Zdrowsze środowisko, bogatszy rolnik?
- Uruchamialiśmy nawigację u klienta. Na jednym z obsianych już pól, na którym były założone ścieżki technologiczne, okazało się, że na szerokości 180 metrów, ścieżka opryskiwacza - 21 metrów była nadprogramowa. Tak duże były nakładki - mówi Łukasz Bober - rolnik z miejscowości Mężenino-Węgłowice położonej w woj. mazowieckim, właściciel firmy zajmującej się sprzedażą nawigacji satelitarnej do ciągników rolniczych. - 21 metrów nakładek na 180 metrach szerokości to jest ponad 10%. Jeżeli stosujemy 500 kg saletry w rzepaku i 250 kg jakiegoś nawozu wieloskładnikowego, to na dzisiaj jest koszt około 3 tys. zł na hektar. Na jednym hektarze mamy więc 300 zł nadprogramowych wydatków ze względu na nakładki. A to tylko jeden zabieg, więc w przypadku 100 hektarowego gospodarstwa same oszczędności na nawozie pokryją zakup nawigacji w ciągu jednego roku - tłumaczy Bober, zaznaczając, że według niego w dzisiejszych latach trudno o lepszą inwestycję dla rolników. Przy okazji rolnik wyjaśnia, że nawigacja doskonale sprawdzi się również w mniejszych maszynach, na mniejszych areałach. - Jeżeli mamy nakładkę 10-20 cm, to w maszynie o szerokości 3 metrów będzie ona bardziej ograniczała wydajność niż w przypadku maszyny 6 metrowej. Zauważyłem to doskonale we własnym gospodarstwie. Przy pracy z agregatem bezorkowym wzrost wydajności jest naprawdę duży, szczególnie na małych, niekształtnych działkach. W skrajnych wypadkach, gdy pracujemy na takich polach np. z broną talerzową, dzięki nawigacji możemy skorzystać z rewersu dopiero przy wykańczaniu pola - mówi Łukasz Bober.
Użytkuje nawigację i uprawia bez glifosatu
Z nawigacji na areale 160 ha, na którym prowadzi swoje gospodarstwo, Bober korzysta już od prawie 6 lat. Wszystko zaczęło się od problemów, które niosło za sobą nakładanie się środków ochrony roślin, szczególnie w burakach. - Posiadaliśmy opryskiwacz o szerokości roboczej belki 21 m. Miał on jedynie 5 sekcji roboczych i w burakach wyraźnie było widać na klinach, że pojawiają się objawy fitotoksyczności i zahamowania wzrostu. Teraz, kiedy przeszliśmy na opryskiwacz z nawigacją, który zamiast 5 sekcji ma ich 12 przy takiej samej szerokości roboczej, nakładki są w zasadzie niezauważalne - twierdzi Bober i zaznacza przy okazji, że również zwalczanie chwastów jest przy takiej technologii dużo skuteczniejsze. - Niektóre chwasty potrafią wydać nawet kilka tysięcy nasion, więc jeżeli zostawimy sobie jakiś pas nieopryskany, to potem rozwozimy to po polu kombajnem czy podczas zbierania słomy - zaznacza rolnik. Co ciekawe, w jego gospodarstwie od kilku lat, również dzięki nawigacji, praktycznie w ogóle nie jest stosowany glifosat. - Wykorzystywaliśmy go tylko awaryjnie, "gniazdowo" w przypadkach kiedy mieliśmy słabe wschody, ewentualnie kiedy coś nam wygniło albo mieliśmy jakieś zniszczenia gradowe i później na etapie żniw pojawiało się zachwaszczenie wtórne - zaznacza Bober.
