Owca - czworonożna kosiarka
Ludzie stali się ekologiczni i nie chcą zanieczyszczać środowisko spalinami. W swych ogródkach, zamiast kosiarek, coraz częściej mają owce lub kozy.
U mojego znajomego, w pokaźnym ogródku paradują od kilku miesięcy dwie owce. Dwie, bo jednej byłoby nudno. Znajomy ma dobre serce i jest otwarty na nowinki, więc na wiosnę tego roku sprowadził sobie czworonożne kosiarki.
- Już miałem dość tego cotygodniowego, godzinnego koszenia. Nawet jeśli piwo po takiej pracy smakuje szczególnie, to ogólnie rzecz biorąc - zajęcie jest męczące - wytłumaczył mi na wiosnę zachwycony swoim pomysłem.
Przed tygodniem poszłam do niego z ostatnim wydaniem Wieści Rolniczych i artykułem o owcach i kozach, aby spytać o kilkumiesięczne doświadczenie z żywymi kosiarkami. Jego zapał jakby przygasł. Wprawdzie owce skubią trawę cały dzień, ale nie robią tego dokładnie i równomiernie. Lecą tam, gdzie im smakuje, a mniej smakowite kępki zostawiają na boku. Największy problem jest jednak z bobkami. Wprawdzie te użyźniają glebę, ale ich „zagospodarowaniem” bardzo zainteresowany jest również dwuletni labrador, który łazi za owcami krok w krok i czeka na „smakołyki”. Nie byłby to może i problem, ale dzieciaki przytulają się do psa i jak sobie pomyśli, co przekąsił jego rasowy Bobik wcześniej, to aż nim wstrząsa.
Nie chciałam mu psuć jeszcze bardziej humoru (może zostawię to sobie na trochę później) ale z owcami i z kozami to nie jest tak prosto, jak to byśmy sobie życzyli.
Problemów jest kilka. Po pierwsze: zbliża się zima i jeżeli nasze kosiarki spały pod gołym niebem, to powoli należałoby pomyśleć o schronieniu dla nich przed anomaliami pogodowymi. Po drugie: nasza ogródkowa trawa nie będzie rosła przy niskich temperaturach i chociaż kozy i owce nie boją się zimy, to należałoby pomyśleć o ich dokarmianiu. Tu w rachubę wchodzi na pewno siano i gniecione zboże (ale do gniecenia potrzebny jest gniotownik). Po trzecie: jeśli nasze podopieczne porzebywały cały czas na trawie, to racice pewnie same im się nie starły. Tutaj należałoby pomyśleć o ich obcięciu. Zabiegu tego nie wykonamy nożyczkami biurowymi ani do paznokci, a specjalnie do tego przeznaczonymi. Powinniśmy też mieć na uwadze, że obcinanie racic przypada dwa razy w roku, a więc również na wiosnę. Po czwarte: na wiosnę i na jesień konieczne jest odrobaczanie doustne lub w zastrzyku. Po piąte i to dotyczy tylko owiec: raz w roku owca musi mieć kontakt z fryzjerem – tzw. strzygaczem. Wprawdzie można spróbować ostrzyc owcę samemu, ale z własnego doświadczenia wiem, że nie jest to ani łatwe ani ładne, jeżeli chodzi o efekt końcowy. A poza tym: nawet jeśli nauczymy się strzyc naszą owcę – to co zrobić z wełną? Tu może przydałoby się wysłać przez zimę żonę, teściową lub samego siebie na kurs robienia włóczki i dziergania na drutach.
A tak swoją drogą: ciekawa jestem, skąd ludzie biorą te kosiarkowe owce i kozy.
Zakolczykowane zwierzęta może dane gospodarstwo sprzedać innemu gospodarstwu lub jeśli ktoś nie posiada statusu gospodarstwa, to może wprawdzie kupić sobie owcę lub kozę, ale musi ją zarejestrować w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w celu otrzymania numeru stada. Komu chce się to robić? Znajoma, nota bene pracownica agencji, opowiedziała mi o jeszcze jednej możliwości wyjścia z sytuacji: otóż zwierzęta te można wypożyczyć na sezon koszenia z gospodarstwa posiadającego już numer stada. To brzmi dobrze, a do tego jeszcze umożliwia wyjazd na wakacje tej czy innej owcy lub kozie.
Felieton opublikowano w październikowym numerze "Wieści Rolniczych". Chcesz prenumeratę? Wejdź TUTAJ
- Tagi:
- owce
- eko
- kosiarki
- kozy
- koszenie trawnika