O dobrego dojarza trudno, dlatego kupił robot udojowy
- 1/4
- następne zdjęcie
Praca w gospodarstwie do lekkich nie należy. Wiedzą o tym Katarzyna i Sławomir Banachowie z Trzcinicy w Wielkopolsce. Ich inwestycją we własne zdrowie jest robot udojowy, w który wyposażyli w tym roku oborę.
Państwo Banachowie gospodarują na 80 hektarach, z czego 50 ha to grunty własne. Na tym areale uprawiają głównie kukurydzę. - Mamy także sporo pól obsianych trawą, lucerną i zbożami – dodaje pan Sławomir. Grunty te w dużej mierze charakteryzują się raczej niską klasą bonitacji gleby. - Głównie jest to „czwórka”, troszkę „trójki”, ale mało, a pozostałość to 5 klasa - wymienia. Gospodarstwo utrzymuje się z produkcji mleka. Łącznie znajduje się w nim około 200 sztuk bydła, z czego 63 to krowy dojone w systemie automatycznym i 30 jałówek.
Obora w kwadracie
Obora, w której znajdują się krowy, powstawała w trzech etapach. Pierwszą część zbudowano w 2015 roku, kolejną wykonano w 2019 roku. W 2021 roku powstała dobudówka, w której mieści się robot udojowy.
- Całość obory to prawie kwadrat, czyli 33 na 30 metrów. Jest to bryła trochę nietypowa przy oborze, gdzie większość takich obiektów jest w prostokącie. Nasze krowy po części przechodzą tyłem, przez ganek paszowy do robota. Nie sprawia im to problemu - opowiada Sławomir Banach.
Robot udojowy został uruchomiony w 2022 roku. - Na dziś zdaje egzamin dość dobrze - mówi Sławomir Banach. Co przede wszystkim skłoniło rolników do tej inwestycji?
- Przypuszczam, że nie tylko na naszym terenie, ale w całym kraju, brakuje pracowników do gospodarstw rolnych. Znalezienie pracownika do dojenia krów graniczy z cudem. Pracownik wszystkiego sam nie zrobi, trzeba zawsze pewne rzeczy dopilnować - mówi rolnik z Trzcinicy.
Jak dalej stwierdza, największy problem z dyspozycyjnością pracowników jest w niedziele.
- Niedziela to był zawsze najgorszy dzień tygodnia, bo zawsze zostawałeś sam i musiałeś to wszystko zrobić. Do tego jeszcze krowy się najczęściej cieliły w sobotę wieczorem albo w niedzielę rano. Są to następne godziny, które trzeba poświęcić na pracę w oborze. Teraz, dzięki temu, że mamy robota, troszkę tej niedzieli nam zostaje do odpoczynku. Wiadomo, że wszystkiego trzeba dopilnować, ale jest o wiele mniej pracy – mówi Sławomir Banach.
Rolnik zwraca uwagę także na fakt, iż częste nachylanie się podczas doju było bardzo uciążliwe i odbijało się już na zdrowiu jego małżonki. - Uznaliśmy z żoną, że albo sprzedajemy krowy albo inwestujemy w automat, który te ciężkie prace fizyczne zrobi za nas – dodaje pan Sławek. Obecnie państwo Banachowie nie mają zatrudnionych pracowników.
- Działamy w dwójkę. Troszkę pomaga nam teść i syn, który czasem przyjedzie w sobotę. I spokojnie jesteśmy wyrobieni na czas z każda pracą – zaznacza Sławomir Banach.
Jaką wydajność mleczną uzyskuje rolnik? Przejdź i zobacz.
- 1/4
- następne zdjęcie