Hodowla bydła limousine jemu się opłaca [ZDJĘCIA]
- Urobisz się, zarobek marny, żyć się z tego nie da - odradzała mi rodzina. Skończyłem więc najpierw szkołę zawodową jako stolarz, a dopiero później zdecydowałem się na technikum rolnicze w klasie technik agrobiznesu. W szkole sporo się nauczył i z tej wiedzy korzysta, ale wciąż poszukuje nowych informacji. Odwiedza targi, jeździ na wystawy i stamtąd także czerpie pomysły.
Początkowo próbował z chowem tuczników, ale – jak wielu innych – z powodu niskich cen skupu żywca - szybko porzucił ten rodzaj produkcji rolnej. W 2012 r. postawił na bydło, a do hodowli wybrał rasę limousine. - To trochę półdzikie zwierzęta – opowiada – ale mają wiele zalet. To przede wszystkim mniej pracy i obowiązków niż przy innych rasach, a więcej mięsa i stabilna cena. Ta, pochodząca z Francji, rasa ma zdolność przystosowania się do różnych warunków środowiska, dobrze znosi i mrozy, i upały. Nie zapada na choroby i łatwo się wyciela. Ma też lepsze umięśnienie.
Czytaj także: Wielkopolscy hodowcy bydła wybrali nowe władze
Przyrosty mięsa są wprawdzie wolniejsze, ale mięso, które stanowi 65% masy zwierzęcia, jest chudsze, smaczniejsze – właściwie smakuje bardziej jak dziczyzna - i można za nie wziąć dobrą cenę. A to wszystko przy mniejszym nakładzie pracy niż w przypadku bydła wiązanego. Cielęta pobierają mleko, kiszonkę, śrutę, wypasają się z mamami o bardzo rozwiniętym instynkcie opiekuńczym, przez 6-7 miesięcy na pastwisku. Niepotrzebne są obory, a jedynie wiata o lekkiej konstrukcji. Pan Łukasz ma teraz 32 sztuki bydła: w tym 15 matek i byka. Wielu hodowców przyjeżdża do niego, by podglądnąć, jak się prowadzi taką hodowlę , a rolnik z Wiśnicza Małego chętnie dzieli się doświadczeniami.