Cena mleka zależeć będzie od pogody
Z Janem Polowczykiem, prezesem Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Śremie rozmawia Dorota Jańczak
Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska w Śremie to mały zakład, skupujący mleko od rolników z siedmiu gmin. Mimo silnej konkurencji i pojawienia się na rynku dużych graczy udaje się państwu przetrwać.
Od początku istnienia mleczarni, a więc od 1899 r. działamy na niezmienionym terenie, w powiatach: kościańskim, śremskim i poznańskim. Mamy 600 członków spółdzielni i 230 aktywnych dostawców surowca, od których skupujemy mleko. Rocznie skupujemy 25 mln ton mleka. Swoje produkty natomiast sprzedajemy głównie w regionie i zachodniej części Polski. Mamy stałych klientów, którzy przywiązali się do naszych wyrobów i doceniają ich wysoką jakość, tradycję wykonania oraz powtarzalność. Dobra jakość i powtarzalność produktu są najlepszymi reklamami. Ostatnio dzwoniła klientka z niemieckich Alp z informacją, że poszukuje serka śremskiego. Pytała, gdzie najbliżej może go kupić.
Czym różnią się wasze produkty od tych produkowanych przez duże zakłady?
Masło jest produkowane ze śmietany ukwaszanej, tak jak to robiły kiedyś babcie. Twarogi produkujemy metodą tradycyjną na wannach, nie na powszechnych obecnie w zakładach mleczarskich liniach. Masło, kefir, maślankę czy śmietanę produkujemy tak samo, jak 20 lat temu.
Nie myśleliście o tym, by połączyć się z większym podmiotem?
Propozycje dołączenia się do większego zakładu są cały czas. Tylko kto będzie chciał oddać osobowość? Czy ma się coś do powiedzenia, gdy idzie się do większego koncernu? To co w Wielkopolsce stało się z zakładami, które połączyły się z innymi, to na zasadzie przeinwestowania, chcieli być więksi, wpadli w dołek finansowy i nie mieli innego wyjścia, niż stać się filią większego.
Państwa dostawcami są rolnicy indywidualni?
Tak i dodałbym jeszcze - ci mniejsi. Więksi kilka lat temu założyli grupy producenckie, które negocjują warunki już według swoich praw. Nie byliśmy w stanie sprostać ich oczekiwaniom i odeszli. Mogliśmy z nimi współpracować, ale dlaczego mieliśmy płacić cenę o 10-20% większą niż na wolnym rynku? W tej chwili mleko pełne na rynku jest tańsze, niż gdyby miało zapłacić się dużemu producentowi czy grupie producenckiej. Niektórzy nasi dotychczasowi dostawcy poszli do dużych zakładów. Skoro np. inna spółdzielnia zaproponowała 10 groszy więcej do litra, niż ja, wielu skusiło się. I gdy zrobił się wolny rynek, zniesiona została kwota mleczna, rolnicy poczuli wiatr w żagiel i ci więksi zaczęli siebie traktować jak przedsiębiorców. Pozostali mniejsi dostawcy, którzy zawsze będą musieli być gdzieś zrzeszeni.
Nie ma pan raczej dobrego zdania na temat tworzenia grup producenckich na zasadach, które obecnie obowiązują?
Mówi się o tym, że rolnictwo trzeba zjednać. I w tym celu tworzono grupy producenckie, namawiali rolników do ich zawiązywania, a teraz zaczynają rozliczać odnośnie wziętej dotacji. Dla mnie to co zrobił rząd poprzedniej kadencji, gdzie zaczął dopłacać do grup producenckich, a nie do spółdzielni zrzeszonych, to jakaś pomyłka. Spółdzielnia to przecież nic innego, jak grupa producentów. Nie zostaliśmy na równi potraktowani.
Jak krytyczna sytuacja na rynku mleka odbiła się na rolnikach współpracujących z państwa zakładem?
Niektórzy producenci rzeczywiście zmniejszali stada krów. Inni nie zważali na kary, a gdy je dostali, zapłacili bardzo grube pieniądze. Większe zakłady zaczęły mieć problemy z nierentownym mlekiem, którego cena po zniesieniu kwotowania zaczęła drastycznie spadać. Najtrudniejszy był okres kwietnia - maja ubiegłego roku, gdy rynek momentalnie zaczął się załamywać.
Gdzie leży przyczyna tego stanu? Czy nie było błędem importowanie przez kraje Unii Europejskiej mleka z krajów trzecich?
Nigdy nie importowałem mleka z krajów pozaunijnych, więc na ten temat się nie wypowiadam. Moge jedynie powiedzieć, że przy gospodarce wolnorynkowej nie można nic nikomu narzucić. Jeśli dziś mleko na rynku krajowym ktoś chce sprzedać za 1,20 zł, a przetwórca może je kupić w Czechach czy Bułgarii za tańsze pieniądze i jeszcze pokryje transport, ma do tego prawo. Jeśli nastąpił przyrost mleka w kwocie krajowej, nie udawało się surowca sprzedać na rynku krajowym, do tego jeszcze zostało nałożone rosyjskie embargo, a rolnicy zwiększali produkcję, to sami sobie są winni. Dlaczego produkowali więcej? Bo cena była dobra.
Udało się przetworzyć w zakładzie nadwyżki mleka?
Gdy był przyrost w granicach 7% wszystko odbieraliśmy od rolników i przetwarzaliśmy. Nieraz trzeba było jednak sprzedać mleko poniżej kosztów skupu. W ostatnich tygodniach zaczęła cena mleka rosnąć, ale do tej pory spółdzielnia rolnikowi płaciła więcej za mleko, niż mogła na rynku wtórnym na nim zarobić.
A w drugą stronę, czy często kupujecie surowiec na rynku wtórnym?
Jeśli jest potrzeba, kontrakt i można zarobić na tym, kupujemy mleko od pośredników. Teraz jest duże zapotrzebowanie na tłuszcz krowi. W maju masło w hurcie kosztowało 8 zł, a dziś kosztuje 16 zł za kilogram. Dziś zyski z serów żółtych w tradycyjnych cenach 10 zł za kilogram, pokrywają kiepsko surowiec. Trzeba pamiętać o tym, że inne są koszty produkcji serów metodą tradycyjną na mniejszą skalę, niż w dużych zakładach produkujących na linii 20-40 ton.
Ile obecnie płaci w skupie za surowiec Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska w Śremie?
Średnia cena płacona rolnikom za litr mleka utrzymuje się na podobnym poziomie, jak w sąsiednich spółdzielniach tj. ponad złotówkę.
Jak pana zdaniem będzie kształtował się rynek?
Rynek jest w tej chwili bardzo chwiejny. W tym roku najgorszy był miesiąc maj. W tej chwili cena się poprawia, natomiast jak będzie za kilka miesięcy? Trudno powiedzieć. Wszystko będzie zależało od pogody, od tego jakie będą żniwa. Wpływ na obecny wzrost ceny za mleko ma moim zdaniem to, co się stało w Bawarii i Francji, gdzie wiele pól uprawnych zostało zalanych.
Mówi się o tym, że w Europie jest coraz mniejsze spożycie produktów mleczarskich. Co trzeba, pana zdaniem, zrobić, by wypromować mleko i produkty mlekopochodne? Czy pieniądze z Funduszu Promocji Mleka są pana zdaniem dobrze wydatkowane?
Kiedyś był Krajowy Związek Spółdzielni. Po przemianach w 1989 r. krajowy związek rozwiązano i powstało Krajowe Porozumienie. A moim zdaniem było to krajowe nieporozumienie i nadal nim jest. Jeśli pieniądze idą na fundusz promocji, to powinna być to reklama zachęcająca do spożycia mleka, maślanki czy masła nie pod danego producenta, a po prostu pod sam produkt. Co mi się jeszcze nie podoba, to przewaga przemysłu farmaceutycznego nad przetwórstwem rolno-spożywczym. Mamy przeogromne pieniądze, a wcale się nie bronimy. Ostatnio oglądam reklamę mówiącą o tym, że wapń potrzebny do mocnych kości jest w mleku i serze, ale... żeby był przyswajalny bezwzględnie należy spożyć dodatkowo witaminę D4. To świadczy o naszej słabości. Są duzi producenci, którzy należą do Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich i są decydentami. Ja z tym się nie zgadzam, ale jestem za mały. Kolejna sprawa. Nagrania promujące mleko emitowane są w telewizji w godzinach porannych. A więc wtedy, gdy przed telewizorem siedzą emeryci. Nie ma to żadnego sensu. Edukacja musi być skierowana do młodych matek, a więc wszelkie reklamy powinny pojawiać się w godzinach popołudniowych, wieczornych, gdy jest większa oglądalność.
Czy pana zdaniem program 500 plus wpłynie na ogólne zwiększenie spożycia przez Polaków produktów mleczarskich?
Myślę, że jest duże prawdopodobieństwo, iż tak się stanie. Rodziny najmniej uposażone mogą, jeśli będą racjonalnie myśleć, więcej wydać na żywność.