Józef Dworakowski - Agromix, Agro Show, Unia Leszno
Człowiek - instytucja. Aktywny, pełny werwy i optymizmu, a jednocześnie twardo stąpający po ziemi i łatwo odnajdujący się w otaczających realiach. Jaki jest Józef Dworakowski – właściciel firmy Agromix Rojęczyn, jednej z największych firm z branży maszyn rolniczych, która ma wyłącznie polski kapitał. Przez dziewięć lat (2004 – 2013) prezes klubu żużlowego - Unia Leszno. Od 1998 roku wiceprezes PIGMiUR, izby która już 16 razy zorganizowała, obecnie największe w Polsce, plenerowe targi rolnicze. O swoim uzależnieniu od pracy i przepisie na sukces opowiada dziennikarce Wieści Rolniczych - Kseni Pięcie.
Jak to się stało, że zaczął pan sprzedawać maszyny rolnicze.
Przypadek.
Był pan wcześniej rolnikiem?
Nie, nie miałem nic wspólnego z rolnictwem. Prowadziłem biuro turystyczne. Zajmowałem się organizacją wycieczek i tłumaczeniem. I to było wszystko.
I co się wydarzyło?
W pewnym momencie trafił do mnie do tłumaczenia list, od przedsiębiorcy rolnego z Niemiec. Odpisałem na niego. Później rozmawiałem z nim kilka razy przez telefon, aż na koniec września 1988 roku, jako biuro turystyczne, zorganizowałem wycieczkę dla rolników z Wielkopolski do Niemiec, do firmy Tenkhof - takiej, jaką teraz jest Agromix. Pół roku później, w marcu, pojechaliśmy natomiast do firmy Krone.
Jaka była reakcja rolników na maszyny, które zobaczyli na Zachodzie?
Byli niesamowicie zafascynowani i głodni tej technologii. Ta fascynacja sprawiła, że postanowiłem założyć tę firmę. Znalazła się luka, którą wykorzystałem.
Było to trudne?
Założenie firmy w 1989 roku mogło być albo samobójstwem albo sukcesem...
Myśli pan, ze założenie firmy w tamtym okresie było łatwiejsze niż teraz?
100% tak. Wtedy były inne realia niż teraz. Mniejsza konkurencja. Czułem straszną fascynację w tym, co robiłem, ale i przeświadczenie, że może mi się udać do czegoś dojść.
A nakłady finansowe?
Jakieś pieniążki trzeba było mieć, bo rzeczywistość była inna w Polsce i w Niemczech. Za maszyny trzeba było zapłacić. Ale można było zapłacić część, a potem dopłacić - było większe zaufanie niż dzisiaj. Obecnie można wystartować z biznesem tylko w momencie, gdy ma się fundusze.
Stosuje pan wzór 12+5+7 (12 godzin pracy, 5 przyjemności i 7 - snu). Uważa pan, że to przepis na sukces?
Aby osiągnąć sukces, to trzeba przede wszystkim wiele wymagać od siebie. A dzisiaj, żeby do czegoś dojść, należy pracować dwanaście godzin dziennie. Tak trzeba funkcjonować do 48 lat, później można zwolnić. Jeśli każdy młody człowiek, po skończeniu obojętnie jakiej szkoły (ta szkoła nie jest taka ważna, bo dzisiaj są inne realia i tylko chęć decyduje o tym, co się będzie robiło), poświęci pracy przez 15-20 lat dwanaście godzin dziennie, to na pewno do czegoś dojdzie. Trzeba też mieć pasję i czas, aby ją realizować.
Czego się Pan nauczył o prowadzeniu biznesu przez te 25 lat?
Wszystkiego. Biznes w 1989, 1990, 2005 i 2015 roku to są całkiem inne realia. Nie można ani na chwilę przysnąć, bo rynek pędzi do przodu. Jak mówi przysłowie: „Postęp idzie szybciej niż nasze myślenie”. Mówię tu nie tylko o branży rolnej, ale ogólnie.
Uważa Pan, że firma wymaga ciągłych inwestycji, aby się utrzymać na rynku?
Non stop coś się musi w firmie dziać. Żeby się rozwijała, musi być trochę doświadczenia, stabilizacji, ale i młodości. Młodzież pędzi do przodu i ten starszy musi za nimi nadążyć, dokładając swoje doświadczenie.
Żużel był i jest pasją?
Tak, całe życie chodziłem na żużel.
Jest pan prezesem klubu żużlowego - Unia Leszno. Skąd pomysł na tę prezesurę?
Powiem krótko, bo były to stare czasy - kilka razy przekazaliśmy duże pieniądze do klubu, ale ciągle było źle. Nie można ciągle inwestować, żeby nie było wglądu w to, co się dzieje. Po namowie kilku sponsorów, doszliśmy do wniosku, że trzeba kontrolować klub od środka i tak w 2004 roku przejęliśmy Unię Leszno.
Co było ważniejsze - firma czy żużel?
Firma, firma i jeszcze raz firma. Żużel jest tylko odskocznią, po to, aby się wyluzować.
Czy pana niezliczone obowiązki zawodowe odbijały się na życiu prywatnym?
Oczywiście i to bardzo. Prowadzenie działalności wymagało poświęcenia. W 1999 roku, kiedy postanowiliśmy zorganizować po raz pierwszy Agro Show, to trzeba było temu poświęcić jeszcze więcej czasu. 5 lat później ciężko szło na stadionie żużlowym i trzeba było działać. Kolejne 5 lat później kryzys finansowy. I tak co roku coś się dzieje.
Czyli dla rodziny czasu zostawało niewiele?
Przez ostanie pięć lat miałem go nieco więcej. Ale przez pierwsze 10 lat działalności przejeżdżałem130 tysięcy kilometrów rocznie. Zwłaszcza w `91 roku, kiedy firma zajmowała się eksportem przyczep do Niemiec. Wymagało to ode mnie czasu i poświęcenia.
Firma Aromix należy do Polskiej Izby Gospodarczej Maszyn i Urządzeń Rolniczych (PIGMiUR), której jest pan wiceprezesem. Jak doszło do tego, że postanowiliście państwo zorganizować targi rolnicze - Agro Show?
W 1998 roku Międzynarodowe Targi Poznańskie, które były organizatorem jedynej w Polsce tego typu imprezy, jaką była Polagra, wystosowały nam taką cenę za metr kwadratowy powierzchni stoiska wystawienniczego, że wśród wystawców powstało duże niezadowolenie.
MTP miały monopol...
Tak, wtedy wszyscy się tam wystawiali, więc mieli odpowiednie ceny. Koledzy z Zachodu podpowiedzieli mi, że nigdzie nie ma takiej wystawy na zewnątrz i można by spróbować ją zorganizować. Wtedy nikt nie zakładał, że impreza urośnie do takich rozmiarów! Na pierwszych targach wystawiały się dokładnie 103 firmy, a dzisiaj jest ich 800! Są to lata pracy. Dlatego na Agro Show nie można patrzeć przez pryzmat pojedynczych wydarzeń, tylko przez wszystkie16 lat. Wtedy można dostrzec, jak krok po kroku się rozwijała i co zrobiliśmy.
Co pan czuje widząc ogrom tej wystawy?
Że trzeba ją przystopować. Nie może być za duża, bo ciężko to wszystko ogarnąć. Myślę, że to czas na przekazanie pałeczki młodszym ludziom - 30-40-letnim.
Dlaczego?
Uważam, że te 17 lat, a muszę zaznaczyć, że jestem od pierwszego dnia w zarządzie, to najwyższy czas na zmianę. Ja, swoim doświadczeniem mogę podpowiedzieć i ukierunkować, a młodzi mają nadać temu właściwy bieg.
Jakie w takim razie ma pan plany na przyszłość?
Chcę stworzyć taką skonsolidowaną grupę kilku firm, aby móc kupować części do maszyn dużo, dużo taniej. Ponieważ to, co pokazują nam zachodnie koncerny, które się szybko łączą (oni nie mają takiego problemu mentalnego, jak my - Polacy), sprawia, że zawsze nas wyprzedzają.
Czyli dalszy rozwój - nie ma czasu na odpoczynek?
Muszę działać, bo jeśli nie moja firma, wejdzie na rynek ktoś inny. Agromix jest jedną z nielicznych, dużych firm (powyżej 150 mln zł), której kapitał jest w 100% polski.
Jest pan niezwykle aktywny... Czy to uzależnienie?
W pewnym momencie na pewno było, że tylko praca, praca, praca. Teraz może mniej. System wartości jest taki: firma jako pierwsza, Agro Show jako drugie, żużel trzeci. Teraz gros rzeczy wykonuje ta druga linia i ona robi to dobrze.
Potrafi pan wyjechać na dwutygodniowy urlop, wyłączyć telefon i odpocząć?
Tydzień, jak amen w pacierzu, a później jest już ciężko. Lubię zwiedzać i coś nowego zobaczyć. Jednakże pracowałem ciężko przez tyle lat, to z dnia na dzień się to nie zmieni. Na przykład, teraz mamy żniwa i przez 4 niedziele, o 8 rano byłem w firmie, pomimo tego, że nie musiałem. To jest poczucie obowiązku.
Z czego czerpie pan największą satysfakcję?
Z rannego wstawania. Lubię rano wstać i dużo zrobić. Lubię do południa załatwić wszystkie spotkania.
Co sądzi pan o obecnej sytuacji w rolnictwie? Co należy postawić na priorytetowym miejscu?
Po pierwsze przezwyciężyć suszę. Chciałbym, aby się wszyscy razem skrzyknęli i sobie z nią poradzili. Po drugie rozsądnie, trzy razy podkreślam to słowo, wydać tak duże pieniądze, jakie są przeznaczone na PROW 2014-2020. Według mojej oceny tych pieniędzy nie uda się odpowiednio zagospodarować.
Jakie rozwiązania powinno się zastosować do walki z suszą?
Z naturą nie wygramy. Ale dużo możemy zaoszczędzić i szybciej zrobić. Są różne rozwiązania, trzeba przyjąć inną specyfikę uprawy pola - np. nie głęboszować jeden rok czy siać bezorkowo. Byłem ostatnio za Kaliszem i to, co zobaczyłem, określiłbym od razu jako stan klęski żywiołowej. Ale myślę - damy radę! Najważniejsze jest przywództwo, które pokaże odpowiedni kierunek działania.
- Tagi: