Z POLA WZIĘTE. Ryba i wędka w odpust Piotra i Pawła
Moja znajoma kocha ekologię, a dokładnie mówiąc rolnictwo ekologiczne. Jest w tej dziedzinie cennym doradcą, mentorem, rzecznikiem – również dla mnie, jako dziennikarki i rolniczki. Dużo podróżuje, wielu ludzi poznaje, a co za tym idzie – dużo jej się przydarza. Gdy spotkałyśmy się ostatnio na planie reportażu o winnicy (oczywiście ekologicznej), opowiadała mi swoją niedawną historię związaną z tematem ekologii. A było tak:
Jakiś czas temu dowiedziała się z mediów o tragedii, która zdarzyła się w gminie Adamówka na Podkarpaciu. Dokładnie 29-go czerwca tego roku pan Tomasz – rolnik, hodowca ok. 40 krów mlecznych, ojciec dwójki dzieci, które wychowuje samotnie, wybrał się do sąsiedniej wsi na odpust świętych Piotra i Pawła. Ok. godz. 15.00 zadzwonili sąsiedzi z informacją, że jego gospodarstwo płonie. Gdy przybył na miejsce, kilkadziesiąt jednostek straży pożarnej gasiło ogień, a sąsiedzi wyprowadzali zwierzęta z obory. W jednym momencie stracił wszystko oprócz krów i domu.
Moja znajoma poza tym, że jest świetnym fachowcem w dziedzinie rolnictwa ekologicznego, to jest również dobrym człowiekiem. Mieszka w stolicy, rodzinę ma na Podkarpaciu i właśnie do niej jechała miesiąc po opisanej tragedii pana Tomasza. Jechała z postanowieniem, że po drodze odszuka rolnika, aby wesprzeć go finansowo. W tamtejszym sklepie „Groszek” udzielono jej informacji, gdzie mieszka sołtys, a ten z kolei wskazał, jak dojechać do spalonego gospodarstwa. Na miejscu tragedii zastała pana Tomasza, który wraz ze swoim bratem uprzątał zgliszcza. Wywiązała się serdeczna rozmowa, z której wynikało, że ocalone zwierzęta znalazły tymczasowe schronienie u sąsiadów i nadal dają mleko, z którego sprzedaży utrzymuje się pan Tomek.
Moja znajoma nie chcąc dawać poszkodowanemu tylko przysłowiowej ryby w formie gotówki, lecz również wędkę na przyszłość, wpadła na pomysł, aby zaproponować gospodarzowi przejście na rolnictwo ekologiczne. Krowy mleczne, kilka hektarów ornego i gruntów zielonych świetnie nadawały się do tego, aby procedura przestawiania gospodarstwa z konwencjonalnego na ekologiczne była „bułką z masłem”. Tłumaczyła mu, że prowadzenie gospodarstwa jako ekologiczne byłoby bardziej rentowne, nie mówiąc już o zdrowszym świecie i konsumentach. Rolnik słuchał, nie był przeciw i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że w okolicy nie ma nikogo, kto kupowałby od niego mleko jako ekologiczne.
I co teraz? Odpuściłaś sobie temat? - spytałam znajomą kilka dni temu. - A skądże! Przecież to jeszcze nic straconego. Muszę pomyśleć, gdzie pan Tomek mógłby to mleko sprzedawać. A może miałby ochotę robić sery ekologiczne? To miałoby przyszłość dla niego i dla jego dzieci również…- rozmyślała głośno znajoma a ja byłam pewna, że przy następnych odwiedzinach rodziny na Podkarpaciu, wstąpi po drodze do Adamówki, aby skonkretyzować ekologiczną przyszłość pana Tomka. Szkoda, że gospodarz nie wie, że przez drogę przefrunął mu ekologiczny Anioł Stróż, bo wtedy na pewno czułby się bezpieczniej pod jego skrzydłami.
Czytaj także: