W nowej chlewni prosięta mają komfortowe warunki [WIDEO]
Adam Kanturski prowadzi hodowlę trzody chlewnej w miejscowości Wrony (gmina Klonowa, powiat Sieradz). Ma łącznie 150 macior. Produkcja - prowadzona w cyklu zamkniętym - wynosi od 3,5 do 4 tys. tuczników rocznie.
W tym roku zainwestował w postawienie nowej chlewni nastawionej na produkcję prosiąt. Zadbał o odpowiednią izolację, a także zamontowanie nowoczesnych systemów wentylacji, które spowalniają opadanie powietrza, jego chłodzenie. Są tu także automatyczne systemy zadawania paszy ze stacjami żywieniowymi. - Każdą lochę, także na porodówce, żywimy indywidualnie. Każda jest zaczipowana, w uchu ma nadajnik, dzięki czemu wiemy, ile zjadła w danym dniu, ile w całym cyklu, wiemy, jaka jest wydajność, wpływ ilości zjedzonej paszy na przyrost masy, mamy całą kalkulację kosztów. Z tych innowacji dotyczących zadawania paszy to jest coś naprawdę niespotykanego - mówi gospodarz.
Rolnik dba o zachowanie właściwej temperatury w chlewni, gdyż ma to niebagatelne znaczenie dla prowadzonej produkcji, jej efektywności. - Zachowanie odpowiednich temperatur i prędkości powietrza rzutuje w późniejszym etapie na stan zdrowia zwierząt. To jest oczywista rzecz, o której każdy hodowca wie. To jest pewien standard, coś, co dzisiaj jest normą - podkreśla Adam Kanturski. - Na budynku mam dyfuzyjne sufity, które spowalniają nam prędkość opadania powietrza. W tym systemie trudno byłoby przeziębić nasze świnki. Mamy te systemy chłodzenia oraz miejscowego dogrzewania prosiąt, przy maciorach, do temperatury ponad 30 stopni. Do tego celu służą promienniki oraz wodne maty grzewcze - dodaje. - Maciora dla swojego behawioru powinna mieć optymalną temperaturę do karmienia ok. 17-18 stopni, natomiast świeżo urodzone prosięta wymagają ogromnego dogrzania - do ok. 30 stopni. 33 - 34 stopnie to standard, który musimy zachować. Te temperatury „się gryzą”, gdyż głowa maciory od legowiska, gdzie są te 34 stopnie, jest raptem 30-40 cm obok. Co jest najtrudniejsze? - Właśnie zachowanie tak skrajnych temperatur na tej małej przestrzeni, na której znajduje się locha z prosiętami - to jest raptem, w moim przypadku, 2x2,5 m. Jednocześnie musimy przewietrzyć tę lochę, dostarczyć jej świeżego powietrza, pamiętając, że te małe organizmy małych prosiaczków są po narodzeniu jeszcze wilgotne, niewysuszone. Muszą mieć skrajnie inną temperaturę niż ich mamy. Duża powierzchnia zewnętrzna przy małej masie powoduje ich szybkie wyziębienie - tłumaczy gospodarz. Stosuje maty ogrzewające brzuszki prosiąt - dopływa do nich woda o temperaturze 35-40 stopni. Nad matą znajdują się promienniki ciepła, które powodują szybsze wysuszenie prosiąt, poprawiają też krążenie krwi zwierząt.
Zadbanie o odpowiednie warunki skutkuje lepszymi przyrostami, lepszymi efektami produkcji. - Jeżeli jesteśmy w stanie wychłodzić loszki na inseminacji, ich ruja jest wyraźniejsza, mamy mniejsze problemy z wykrywaniem jej na czas. W przypadku loch na porodówkach mamy zastosowane żeliwne ruszty, które są chłodne, odbierają temperaturę maciorze. Ta maciora nie ma ochoty nagle i raptownie się rzucić, położyć się ze zmęczenia. Kładzie się powoli, ma siłę i energię, by zrobić to w płynny sposób. Dzięki temu mam mniej przygnieceń na porodówkach - mówi gospodarz.
Jednym z elementów chłodzenia są chłodnice we wlotach powietrza, tzw. CoolBox. - Polega on na tym, że widoczną u góry cienką rureczką dopływa chłodna woda ze zbiornika 4-5 metrów sześciennych zakopanego na wysokości środka budynku. Ta woda, całą szerokością CoolBoxa, spływa na dół - tłumaczy rolnik. W tym czasie wentylatory osiowe znajdujące się w środku wytwarzają podciśnienie i przeciągają przez tę masę wody powietrze. Powietrze nasyca się wodą, dzięki czemu robi się ona coraz chłodniejsza. Dzięki tym systemom można obniżyć temperaturę o 10 stopni latem, gdy jest upalnie, powietrze jest suche i o 4 stopnie, kiedy powietrze nasycone jest wilgocią. Co skłoniło rolnika do zastosowania takiego rozwiązania? - Problemem jest wejście lochy w odpowiednim terminie w ruję. Tutaj widoczne są efekty - locha wchodzi wyraźniej, są widoczniejsze objawy, jest chłodniej. Jest lepsza wydajność - mówi Adam Kanturski.
Poniesione koszty inwestycji zwracają się w późniejszej eksploatacji stada. - Na starych budynkach, przy dużym zagęszczeniu zwierząt, przy temperaturze na zewnątrz rzędu 28-29 stopni, nawet jeżeli wentylacja mechaniczna „chodzi” na maksymalnych obrotach, nie jesteśmy w stanie zbić tej temperatury. Nie ma siły, żeby ją w jakiś magiczny sposób obniżyć samym „przerzucaniem” masy powietrza. Te systemy, które mam w nowej chlewni, na to pozwalają - dodaje gospodarz.
Zachowywanie właściwej temperatury to bardzo ważny element w prowadzeniu produkcji. - W porównaniu do starych budynków, na których pracowałem przez ostatnie lata, widać efekty. To jak dzień do nocy. Teraz mam tak naprawdę mniej pracy, chociaż skala produkcji jest większa - przyznaje Adam Kanturski.