Wrzosówki - mięso z tych owiec jest bardzo smaczne
Dobrze wyglądający gospodarz i jego stadko
Pan Tadeusz mówi mi, że ma 57 lat, a ja nie mogę powstrzymać się, aby nie powiedzieć mu komplementu, bo wygląda o wiele młodziej. Może to ten włoski klimat? A może zajmowanie się polską owcą pogórza? Nie wiadomo, no ale na pewno powodem nie jest zawód nauczyciela, bo zdążył w nim popracować tylko rok. Gdy przejmował jako najmłodszy z rodzeństwa przed niespełna 35 laty gospodarstwo po rodzicach, do dyspozycji miał 9 hektarów oraz ok. 30 owiec. Na chwilę obecną ma 65 hektarów ziemi i ok. 120 matek owiec w programie ras zachowawczych, 20 owiec w tzw. rezerwie, 4 tryki, no i jagnięta – na dzień dzisiejszy ok. 150 sztuk.
Gdy słyszę, że pan Tadeusz robi obrządki u dorosłych owiec raz na trzy dni – nie chce mi się wierzyć. Ale jak? - Ano prosto: matki dostają ok. 3 ton wysłodków i same decydują, ile i w jakim tempie zjedzą. Do tego 2 baloty sianokiszonki i 3 bele słomy – wyjaśnia mi gospodarz. Jagnięta od ok. 2 miesiąca dokarmiane są całym ziarnem jęczmienia. - Nie z gniotownika? - pytam i przed oczami mam nasz gniotownik, do którego wsypywany jest owies, pszenica i gryka, wszystko dokładnie mieszane, przewożone do owczarni i rozsypywane każdego dnia w osobne koryta. Pan Tadeusz w to się nie bawi. Przeczytał kiedyś, że młode zwierzęta do półtora roku bardzo dobrze tolerują jęczmień w całości. Wypróbował, sprawdziło się, więc stosuje tę metodę do dzisiaj. Aby zapobiec podjadaniu jęczmienia przez matki, zamontował drabinki, które „przepuszczają” tylko jagnięta.
Statystycznie rzecz biorąc, każda matka rodzi ok. 1,5 jagnięcia i bardzo dobrze radzi sobie z tym sama. Komplikacje występują rzadko, a pomimo to a może właśnie dlatego, okres wykotów to dla pana Tadeusza najintensywniejszy czas. Najstarszy syn zamontował w owczarni kamery, które umożliwiają panu Tadeuszowi podgląd wykotów sprzed komputera. W ten sposób łatwiej i szybciej może wyłapać sytuacje, w których potrzebna jest jego ingerencja, ale na szczęście takich przypadków jest niewiele, no a do tego ma wsparcie zarówno w żonie, jak i w trzech synach.
Program i lukratywność hodowli
Skąd pomysł na uczestnictwo w programie ras zachowawczych? Pana Tadeusza dziwi trochę moje pytanie. - To stado z rasą polskiej owcy pogórza było tu od samego początku. Ojciec założył je w 1974 roku, czyli niemal pół wieku temu – mówi mój rozmówca, jakby inaczej nie mogło być.
W programie ras zachowawczych uczestniczy od 2015 roku. Wtedy to podpisał pierwszą umowę w ramach programu rolno-środowiskowego, a gdy ta się skończyła podpisał umowę na 2 lata i to pokrywa się z informacją, którą dostałam od Tadeusza Lotczyka. Komisja, która przyjechała przed podpisaniem pierwszej umowy na oględziny zwierząt, wybrała 60 matek, które spełniały kryteria rasy, ale tylko 40 z nich zakwalifikowane zostały do reprodukcji. Coroczne powiększanie stada doprowadziło do dzisiejszych 120 matek i taka wielkość zadowala pana Tadeusza w zupełności. Ma w tzw. rezerwie kilkanaście matek, które czekają na swoją kolej, gdyby którąś ze 120-tu zakwalifikowanych trzeba było zastąpić.
Pytam, czy uczestnictwo w programie jest lukratywnym interesem. - Nie powiedziałbym. Hodowla jest czymś dodatkowym. Głównym moim zajęciem jest uprawa pól, ale owce darzę sentymentem. Trzeba mieć do nich zamiłowanie, bo inaczej by się nie dało tego robić, ale nie jest to interes życia. Owce są specyficzne. Pamiętam, że na początku lat 90-tych było tak źle z popytem, że miałem tylko ok. 20 matek. Potem coś drgnęło. Nie bez znaczenia było nasze wejście do Unii Europejskiej. Są dopłaty z programu rolno-środowiskowego 25-30 Euro na sztukę, z programu ras zachowawczych 360 zł. a teraz ma wejść jeszcze „owca plus”- wylicza hodowca owiec. Tym, co przynosi jednak największy zysk, jest sprzedaż jagniąt. Od lat współpracuje z tym samym odbiorcą – właścicielem ubojni, który chętnie kupuje 3-4 miesięczne jagnięta o wadze ok. 40 kilogramów. - Smutne jest tylko to, że cena jagnięciny nie zmieniła się praktycznie od 30 lat. W latach 90-tych jagniak kosztował 230 zł. a teraz 280. Tyle tylko, że wcześniej jagnięcinę wysłało się na eksport, a dzisiaj jagnięce mięso można już zjeść w naszych rodzimych restauracjach i to jest pozytywne.
O tym, co denerwujące i tym, co najważniejsze na str. 4