Mocne słowa młodego hodowcy świń
Likwidują chlewnie, bo nie mają czym spłacić kredytów.
37 tysięcy rolników zrezygnowało z produkcji świń w ciągu ostatnich 4 lat
W ciągu ostatnich 4 lat z produkcji świń w Polsce zrezygnowało aż 37 tysięcy rolników! Liczba ta będzie drastycznie rosła! Są młodzi producenci, którzy przekonują, że jeśli sytuacja cenowa na rynku trzody chlewnej się nie zmieni, będą musieli sprzedać całe stada i płody rolne. Inaczej bank zabierze im wszystko...
Zamiast produkcji świń, praca jako kierowca ciężarówki
W gospodarstwie Roberta, młodego i ambitnego producenta trzody chlewnej byliśmy kilka dobrych lat temu. Wówczas z zapałem i zaangażowaniem opowiadał nam o swoim biznesie. Przekonywał, że uwielbia pracę na roli i nie wyobraża sobie, by mógł robić coś innego, niż hodowla świń. Dziś jego podejście jest już zupełnie inne. Twierdzi, że gdyby mógł cofnąć czas, nie inwestowałby tylu środków i swojego czasu w produkcję świń. Mówi o tym z ogromnym żalem.
- Gdybym miał dziś podjąć decyzję: zostać rolnikiem czy robić coś innego w życiu to naprawdę poszedłbym w innym kierunku. Tę ziemię mógłbym mieć, ale jeśli chodzi o produkcje zwierzęcą to na pewno bym się w to nie bawił. Poszedłbym na ciężarówkę albo do budowlanki – mówi bez wahania Robert.
Praca przy zwierzętach uczy pokory i szacunku
Dodaje, że praca w rolnictwie nadal jest jego pasją. W gospodarstwie się wychował, gdy był mały obserwował swojego ojca pracującego przy zwierzętach, więc i on złapał tego bakcyla. Ale ta niepewność finansowa jest dla niego bardzo stresująca.
- Od zawsze lubiłem pracę przy zwierzętach. Uczy ona pokory i szacunku, nie tylko do tych istot, ale i drugiego człowieka. Gdyby nie ta cena, to całkiem inaczej by się żyło. Cały czas mieliśmy w planach modernizację gospodarstwa, rozwój, wprowadzanie nowoczesnych technologii i w tym kierunku szliśmy. Udało nam się zakupić nowe maszyny rolnicze, zainwestować w fotowoltaikę, monitoring czy położyć ostatnio kostkę brukową. To jest naprawdę coś fajnego, jeśli pracujesz, rozwijasz się i widzisz, że to przynosi efekty. Ale nie wybudowaliśmy pierwotnie planowanej porodówki, a potem tuczarni. Musimy odpuścić temat, bo rynek jest zachwiany – tłumaczy młody rolnik.
Stawianie chlewni przy obecnych cenach świń to gwoźdź do trumny
W jego opinii stawianie obiektów inwentarskich przy obecnych cenach materiałów budowlanych to czyste szaleństwo. - Wydatki w kosztorysie na tuczarnię aktualizowanym co pół roku były o 300 – 400 tys. zł wyższe. I dziś na tuczarnię na 800 sztuk, jaka jest w planie musiałbym wydać 1 600 000 zł. Ludzie kochani?! Co tyle ma kosztować? Kiedy my to spłacimy? Z czego?
Dziś stawianie takiego budynku, to, można powiedzieć, że jest gwoździem do trumny. W ten sposób tylko sobie będziesz wbijał gwóźdź w plecy. Codziennie będziesz brał młotek i milimetr go bardziej wsuwał w kierunku serca. I na końcu pójdziesz się powiesić, targniesz się na swoje życie, bo po prostu nie wytrzymasz tego – komentuje Robert.
Ma spory kredyt w banku, będzie musiał sprzedać lochy, by spłacić dług
Tak pesymistyczne nastroje towarzyszą wielu innym hodowcom.
- Coraz więcej ludzi zamyka hodowlę świń. Dziś rozmawiałem z kolegą, który ma 375 loch, sprzedaje prosięta i mówi, że jeśli sytuacja nie poprawi się w ciągu miesiąca, będzie zmuszony sprzedać wszystkie lochy, nawet te prośne, bo ma bardzo duży dług w banku, bo czym go spłaci? - opowiada Robert.
Ceny świń. Polska uzależniona od niemieckiej giełdy
Zdaniem młodego hodowcy to duże koncerny niszą polską produkcję świń.
- Korporacje zniszczyły nasza hodowlę, rząd nad tym nie zapanował i powpuszczał do Polski wszystko, co się da. To one dyktują ceny. Dlaczego jesteśmy uzależnieni od niemieckiej giełdy, przecież mieszkamy w Polsce. Gdy ceny na niemieckiej giełdzie idą w górę to nasze zakłady podnoszą o kilka groszy. Gdy na niemieckiej giełdzie są lekkie spadki cen to u nas od razu stawki leci na łeb na szyję – stwierdza Robert.
Pytamy młodego rolnika, od kiedy musi dokładać do interesu?
- U nas jest to troszkę mniej odczuwalne, bo mamy własnego prosiaka i własne pasze. Dokupiliśmy w żniwa trochę zboża jeszcze po racjonalnej cenie, za 700 zł. Ale dziś za 1100 zł zboża bym nie kupił, gdzie tucznik kosztuje 5,20 zł po uboju w klasie E. To jest paranoja. Wolałbym sprzedać zboże niż bawić się w te świnie – mówi młody hodowca.
