Karol Mikołajewski - rolnik, który postawił na nowoczesną produkcję mleka
Prace budowlane wystartowały 8 września 2015 r. W lutym 2016 r. rozpoczęła się przeprowadzka ze starego gospodarstwa do nowego. Pierwszy udój nastąpił 10 marca 2016 r. Na początku wszystko szło jak po grudzie.
- To był naprawdę ciężki temat. Zaangażowanych w sprawę zostało kilka osób. Wśród nich pracownik firmy Lely, która wyposażała obiekt. Chodził on ze mną albo moim synem za krowami i przyuczał je do robota udojowego - tego, żeby w razie potrzeby przychodziły się do niego wydoić. Nauka trwała 24 godziny na dobę przez ponad 2 tygodnie. Zmienialiśmy się co 12 godzin. Myśleliśmy wówczas: Boże, co my zrobiliśmy, inwestycja za grubo ponad 2 mln (z wyposażeniem), a krowy nie chcą iść do tej jednostki udojowej - opowiada hodowca bydła mlecznego. - Widziałem jednak obory na cztery jednostki udojowe i tam wszystko grało, dlatego się nie zniechęciłem - dodaje.
Dziś Karol Mikołajewski nie żałuje podjętej decyzji. - To jest zupełnie inne podejście do udoju krów. Przeskoczyliśmy przecież od razu z udoju do bańki na robota udojowego. Ominęliśmy hale udojowe, dojarki przewodowe. Aktualnie nie założyłbym już hali, ani przewodówki - zaznacza gospodarz. - Nie jest wprawdzie lekko, ale sądzę, że obraliśmy dobry kierunek - dopowiada. Gospodarz przyznaje, że robot udojowy jest urządzeniem tak nowoczesnym, że wymaga zmiany mentalnej użytkownika i jego odpowiedniego przygotowania. Podkreśla, że urządzenie nie eliminuje pracy człowieka, wymaga od niego jednak zmiany charakteru zaangażowania w proces produkcji. - Wszystko na bieżąco sprawdzamy w komputerze. Wiemy, która krowy i kiedy została wydojona. Możemy wygenerować sobie raport o stanie zdrowia każdej z nich - opowiada producent mleka.