, że w tym roku ich powierzchnia jest najwyższa od pięciu lat i wynosi ponad 211 tys. ha. To wzrost ok. 10% w stosunku do ostatniego roku. Plantacje ziemniaków są coraz większe, do tego doszły obfite plony, co przełożyło się na wiele kłopotów. Począwszy od problemów dużych nałożonych kosztów produkcji, poprzez problem ze zbytem, a na niskich cenach kończąc. Poniżej przedstawiamy historię dwóch rolników, którzy warzywa uprawiają na stałym areale i obficie obrodziły.
Andrzej Kosierb na 32 hektarach ziemi klasy V i VI, w okolicach wielkopolskiego Kalisza, uprawia ziemniaki (18 ha), kapustę i buraczki. Jako płodozmian sieje kukurydze i pszenicę.
- Warzywa obrodziły dobrze, nawet bardzo dobrze - mówi Andrzej Kosierb.
Kontrakt nie gwarantuje ceny?
Wydajność ziemniaka w tym sezonie wyniosła 40 - 50 ton z hektara. Jak podkreśla rolnik, jest to ilość już po przesortowaniu na czysty, jadalny produkt. Wszystkie zbiory są duże. Podpisany kontrakt obejmuje odbiór określonej ilości towaru. W przypadku pana Andrzeja jest to 300 ton ziemniaka, tyle samo kapusty i buraka. Umowa powinna zagwarantować również cenę. W tym przypadku jednak tak nie jest.
- Mam, ale opuszczam do połowy ceny. Po tej cenie (ustalonej wcześniej - przyp. red.) zakład nie weźmie, bo też nie sprzeda.
- To na drugi rok nie będą współpracować ze mną. To tak bardziej w jedną stronę działa. Jak ja podpisze niską cenę, a zdrożeje, to nie chcą dopłacić - mówi rolnik.
Wygląda zatem na to, że jeśli pan Andrzej ustalonej wcześniej ceny nie opuści, odbiorca nie będzie z nim współdziałać w przyszłym roku.
W ubiegłym roku stawkę za ziemniaka jaką dostał wahała się od 0,90 do 1,20 zł/kg. W tym roku pan Andrzej jeszcze swojego asortymentu nie oddał. Towar ma być zabrany w listopadzie.
- Jakby ziemniaka nie było, to by się spieszyli. Ale że jest, to się nie spieszą. Nie wiem, ile zapłacą. Zobaczymy w listopadzie - mówi z niepewnością rolnik, bo negocjacje dotyczące ceny trwają.
Kłopot jednak pojawia się, co zrobić z wyprodukowaną nadwyżką. Nie ma co z nią zrobić, a tym bardziej sprzedać. Jak dodaje, nawet po 20 groszy nikt nie chce.
Najpierw rynek zbytu, dopiero później nasadzenia
W rozmowie, gospodarz wspomina o znajomym rolniku, który zdecydował się na uprawę ziemniaka na 60 hektarach. Jego decyzja podyktowana była głównie korzystnymi stawkami w ostatnich trzech latach. Nie zagwarantował on sobie jednak zbytu, co poskutkowało tym, że nie ma teraz gdzie towaru sprzedać.
- Mówi, że sadzonki ma dobrej klasy, więc na drugi rok będzie jeszcze sadził. Dlatego myślę, że następny rok może być jeszcze taki sam - przewiduje Kosierb.
Podobnie sytuacja dotyczy uprawianej przez Andrzeja Kosierba kapusty.
- Na kapustę mam kontrakt, ale przetwórnia mówi, że oni znowu nie przeskoczą z ceną. Jest konkurencja i trzeba też tak mniej więcej opuszczać, ile oni dadzą - dodaje plantator.
W zeszłym roku na kapustę w kontrakcie była to złotówka. Ile w tym sezonie uda się dostać, pan Andrzej jeszcze nie wie.
Na warzywach jeszcze się zarobi?
Warzywa obrodziły również na plantacjach Pawła Błaszczaka, który gospodaruje na 30 hektarach w okolicach Nowego Dworu Mazowieckiego.
- Urodziło się wszystko w 100%, nie było żadnych susz ani żadnych innych kataklizmów - mówi rolnik.
Inwestycja w uprawę marchwi, buraka, pietruszki, ziemniaków czy cebuli była spora. Zwłaszcza plantacja z cebulą wymagała nałożenia dużych nakładów finansowych, z uwagi na problemy z jej wzrostem. Walka trwała również ze zwalczeniem szkodników w kapuście.
- Ceny 20 lat temu były wyższe niż teraz. Cebula dorosła, zrobił się tonaż, ale ceny nie ma. Za marchew nie jest tragiczna, ale nie ma zejścia i kółko się zamyka - sądzi Błaszczak.
Warzywa uprawia na stałym areale. Wzrósł jedynie obszar ziemniaka przemysłowego. Rolnik nie ma zawartych kontraktów na odbiór warzyw, wszystko odbywa się na tzw. gębę.
- Cena jest rynkowa. Jaka jest na rynku, tak odbiorcy płacą. Szykujemy teraz ziemniaka Catania - to po 53 grosze. Cebulka 0,80 - 1,00. W tamtym roku były dużo wyższe ceny - mówi Błaszczak.
Ale jak dodaje, rok temu było mało kapusty, dlatego cena się wybiła. Podobnie było z ziemniakiem. Pan Paweł nie traci jednak nadziei. Bo choć zarobek nie jest taki, jak by się chciało, to jak mówi: „coś tam zostaje”. A do kolejnego sezonu warzywnego jest dużo czasu i wszystko może się jeszcze wydarzyć.
- Może wiosna się przeciągnie, może czegoś przybraknie i będzie zapotrzebowanie? Na razie jest nadprodukcja, ale z tego mogą być jeszcze pieniążki - mówi z nadzieją rolnik.
Podsumowując: podpisując umowę, która w teorii powinna rolnikowi zagwarantować odbiór towaru i zabezpieczyć cenę, w praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Odbiorcy wykorzystują trudną sytuację
plantatorów i płacą cenę rynkową, która jest znacznie niższa niż ta zakontraktowana.
- Tagi:
- zbiory warzyw
- warzywa