Powróciły do dawnych zwyczajów na wsi
Zapach powideł roznosi się w sobotnie popołudnie po ulicy Św. Marcina w Piaskach. Pyszności smażą się już od rana w miedzianym kotle na podwórzu Bożeny Banach. Mieszkanki Piasków postanowiły wysmażyć śliwki, jak to kiedyś robiło się na każdym podwórki na wsi.
Najpierw łupanie
W piątek Anna Krzymińska, Maria Kolan i Bożena Banach (należą do Koła Emerytów i Rencistów w Piaskach), od rana łupały soczyste i słodkie owoce. Nie przeszkodziła im nawet deszczowa pogoda. Kobiety schroniły się w pomieszczeniu gospodarczym. Do drylowania miały bagatela, 250 kilogramów węgierek! - Powidła smażyła już moja babcia w Drzęczewie, potem moi rodzice. Teraz my, we trzy, kontynuujemy tradycję - wyjaśnia gospodyni. Panie podkreślają, że śliwki hodowane są bez żadnych środków chemicznych, nawozów, oprysków. - Czyli bardzo ekologicznie. Dlatego powidła z nich są takie dobre - podkreśla pani Anna. Pyszności smażą wspólnie od 7 lat, choć były dwa lata przerwy. - Nie było śliwek. Ale w tym roku drzewa bardzo obrodziły - przyznają. Właśnie dlatego konfiturę robią, nie opłacałoby się kupować owoców. Problem mają jednak panie z ich zrywaniem. Kilka lat wcześniej robiły to same. Teraz korzystają z pomocy.
Smażenie przez cały dzień
Wydrylowane, umyte śliwki trafiły w sobotę rano do 150 - letniego kotła. - Smażenie, to katorżnicza praca. Robimy to w kilka osób. Trzeba cały czas mieszać, po dnie kotła jeździć długą, drewnianą łyżką - śmieje się pani Anna. Najpierw do kotła wrzuca się małą ilość węgierek i z czasem dosypuje się śliwek. - Jeden postoi, pomiesza z 10 minut, już odpoczywa. Jesteśmy przygotowani: mamy krzesła, grill - wyjaśniają kobiety. - Kiedyś rodzice Bożeny robili pod orzechem prowizoryczne zadaszenie. Tam stawiano kocioł, żeby w razie deszczu można było smażyć - wspomina Anna Krzymińska. Około godziny 15.00 zapach roznosi się już po całej ulicy. - Kto przechodzi, wchodzi - śmieją się panie. Na podwórku stoi stolik, krzesełka. Można skosztować pysznego placka drożdżowego pani Ani - a jakże ze śliwkami! W kotle miesza cała rodzina pani Bożeny, córka Paulina, zięć, wnuki i każdy, kto ma ochotę. - Ale dzieci musimy przymuszać, choć później ze smakiem zajadają się pysznościami. Same wykorzystujemy je pączków, rogalików - śmieją się kobiety.
Prawie bez cukru
Jaki mają przepis na konfiturę? - Żaden. Pod koniec smażenia dodajemy cukru, ale bardzo mało - z 2, 3 kilogramy. Jak moja mam jeszcze jak żyła, zawsze ukradkiem wsypywała cukier, dlatego że lubiła bardzo słodkie - wspomina pani Bożena. - Śliwki trzeba tak długo smażyć, aż całkiem odparuje woda. Muszą być gęste. Owoce powinny być w zasadzie zebrane po pierwszym przymrozku, żeby je zwarzył troszkę. W tym roku robimy powidła wcześniej, bo owoce spadają z drzewa - tłumaczy pani Bożena. Wysmażone, gorące powidła trafiły do słoików około godziny 23.00. Z 250 kilogramów węgierek powstało 100 słoiczków konfitury.