Garliccy, Taheebo i spiżarnia prababci Janiny [ZDJĘCIA]
- 1/3
- następne zdjęcie
Piotra Garlickiego - właściciela Taheebo - firmy produkującej herbaty i przyprawy na bazie ziół oraz same zioła, spotkałam po raz pierwszy na tegorocznych targach ekologicznych Bio Fach w Norymberdze. Na stanowisku reprezentowali się rodzinnie - ojciec, córka i syn. Zainteresowanie produktami ich firmy było duże.
Czar prababci Janiny
Piotr Garlicki ma 50 lat i z wykształcenia jest ekonomistą. Żony Iwony szukał, jak sam mówi, 20 lat i wspólnie mają trójkę dzieci: 24-letnią Wiktorię, 23-letnią Ewelinę oraz 14-letniego Brunona. Na życie upodobali sobie Kraków i jego okolice, ale historia rodziny Piotra Garlickiego jest długa i oddalona znacznie od Małopolski.
Cokolwiek by nie powiedzieć na temat firmy, zawsze pojawi się prababcia Janina, która jak dobry duch zapoczątkowała miłość u swojego wnuka Piotra do naturalnego bogactwa, jakim są zioła. Urodziła się 1910 roku w Pińsku na terenie dzisiejszej Białorusi, ale jako dziecko przeprowadziła się z rodzicami do Puszczy Białowieskiej, gdzie swoje umiłowanie przyrody mogła pielęgnować i rozwijać w optymalnych warunkach. Dla Piotra Garlickiego dzieciństwo to ogromny babciny ogród, z którego Janina wyczarowywała z owoców i ziół najsmaczniejsze pod słońcem panna cotty, konfitury, dżemy czy kompoty.
Na początku lat 30-tych rodzina przeprowadziła się do Krakowa na Zabłocie. Głód kontaktu z naturą zaowocował tym, że w nowym miejscu zarówno Janina, jak i potem jej trzy córki, którym przekazała swoje umiłowanie natury, posiadały pod Krakowem działki. W sezonie od wiosny do jesieni życie rodzinne toczyło się praktycznie w rodzinnym ogrodzie. W 1967 roku rodzina powiększyła się o małego Piotra, którego babcia Janina pozyskała sobie swoimi pysznościami, wśród nich kompotem czereśniowym.
- Pamiętam, jak zdyszany grą w piłkę wpadałem do domu i wypijałam najpierw zawartość słoika, a potem zajadałem się owocami. Koledzy zazdrościli mi tych pyszności, zwłaszcza, że były to lata 70-te, gdy o smakołyki było trudno. Do dzisiaj pamiętam smak czekolady robionej przez babcię Janinę na mleku w proszku i cukrze z przydziałowych kartek. Proszę pani, ile ja bym dał za to, aby dzisiaj poczuć ten smak... - wspomina Piotr Garlicki.
Jego wspomnienia sięgają spacerów z babcią, gdy jako dziecko wędrował z nią po podkrakowskich łąkach zbierając w odpowiednich porach roku poszczególne zioła. Sezon zaczynali jednak od szczawiu, z którego Janina gotowała zupę szczawiową. - Proszę pani, dzisiaj pytam kelnera w polskiej restauracji, czy mają zupę szczawiową, a on nie wie, o czym ja mówię. Toż to są podstawy kuchni polskiej - żali się Piotr Garlicki.
- 1/3
- następne zdjęcie