Z Mateuszem Stajkowskim z Pomarzanek i Czesławem Pękałą z Łosińca miałem okazję rozmawiać o ich rolniczych zmaganiach przed kilkoma laty. Postanowiłem sprawdzić, co u nich słychać, co się ważnego wydarzyło przez ten czas i jak planują swoją przyszłość?
Łosiniec i Pomarzanki to graniczne wsie i sołectwa gminy Skoki. Łosiniec graniczy z gminami: Mieścisko i Wągrowiec, a Pomarzanki z gminą Kłecko w powiecie gnieźnieńskim.
Mateusz Stajkowski od dziecka marzył o tym, żeby zostać rolnikiem. W Pomarzankach gospodarzenie na roli w jego rodzinie trwa już od czterech pokoleń. Pięć lat temu ich gospodarstwo liczyło ok. 95 ha, z czego 34 uprawiał Mateusz, resztę - jego rodzice. Ponieważ gleby tu słabe, to żeby zapewnić jakiś wynik ekonomiczny, trzeba było myśleć o powiększeniu gospodarstwa. Tak uczynili jego rodzice, którzy startowali od 25 ha.
Produkcja trzody w cyklu zamkniętym
Mateusz Stajkowski zdecydował się na hodowlę trzody chlewnej w cyklu zamkniętym. Materiał hodowlany pochodzi z własnego stada 55 loch. - W gospodarstwie sukcesywnie podnosimy standard utrzymania trzody poprzez modernizacje i remonty budynków, systemy wentylacji, utrzymania bezściółkowego. Powierzchniowo przewidziany jest niewielki wzrost areału, odejdzie jakaś droga dzierżawa, dojdzie zakupiony grunt - wyjaśnia rolnik. - Profil produkcji cały czas pozostaje niezmienny i miejmy nadzieje, że zbliżający się ASF tego nie zmieni. Pozostałem przy trzodzie w cyklu zamkniętym oraz standardowe uprawy: jęczmień zimowy, żyto, pszenżyto, rzepak, słonecznik i kukurydza. W ciągu roku produkcja wynosi ponad tysiąc sztuk tuczników - dodaje.
Kiedyś Stajkowscy mieli też stado krów, było więc własne mleko, masło i sery. Obowiązujące obecnie przepisy nie pozwalają na sąsiedztwo w tym samym budynku i krów, i świń. Mateusz od początku swojego gospodarowania marzył o wybudowaniu nowej chlewni, ale plany inwestycyjne uzależnione były od cen skupu żywca wieprzowego, a te były nieprzewidywalne. Mój rozmówca jest od 2023 roku prezesem zarządu Spółdzielni Producentów Trzody Chlewnej Polish Pig, która ma siedzibę na terenie powiatu krotoszyńskiego.
Rolnik podjął decyzję o zasadniczej zmianie sposobu uprawy. - W ciągu ostatnich 5 lat park maszynowy został przystosowany do uprawy bezorkowej, zakupiłem głębosza, agregat bezorkowy do głębokiej uprawy, zestaw uprawowo-siewny oraz konia pociągowego wyposażonego w system prowadzenia równoległego, obustronny przesył danych, zdalny podgląd i monitoring. Niestety, jakość wykonania ciągnika, jakim jest John Deere 6155M, spadła dramatycznie w stosunku do wcześniejszych modeli. Największą bolączką jest skrzynia biegów, która szarpie i wydaje niepokojące odgłosy - wylicza i ocenia Mateusz.
Jak to radnym być?
Pięć lat temu Mateusz postanowił spróbować swoich sił w wyborach samorządowych. Jak wtedy mówił: - Nie budziłem się rano z postanowieniem, że zostanę radnym. Decyzję o kandydowaniu podjąłem w ostatniej chwili. Namawiali mnie koledzy rolnicy, którzy przekonywali mnie, że sprawy rolnicze w radzie mogą być słabo reprezentowane. Mandat radnego zdobył, wygrywając z czworgiem kontrkandydatów. Mama Irena z początku nie była entuzjastką samorządowej przygody syna, ale w końcu stwierdziła: - Ma swój rozum i musi się uczyć nowych ról.
Młody rolnik powoli zapoznawał się ze specyfiką funkcji radnego, studiował na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu i sposobił się do... ożenku. Mieszkańcy sołectwa, którego jest przy okazji sołtysem, liczyli na jego skuteczne działania dotyczące budowy i remontu drogi od Jabłkowa do Pomarzanek. Powiodło się. Wprawdzie we wsi są nadal gruntowe drogi, które w czasie opadów lub roztopów stwarzają problem z dojazdem do gospodarstw, ale Mateusz liczy na rozwiązanie problemu. - Coś się udało, czegoś nie udało rozwiązać w tej kadencji. Traktuję to jako ciekawe doświadczenie. Mimo że zawsze interesowałem się inwestycjami na terenie gminy, to dopiero funkcjonując w radzie, z bliska widziałem ogrom licznych inwestycji i problemów z nimi związanych oraz ogromnej pracy i czasu, jaki trzeba poświęcić na realizacje - ocenia swoją obecność w samorządzie.
Do rady miejskiej jednak w tym roku nie zamierza startować. - Dobry i skuteczny radny musi dysponować większą ilością czasu, aby się zaangażować. Gospodarstwo wraz z hodowlą oraz własna rodzina pochłaniają cały czas. Zangażowanie społeczne musiałoby się odbywać kosztem albo rodziny, albo gospodarstwa. Niewykonanej pracy nikt nie zrobi. Niedopilnowanie czasem jednej rzeczy może skutkować dużymi stratami, a druga szansa będzie za rok z kolejnym okresem wegetacyjnym. Np. coraz liczniejsze naloty szkodników oraz kurcząca się lista skutecznych środków sprawy nie ułatwia.