Sprawdź aktualne ceny zbóż TUTAJ
Zdaniem Roberta, jeśli cena na żywiec wieprzowy się nie poprawi, sytuacja w gospodarstwach specjalizujących się w produkcji świń będzie się pogarszać.
- Bardzo dużo ludzi zrezygnowało z produkcji świń i do końca lutego jeszcze więcej pozamyka produkcje. Rynek świń jest zachwiany. To jest spowodowane tym, że rządzący nie mogą sobie poradzić z nadwyżką, importem wieprzowiny. Gdyby import był ograniczony, byłby wdrożone kontrole służb weterynaryjnych odnośnie przywozu świń czy półtuszy, to zakłady mięsne byłyby zmuszone kupować od nas i byśmy dostali wyższą cenę. A nie oszukujmy się, nasze polskie mięso jest wywożone za granicę. Dlaczego? Bo w Polsce jeszcze nie ma tak dużych ferm, nie ma tyle antybiotyków. A zagraniczne fermy, gdzie jest kilkadziesiąt tysięcy świń, to wiadomo, im więcej świń, tym więcej chorób, stosuje się antybiotyki, jakoś tego mięsa jest wątpliwa. Ale można zagrać potem ceną kiełbasy w sklepie. I mamy kiełbasę śląską za 16 zł/kg. Gdy to zobaczyłem, to lewą ręką się przeżegnałem. W takiej kiełbasie jest 60% mięsa, a reszta to zapewne wypełniacz. Dziś jeszcze konsument ma możliwość wyboru czy chce karkówkę polską czy z Belgii. Za rok, jeśli nie będzie polskiej produkcji, on wyboru już nie będzie miał. Ale i cena będzie dużo wyższa narzucona, bo albo weźmie albo nie. To będzie następny problem - nie szczędzi słów rolnik.
Czym zajmują się obecnie osoby, które zrezygnowały z produkcji świń?
Głównie podejmują się pracy zarobkowej na etacie. - Ziemię rolną sobie zostawiają, w sezonie letnim sobie to obrobią, ale produkcji zwierzęcej wielu już nie ma. Mój jeden znajomy jest elektrykiem, drugi poszedł na budowlanke, trzeci wsiadł na ciężarówkę, a czwarty poszedł na większe gospodarstwo mleczne - jeździ ciągnikami, niedziele na wolne, jest zadowolony – wymienia Robert.
Są sytuacje, w których rolnicy pozostają w rolnictwie, ale już nie przy hodowli świń?
- Mam dwóch znajomych, którzy zamknęli chlewnie. Jeden poszedł w warzywa a drugi otworzył mały zakład ślusarski. Najczęściej gospodarstwa jeszcze prowadzą starsze osoby, które chcą dotrwać do emerytury. A młodzi uciekają, żadne pieniądze ich nie przekonują, patrząc na to co się dzieje - stwierdza Robert.
Zdaniem młodego hodowcy problemy z opłacalnością, zwłaszcza w małych gospodarstwach, jeszcze się zwiększą po 2022 roku – gdy wejdą w życie przepisy dotyczące nowej perspektywy unijnej.
- Unia będzie naciskać na Zielony Ład, a małe gospodarstwa są zbyt mało rentowne, by ponieść jakieś duże koszty na unowocześnianie i dostosowywanie do nowych wymogów. Na pewno w to nie wejdą, zamkną produkcję. Będą dofinansowywane duże gospodarstwa, duże chlewnie, duże inwestycje. Małe gospodarstwa będą zaduszone. I prawda jest taka, że polityka dąży do tego, by na wsi nie było 20 gospodarstw, a tylko 2-3 duże rentowne podmioty. I one będą dofinansowywane. Mój kolega, który ma 20 ha i 5 krów, starał się o modernizację na maszyny rolnicze, chciał coś mieć, Agencja odrzuciła wniosek, bo powiedziała, że jest za mała wartość ekonomiczna gospodarstwa. I o co tu chodzi? Właśnie taki mały powinien dostać, by się rozwinąć, a nie taki, który już ma, dostał i Agencja mu pcha. Nie raz taką sytuacje spotkałem, gdzie Agencja odrzuciła wniosek takiemu rolnikowi bo nie jest rentowny, liczy się wartość ekonomiczna gospodarstwa, jakie ma obroty… - wymienia Robert.
Nie dzieje się dobrze. Według młodego hodowcy „kto z rolników nie ma odpornej psychiki, ten „siądzie”.
- Mój ojciec ma 64 lata i sam powiedział, że na dziś, gdyby był rolnikiem to świń by nie trzymał. Zastanawiałby się nad tym czy trzymać w ogóle te krowy. Za duży nacisk. Każdy mi się dziwi i pyta: „Robert! Ty jeszcze trzymasz te świnie?” Mówię: „no jeszcze trzymam, a co mam zrobić?” Żyje nadzieją, że może sytuacja cenowa na rynku się poprawi. Jeśli się nie poprawi, to zamknie się tę hodowle i koniec – stwierdza Robert.
Czytaj także: Nawet 500 tys. zł dla jednego rolnika - ruszyło wsparcie na lochy i prosięta