ZOBACZ TAKŻE: Boberowie prowadzą gospodarstwo już od 100 lat [VIDEO]
Firmy modernizują znane systemy i zapowiadają nowości
- Środki do produkcji rolnej tańsze już nie będą. Ich racjonalne stosowanie uzasadnia użycie technologii rolnictwa precyzyjnego i wpisuje się w założenia polskiego Planu Strategicznego dla Wspólnej Polityki Rolnej na lata 2023-2027 - zapowiedziała pod koniec ubiegłego roku firma CLAAS, zaznaczając że problem dostrzeżono nawet na poziomie ministerstwa rolnictwa, które opracowując Krajowy Plan Strategiczny założyło m.in. ograniczenie zużycia składników nawozowych dzięki wspraciu technologii precyzyjnego aplikowania nawozów. Stosowanie optymalnych dawek umożliwiają m.in. takie urządzenia jak CLAAS CROP SENSOR. Jest to system sterujący dawką nawozów azotowych w czasie rzeczywistym. Urządzenie montuje się z przodu ciągnika lub samojezdnego opryskiwacza polowego. Wyposażone jest w dwie głowice, które od 10 do 2000 razy na sekundę wykonują skan uprawy, dzięki temu zbierając informacje o stopniu odżywienia i stanie biomasy. Na podstawie tych danych ustalana jest następnie dawka nawozu azotowego. - Nasze badania udowodniły, że zastosowanie CROP SENSOR-a przynosi zmniejszenie zużycia nawozów azotowych na poziomie od 3 do 10% - zaznacza Krzysztof Gomolla, ekspert CLAAS, dodając, że do wyliczenia dawki można wykorzystać mapę potencjału plonowania z aplikacji do zarządzania gospodarstwem m.in. 365FarmNet - firmy współpracującej z CLAAS-em. CROP SENSOR, to oczywiście zaledwie jedno z rozwiązań oferowanych przez tę doskonalne znaną na rynku markę, poza tym w ofercie znajdziemy także: automatyczne sterowanie sekcjami, analizę stanu roślin na podstawie danych satelitarnych oraz uniwersalny system nawigacji.
Nowości w ostatnim czasie wprowadził w swoich narzędziach również John Deere, którego charakterystyczne odbiorniki nawigacji zwane w branży żartobliwie hamburgerami, są wykorzystywane najczęściej. Nowy zestaw oferuje dokładność sygnału RTK na poziomie +/- 2,5 cm bez konieczności korzystania z dodatkowych urządzeń. Odbiornik jest dostęny w dwóch wersjach: uniwersalnej i zintegrowanej. Wersja zintegrowana fabrycznie montowana jest na dachu maszyny, natomiast odbiornik uniwersalny umożliwia przenoszenie go z jednej maszyny do drugiej (można go używać w ciągnikach różnych marek). John Deere w nowej wersji popracował także nad zabezpieczeniami, aby zmniejszyć ryzyko kradzieży odbiorników, które były łakomym kąskiem dla złodziei. Obecnie użytkownik może skonfigurować kod PIN. Dostępne jest także dodatkowe zabezpieczenie w postaci zestawu z mechaniczną blokadą, a odbiornik można zdemontować po zakończeniu pracy i bezpiecznie przechowywać do następnego użycia. Nowe odbiorniki pozwalają na uzyskanie powtarzalności w zakresie zarejestrowanych granic pola przez co najmniej 5 lat, dzięki czemu można tworzyć linie prowadzenia i trasy w tym samym miejscu na potrzeby kolejnych upraw. Ponadto granice pola można wykorzystywać poza sezonem w celu wysoce precyzyjnego i automatycznego włączania oraz wyłączania sekcji belki opryskowej. To właśnie w opryskiwaczach John Deere zapowiada wprowadzenie w Europie nowego systemu, który może przynieść prawdziwą rewolucję. See&Spray - tak nazywa się technologia, która została już zaprezentowana w Stanach Zjednoczonych. Wykorzystuje ona kamery zintegrowane z wysięgnikiem lub podwoziem maszyny wykrywające różnice koloru na polu upraw. Procesory na bieżąco przetwarzają uchwycone przez kamery obrazy, a następnie indywidualnie uruchamiane są dysze do oprysku punktowego. Wykrywanie chwastu umożliwia precyzyjną aplikację herbicydów, a producent podkreśla, że system potrafi identyfikować wszystkie chwasty widoczne dla ludzkiego oka. Co ważne, See&Spray nadaje się nie tylko do zabiegów przedwschodowych, ale również może być użyty w uprawach rzędowych już po wschodach. Rozpylacz ma wyodrębniać uprawy rzędowe i dokładnie namierzać chwasty, a aplikacja środka ochrony roślin może być wykonana na wszystkich etapach wzrostu i we wszystkich uprawach rzędowych jeszcze przed zamknięciem łanu. Jak podkreśla John Deere, system był testowany na niemal 120 tys. ha na całym świecie. Rezultaty zabiegów miały być porównywalne do pełnego oprysku, ale przy tym system pozwala zaoszczędzić aż 2/3 (!) ilości herbicydów. Rolnik oprócz oszczędności, otrzymuje także od systemu dokładną mapę zasięgu z informacjami, gdzie dokładnie został zastosowany środek chwastobójczy. Pozwala to m.in. na określenie obszarów o zwiększonym zachwaszczeniu i optymalizację przyszłych działań. Według zapowiedzi John Deere-a, system będzie dostępny „w ograniczonym wymiarze” dla europejskich opryskiwaczy już na wiosnę br.