Mateusz założył rodzinę, a w ubiegłym roku został szczęśliwym tatą Aleksego. Nie podjął jeszcze decyzji, czy będzie startował w wyborach na sołtysa, choć mieszkańcy sołectwa na to liczą. Rolnik ma teraz 29 lat i spory zapas energii.
Szczęśliwe zderzenie
Czesław Pękała jest starszy od Mateusza o ponad 40 lat i już wiele lat żył samotnie, opiekując się ciężko chorym przyrodnim bratem, obrabiając swoje kilkanaście własnych hektarów i kilka dzierżawionych. Z czego wynikała jego samotność? Tak mówił kilka lat temu: - W małżeństwie nam nie wyszło. I mimo ponad sześćdziesiątki na karku marzył o tym, żeby w jego życiu - oprócz stałego kontaktu z córką i wnuczką - pojawiła się jego partnerka. - Przydałaby się może druga połowa w życiu. Wiem, że sama się pojawi, a ja liczę na to, że szczęśliwie zderzymy się, aby wspólnie potem marzyć - mówił wtedy.
Opieka nad chorym bratem spowodowała, że pan Czesław większość swoich hektarów oddał trzy lata temu w dzierżawę. Kiedy brat zmarł w ubiegłym roku, postanowił po tegorocznych żniwach zająć się ponownie całym areałem. - Wypowiedziałem już umowę dzierżawy, dokonałem też zakupu nowych maszyn. W garażu pojawił się ciągnik Ursus 1614, nowy agregat uprawowy i inny niezbędny sprzęt. Teraz jego zaplecze to dwa ciągniki i potrzebne do obrobienia swoich hektarów maszyny towarzyszące. - Zastanawiam się nad typem pługa do nowego ciągnika. Myślałem o zakupie obrotowego, ale patrząc na ich ceny bardziej skłaniam się do zakupu zagonowego - wyjaśnia rolnik. - Ze starego dobytku pozostał mi mój motocykl „chopper” i mój wierny owczarek długowłosy - dodaje ze śmiechem. - Mój motocykl nie rdzewieje, bo uczestniczę w zlotach motocyklistów. Nie interesują mnie tzw. ścigacze, bo kupiłem motocykl nie dla szpanu, a dla radości.
Po ponownym przejęciu wydzierżawionych gruntów zapewne postawi na produkcję roślinną, która sprawdzała się na jego lekkich glebach. Tu najlepiej plonowały żyto i owies, a pan Czesław bez problemów znajdował nabywców na ziarno.
Spełniło się też marzenie rolnika o „szczęśliwym zderzeniu”. - Poznałem kobietę, z którą teraz spędzam dużo czasu. Jest też właścicielką gospodarstwa kilka kilometrów dalej i zajmuje się agroturystyką. Spełnia się również jako aktywna członkini miejscowego koła gospodyń wiejskich.
Od wielu lat Czesław Pękała jest członkiem Powiatowej Izby Rolniczej. Bardzo często uczestniczył w pracach tzw. komisji suszowych. Sam posiada grunty niskiej klasy i doskonale wie, jakie skutki dla plonów powoduje susza. - Bywało tak, że rolnicy mieli do nas pretensję o ocenę skutków suszy, a my przecież korzystaliśmy z przygotowanej w tym celu aplikacji - wyjaśnia. - Okazywało się, że to aplikacja powodowała różne wyniki w tym samym terenie lub w podobnych warunkach.
Rolnik postanowił spróbować swoich sił w nadchodzących wyborach samorządowych. Polskie Stronnictwo Ludowe wystawiło go jako kandydata do rady powiatu. - Czuję się na siłach sprostać zadaniu, jeśli wyborcy potwierdzą moją kandydaturę - mówi. - Reprezentantka naszego powiatu została niedawno wybrana w skład zarządu Wielkopolskiej Izby Rolniczej. To dowód uznania dla naszych powiatowych działaczy. Przyglądamy się teraz postępowaniom przetargowym na grunty rolne, które były w gestii Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa. Liczę na to, że opinie izby rolniczej staną się przedmiotem poważnego traktowania w procedurach i decyzjach dotyczących obrotu ziemią - dodaje zdecydowanie.
Zapytany o ostatnie akcje protestacyjne rolników mówi: - Są one w słusznej sprawie, bo propozycje zawarte w tzw. Zielonym Ładzie działać będą w wielu aspektach na niekorzyść rolników. Odrębną kwestią jest napływ tanich produktów rolnych z Ukrainy. Polscy rolnicy są zobowiązani do respektowania wyśrubowanych norm jakościowych i fitosanitarnych. Nie mamy żadnej gwarancji, że napływająca fala zboża i już przetworzonej żywności spełnia te wymogi.
Pan Czesław wierzy jednak w to, że nowy minister rolnictwa i rząd skutecznie będą rozwiązywać powstałe napięcia. Sceptycznie odnosi się natomiast do incydentalnych, jednak nagłaśnianych w mediach formach wyrażania swojego niezadowolenia przez niektórych uczestników akcji protestacyjnych. - Boję się sytuacji, kiedy słuszna akcja rolników zostanie potraktowana jako li tylko działanie polityczne inspirowane przez Bóg wie kogo.