Jego krowy wysypiają się na wodnych materacach [VIDEO]
Michał Królak mówi, że jego krowy mleczne mają lepiej od niego, bo wysypiają się na wodnych materacach. Tak jest na gospodarstwie, które prowadzone jest rodzinnie od 60 lat i trzech pokoleń w wielkopolskim Głuchowie w powiecie tureckim.
Michał Królak jest młodym, bardzo młodym rolnikiem, bo ma zaledwie 22 lata. Skończył technikum mechanizacji rolnictwa i wraz z żoną, która jest jego rówieśnicą oraz 3-letnią Gabrysią mieszkają pod jednym dachem z rodzicami pana Michała, czyli z mamą Haliną (51) i ojcem Stanisławem (61). Nie tylko mieszkają, ale i prowadzą wspólne gospodarstwo w trzecim pokoleniu. Dwa lata temu usiedli razem do stołu, aby podjąć decyzję: zwijamy gospodarstwo czy je rozwijamy? Wspólnie doszli do wniosku, że powinni postawić na rozwój. Dzisiaj uważają zgodnie, że to była dobra decyzja.
Jak pan Michał został rolnikiem
Michał Królak został rolnikiem, bo interesował się ciągnikami od małego chłopaka,a ojciec zabierał go na pola i do obory – jego początki były zatem takie same, jak u większości rolników. Jako najmłodszy z rodzeństwa (ma dwie siostry i dwóch szwagrów - mechaników sprzętu rolniczego) został na gospodarstwie, a swoje wykształcenie wybrał pod kątem przyszłego zawodu, ponieważ już wtedy wiedział, że będzie rolnikiem.
Gdy przyjeżdżam na gospodarstwo do Głuchowa, drzwi domu otwiera pani Patrycja i Gabrysia. Obie z uśmiechem na twarzy, a za nimi stoi pan Michał i sprawia wrażenie mocno niewyspanego. Okazuje się, że całą noc robił kiszonkę. Z wyrzutami sumienia idę z nim do obory, która pobudowana jest za budynkami gospodarczymi i niewidoczna, gdy stoi się na zabudowanym w kwadrat podwórzu.
Obora jest dumą całej rodziny. Trudno się dziwić, bo wygląda naprawdę imponująco i to zarówno z zewnątrz, jak i w środku. To, co zachwyca w środku, to ogromna przestrzeń, piękne światło, przyjemny zapach i ewidentnie szczęśliwe krowy w ilości 60 sztuk i tyle samo jałówek rasy simental, jersey i holsztyńsko-fryzyjskiej, czyli mleczne: – One mają lepiej niż my, bo leżą sobie na materaca wodnych – opowiada całkiem poważnie pan Michał. - Jak mleczne to pewnie gospodarze mają pełne ręce roboty? – pytam i słyszę w odpowiedzi: - Już nie, bo mamy nową halę udojową na 16 sztuk tzw. „rybią oś”. Na udój naszych 60 krów potrzebujemy ok. 40 minut – wyjaśnia mi nie bez dumy pan Michał.
Początek dnia o przyzwoitej porze
- A ja już myślałam, że wstajecie o 4.00 rano, aby wyrobić się ze wszystkim. Trochę popsuł mi pan moje wyobrażenie o rolnikach, którzy utrzymują krowy... mówię zaczepnie, ale odpowiedź jest poważna: - Ale skąd! Wstajemy o 6.00 i o 8.00 sami już jesteśmy z powrotem na śniadaniu.
W nowej oborze zainstalowana jest aplikacja CowScout firmy GEA. To technologiczne cudo pasuje do nowoczesnego obejścia i jest wielką pomocą w obserwacji zwierząt pod kątem wykrywania rui, poboru paszy i wody. Jako nadajniki służą respondery noszone na szyjach przez poszczególne krowy. Każda z nich jest w ten sposób zidentyfikowana i monitorowana przez 24 godziny na dobę. Wszystkie informacje można zaobserwować w formie zestawień, wykresów i tabel zarówno w komputerze, jak i w smartfonie. Pan Michał ma zatem możliwość kontroli swojego bydła podczas prac polowych, gdy siedzi w ciągniku. Często korzysta z tej możliwości, ale z ręką na sercu przyznaje, że na komputerze zna się lepiej Patrycja. To właśnie do jej zakresu obowiązków należy obsługa „centrum zarządzania”, jakim jest pomieszczenie przy oborze wyposażone w komputer z aplikacją.