Zmienne nawożenie już znamy, ale obecnie zyskało nowy wymiar
- Możliwość zmiennego nawożenia, to nie jest jakaś wielka nowość w rozsiewaczach. System pojawił się na rynku mniej więcej 10 lat temu, ale teraz jego wprowadzanie jeszcze przyspieszy ze względu na dwie kwestie: koszty ponoszone na nawozy oraz nacisk na to, żeby maszyny pracowały zgodnie z przepisami o ochornie środowiska - mówi Michał Wojciechowski, przedstawiciel firmy Amazone. Pracy czterech rozsiewaczy tej marki przyglądaliśmy się pod koniec listopada ubiegłego roku na jednym z pól należącym do firmy Top Farms, która tylko w Wielkopolsce i woj. lubuskim gospodaruje na areale około 15 tys. ha, produkując zboża, rzepak, buraki cukrowe, ziemniaki oraz rośliny drobnonasienne. - Posiadamy także sad i sprzedajemy soki wyprodukowane z pochodzących z niego owoców. Ponadto, prowadzimy produkcję zwierzęcą. Mamy pięć ferm bydła mlecznego, w których utrzymujemy łącznie: 2 tys. krów i 2 tys. jałówek - podkreśla Krystian Jelak, specjalista ds. rolnictwa precyzyjnego w firmie Top Farms. Nowe technologie stosowane w maszynach przyczyniają się do potężnych oszczędności przedsiębiorstwa. - Żeby wyposażyć ciągniki i rozsiewacze w nowoczesne systemy rolnictwa precyzyjnego, trzeba było sporo zainwestować, ale przy naszym areale generują one takie oszczędności, że jest to zdecydowanie opłacalny zakup - podkreślił w rozmowie z nami Jelak. Jako przykład podał, że podczas wykonywanych, na naszych oczach, zabiegów zmiennego wysiewu nawozu potasowo-magnezowego, na areale około 10 tys. ha pozwolił oszczędzić firmie około 400 ton Korn-Kali w porównaniu do konwencjonalnej metody wysiewu. Wartość tego nawozu można wyliczyć bez problemu, a podkreślić trzeba, że tak jak w przypadku omawianym wcześniej przez Łukasza Bobera, mowa o tylko jednym zabiegu, a tych w ciągu sezonu jest przecież znacznie więcej. - Zakres dawek na polach kształtował się w przypadku Korn-Kali na poziomie od 80 do 160 kg. Dawka nawozu może się więc różnić na poszczególnych częściach pola nawet o 100% - zaznaczył Krystian Jelak, podkreślając, że takie różnice w nawożeniu nie wpływają w żaden sposób negatywnie na uzyskiwane plony. Wręcz przeciwnie, gleba ma takie ilości danych składników, jakich w danym momencie potrzebuje, co może wpływać ostatecznie nawet na wzrost plonowania w porównaniu do konwencjonalnych metod agrotechnicznych. - Jeśli chodzi o buraki, które wcześniej były zasiane na nawożonym dzisiaj polu, zebraliśmy około 70 ton z hektara. W przypadku pszenicy, którą teraz nawozimy, możemy się spodziewać plonu w granicach 8-9 ton, jeśli oczywiście nie wydarzy się nic nieprzewidywalnego - zaznacza Jelak.
Zdecydowane pójście w kierunku nadal kosztownych systemów rolnictwa precyzyjnego umożliwiła firmie Top Farms potężna skala produkcji. Jak podkreśla jednak Michał Wojciechowski, popularność nawigacji i systemów zmiennego nawożenia w rozsiewaczach rośnie coraz bardziej także w małych gospodarstwach. - Duże zakłady już na tym bazują. Można powiedzieć, że jest to dla nich podstawa. Ale ja powiem tak: warto ponieść koszty tych systemów bez względu na wielkość gospodarstwa, bo po jakimś czasie to się tak czy inaczej zwróci - zaznacza Wojciechowski.
Wszystko zmienią… drony?
W ubiegłym roku dwa bezzałogowe statki powietrzne nabył Wielkopolski Instytut Ochrony Roślin i Nasiennictwa w Poznaniu. Wszystko przy wsparciu Wojewody Wielkopolskiego oraz Wojewódzkiego Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Drony mają pomóc w pracy inspektorów i sprawić, że będzie ona bardziej dokładna i efektywna. - W 2023 roku planujemy poddać lustracji przy pomocy bezzałogowych statków powietrznych największe plantacje nasienne, których ocena zajmuje najwięcej czasu. Tam drony sprawdzą się w naszym przekonaniu bardzo dobrze i zdecydowanie skrócą czas pracy, pozwalając ocenić pola pod kątem obsady roślin, ich ogólnego stanu zdrowia, jak również ewentualnego występowania chwastów czy uszkodzeń plantacji - zaznaczył w rozmowie z nami dr inż. Radosław Grychowski - Zastępca Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Roślin i Nasiennictwa w Poznaniu. Kolejnym etapem wykorzystania dronów ma być analiza ryzyka występowania organizmów szkodliwych, szczególnie w miejscach trudnodostępnych. PIORiN zapowiada również chęć wykorzystania ich w lustracjach lasów, a także dziko rosnących roślin. To, co wydaje się być najważniejsze dla rolników, to jednak trzeci etap wykorzystania dronów przez PIORiN, a mianowicie - kontrola stosowania środków ochrony roślin. - Rozpatrujemy monitoring w trakcie wykonywania zabiegów ochrony roślin, w okresach szczególnie wrażliwych m.in.: kwitnienia roślin, a więc między innymi zabiegów przeprowadzanych na plantacjach rzepaku lub w okresie, w którym zaczynają kwitnąć sady, a istnieje konieczność wykonania zabiegów pod kątem zwalczania określonych chorób i szkodników - zaznacza Grychowski, dodając: Poza tym drony mogłyby być wykorzystywane w sytuacjach, w których mogło dojść np. do wytrucia pszczół. Drony w PIORiN-ie, to jednak nie wszystko, jeśli chodzi o ich obecne możliwości w rolnictwie. Już od kilku lat usługi z ich wykorzystaniem świadczy firma NeticTech, współpracująca z Wielkopolskim Ośrodkiem Doradztwa Rolniczego. Jak podkreśla przedstawiciel firmy - Artur Jaworski, w ofercie dla rolników znajdują się kompleksowe usługi, takie jak: zrzucanie za pomocą drona kruszynka - naturalnego wroga omacnicy prosowianki - uciążliwego szkodnika w plantacjach kukurydzy, mapowanie pol pod kątem jakości upraw, mapowanie pól pod kątem szkód łowieckich oraz usługi termowizyjne, które polegają na lataniu dookoła budynków gospodarskich, silosów, szklarni czy innych budynków, żeby określić, gdzie ucieka z nich ciepło i tym samym zaoszczędzić trochę pieniędzy. - Widać, że rośnie świadomość i drony zaczynają być coraz bardziej popularne wśród rolników. Zbieramy bardzo pozytywne opinie klientów, którzy są zadowoleni przede wszystkim z efektów bioochrony kukurydzy - podkreśla Jaworski.
Wydaje się jednak, że takie zabiegi to dopiero początek, jeśli chodzi o możliwości dronów wykorzystywanych rolniczo. Na rynku pojawiają się już urządzenia posiadające systemy pozwalające wykonywać nimi zabiegi środki ochrony roślin. Barierą do pracy na większą skalę jest na razie Unijne prawo, które pozwala tylko na wykorzystywanie z pomocą dronów preparatów biologicznych. - W tym kontekście prawo musi jeszcze ewoluować. Oczywiście dochodzi do tego kwestia rejestracji środków ochrony roślin i odpowiednich zapisów w etykietach danych preparatów - mówi dr Radosław Grychowski. - Trudno mi prorokować, ale myślę, że przepisów nie zmieni się z dnia na dzień i wszyscy zainteresowani będą musieli z tym jeszcze trochę poczekać - podkreśla przedstawiciel WIORiN w Poznaniu.