Produkują mleko i oszczędzają na nawozach [VIDEO]
Andrzej Baczyński wraz z żoną Beatą prowadzi gospodarstwo rolne skupione na produkcji mleka. Rolnik od kilkunastu lat utrzymuje bydło w oborze wolnostanowiskowej i inwestuje w precyzyjną aplikację gnojowicy, dzięki której oszczędza na nawozach.
- W 2007 roku podjęliśmy decyzję o budowie obory, a rok później wprowadziliśmy bydło do nowego obiektu. To znacznie usprawniło naszą codzienną pracę - mówi Andrzej Baczyński, który prowadzi gospodarstwo w miejscowości Podolin położonej na styku województw: wielkopolskiego i kujawsko-pomorskiego. - Nie ma co porównywać pracy na starej, ciasnej oborze do tego, co mamy teraz. Zachęcam innych hodowców do pójścia w tym kierunku. Nie ma co się bać podejmowania takich decyzji, bo to naprawdę oszczędność czasu i siły - zaznacza Baczyński. Według niego obecnie produkcja mleka jest obecnie opłacalna, ale wynika to też z tego, że do tej pory udawało mu się korzystać z wcześniej zakupionych - tańszych materiałów. - Zobaczymy, jak to będzie dalej, ale też muszę powiedzieć, że cena mleka poszła mocno do góry, więc na chwilę obecną idzie coś zarobić - tłumaczy. Hodowca utrzymuje w obiekcie 100 krów dojnych. Ich średnia wydajność kształtuje się na poziomie około 10 tys. kg. - Mamy halę udojową 2x5 stanowisk. Doimy rano o godzinie 7 i wieczorem o 19. Dój zajmuje nam jednorazowo około 2,5 godziny, dlatego myślimy już o kolejnej inwestycji - chcemy pójść w robota udojowego. To znacznie zmniejszyłoby nasz czas pracy na oborze - tłumaczy Andrzej Baczyński. - Nie można powiedzieć, że całkowicie nie będziemy musieli obsługiwać tych krów, ale na pewno byłoby łatwiej - uzupełnia, zaznaczając, że takie rozwiązanie pozwoliłoby mu też mieć więcej czasu na oddane się drugiej pasji, jaką w ostatnim czasie stało się bieganie. Trzy dni przed naszą wizytą w gospodarstwie, rolnik przebiegł maraton organizowany w Poznaniu. To pierwszy taki dystans pokonany przez niego w życiu, ale najprawdopodobniej nie ostatni.
Nowa obora… lepiej wykorzystany nawóz
Przejście ze starej obory, w której zwierzęta utrzymywane były w systemie uwięziowym na nowy obiekt wolnostanowiskowy, to nie jedyna duża zmiana w hodowli prowadzonej przez Beatę i Andrzeja Baczyńskich. Krowy zmieniły także system utrzymywania z płytkiej ściółki na ruszta. Taka zmiana sprawiła, że rolnik zaczął mieć do dyspozycji dużą ilość gnojowicy. Przez lata rozlewał ją rozbryzgowo, ale żeby lepiej wykorzystać wartość tego cennego nawozu zainwestował w aplikator łąkowy, pozwalający notować wyższe zbiory zielonek. - Nawet w tak suchym roku jak ten, udało nam się zebrać cztery pokosy traw. Widzimy ogromną różnicę między rolewaniem płaszczowym a precyzyjną aplikacją gnojowicy - zaznacza rolnik. - Jest jeszcze druga ważna sprawa - dzięki dokładnej aplikacji gnojowicy znacznie ograniczamy rozprzestrzenianie się nieprzyjemnego zapachu, który jest nieodłącznym efektem rozlewania rozbryzgowego i niejednokrotnie może być powodem problemów - dodaje. Hodowca zarówno jeśli chodzi o wóz asenizacyjny, jak i aplikator, postawił na firmę JOSKIN. - Jest to sprawdzona przeze mnie firma. Wóz asenizacyjny kupiłem dwa lata temu, a aplikator zamontowałem do niego przed rokiem. Do tej pory wszystko działa sprawnie, nie sprawiając żadnych problemów - tłumaczy, zaznaczając, że to już druga „beczka” tego producenta w jego gospodarstwie. - Już od kilkunastu lat pracuje u mnie wóz o pojemności 8.400 litrów. Teraz kiedy jest więcej gnojowicy, rozlewanie tak małym sprzętem było jednak dosyć problematyczne, więc zdecydowałem się na większą maszynę o pojemności 14,5 tys. litrów. Do niej zamontowałem aplikator łąkowy o szerokości 4,3 m. Całość kosztowała mnie około 450 tys. zł - wyjaśnia Baczyński. Jak zaznacza, efekty pracy wozu asenizacyjnego z aplikatorem na użytkach zielonych są dla niego tak zadowalające, że zamówił już drugi aplikator doglebowy - z przeznaczeniem na grunty orne, tak aby również na nich stosować precyzyjne nawożenie. - Do tej pory wywoziłem gnojowicę z aplikatorem tylko na łąki. Używam tego sprzętu na 30 ha, stosując około 30 tys. litrów na hektar. Wywożąc gnojowicę na grunty orne odkładałem aplikator i rozlewałem ją rozbryzgowo. Niebawem się to zmieni - mówi zadowolony rolnik. Jak dodaje, w związku z tą inwestycją będzie musiał jednak pomyśleć o większym ciągniku. - Obecnie z wozem asenizacyjnym współpracuje John Deere o mocy 150 KM i daje sobie z takim zestawem bardzo dobrze radę, ale jednak trzeba mieć na uwadze to, że aplikator doglebowy znacznie zwiększa zapotrzebowanie na moc, więc muszę się rozejrzeć za mocniejszym traktorem - zaznacza.
Czasami lepiej postawić na usługę
- Jeśli chodzi o produkcję roślinną w naszym gospodarstwie, to jest ona w całości podporządkowana hodowli. Największy obszar upraw zajmuje kukurydza na kiszonkę - około 30-35 ha. Siejemy także pszenicę, lucernę, mieszanki traw i pięć hektarów buraków cukrowych. Pozostałe areały to trwałe użytki zielone - tłumaczy rolnik, podkreślając, że jego park maszyn przede wszystkim składa się z maszyn zielonkowych. - Ostatnimi laty coraz częściej korzystamy jednak z usług. Przede wszystkim ze względu na koszty maszyn. Nie opłaca się nam kupować sprzętu za 500-600 tys. zł - tłumaczy Baczyński. Jak zaznacza, większość traw zbierana jest w jego gospodarstwie przyczepami samozaładowczymi, których w swoim parku maszyn nie posiada i wtedy regularnie posiłkuje się wsparciem wyspecjalizowanych w takich działaniach firm. - Część traw, z tych gorszych użytków, zbieramy jeszcze w bele. Wtedy robimy to we własnym zakresie. Mamy prasę i owijarkę, także z tym dajemy sobie sami radę - dodaje, zaznaczając jednak, że bardziej jest zadowolony ze zbiorów sianokiszonki w pryzmę. - Masa jest wtedy lepiej ugnieciona i jednolicie wymieszana - uzupełnia.