A jak wygląda dzień pana Michała? Jak już wspominał, wstaje o 6.00 i zajmuje się robieniem i zadaniem paszy. W tym samym czasie mama i Patrycja są przy dojeniu. Jeśli żona nie może pomóc, bo odwozi Gabrysię do przedszkola, to zastępuje ją pan Stanisław. Przy wspólnym śniadaniu planowana jest dalsza część dnia, która przeważnie związana jest z pracami polowymi wykonywanymi przez syna i ojca. Wieczorne dojenie bierze na siebie pan Stanisław, a pan Michał robi do końca dnia to, co lubi najbardziej, czyli pracuje na ciągniku. Mam nadzieję, że może przez jego umiłowanie sprzętu, łatwiej jest mu znieść tak długą pracę, jak ta z ostatniej nocy.
Pytam trochę podchwytliwie, czy coś wskazuje na to, że 3-letnia Gabrysia też będzie chciała być rolniczką, a pan Michał opowiada mi z powagą w głosie o Gabrysinej chęci pomagania przy krowach czy wyjazdach w pole. Już chwilę później razem z Gabrysią szuflujemy na wyścigi paszę dla krów i z przyjemnością muszę potwierdzić, że dziewczyna ma naprawdę rolnicze zacięcie.
Rolnik na urlopie
Gospodarstwo państwa Królaków składa się z 70 hektarów ziemi, które w 60% są V i VI klasy, reszta jest w klasie IV. 60 hektarów jest ich własnością. Całość uprawiana jest pod kątem zwierząt, czyli oprócz 28 hektarów użytków zielonych, obsiewana jest w większości kukurydzą, ale również pszenicą i pszenżytem. Na nudę nikt nie narzeka, bo 12 miesięcy wypełnione jest skrupulatnie zarówno pracami polowymi, jak i hodowlą zwierząt. Zważywszy, że wszystko robią sami, nie mogę sobie wyobrazić, że mają coś takiego, jak urlop, ale pan Michał opowiada mi o całych czterech dniach (!) wolnego, które spędzili rodzinnie nad jeziorem. Było to jeszcze przed otwarciem nowej obory, a więc przed dwoma miesiącami i możliwe dzięki wujkowi, który przyjechał na zastępstwo, aby pomóc na gospodarstwie. Jak się okazuje, nie tylko wujek jest chętny, aby pomóc. Również po sąsiedzku są kandydaci: - Jeden szwagier mieszka przez płot, drugi wujek 200 metrów dalej - jest więc zapas, jeśli chodzi o pomocników na zastępstwie. Żona pewnie wolałaby, abyśmy częściej wyjechali (a ja myślę, że może i na dłużej) i myślę, że teraz, gdy mamy nową oborę, to będzie to chyba możliwe – wyjaśnia mój rozmówca.
To co najtrudniejsze, najprzyjemniejsze i zaplanowane
Dla pana Michała i na pewno nie tylko dla niego, najtrudniejszym jest niepewność aktualnej sytuacji. - Wszystko poszło do góry: nawozy, paliwo a mleko ma taką samą cenę od 2000 roku. Ale wie pani... cieszy mnie jednak, że choć jest pod górkę, to i tak idziemy cały czas do przodu i rozwijamy się.
A ma jakieś plany, marzenia? - Planów i marzeń to jest bardzo dużo... Gorzej będzie z ich realizacją. (śmiech) No, ale tak na poważnie, to ja mam plany takie, aby za kilka lat postawić jeszcze jedną oborę. Jeśli któreś z dzieci chciałoby zostać na gospodarstwie, oczywiście bez jakiegokolwiek przymusu, to ja z chęcią rozwijałbym to gospodarstwo dalej... - mówi o swoich planach pan Michał, a ja dopytuję: - Zaraz, zaraz ale o jakich dzieciach pan mówi? Przecież pan ma tylko jedno dziecko... Dla pana Michała to jasne: - No ale w planach są może kolejne? Na jednym chyba nie zakończymy – mówi młody rolnik i w ten sposób zdradza swój jeszcze jeden plan.
Czytaj także: