ASF. Prof. Pejsak: Rolnicy powinni pilnować siebie nawzajem
W walce z ASF według prof. Pejsaka brakuje odpowiedniego zaangażowania hodowców. Czy rzeczywiście tak jest?
- Przyjmijmy, że jest tysiąc dróg zakażenia ASF-em. Ale najczęściej wektorem jest człowiek - stwierdził lek. wet. prof. Zygmunt Pejsak.
Prof. Pejsak przyznał, że jeszcze 5 lat temu nie widziano o tym, że wirus ASF jest bardzo zjadliwy, ale mało zaraźliwy. Co to oznacza? Zabija wszystkie zarażone świnie, ale aby zwierzę zostało zakażone, wirus musi przedostać się do jego krwi.
- Gdyby to był klasyczny pomór świń, PRRS czy grypa świń to cała Polska byłaby zajęta. Aby zakazić stado świń ASF-em, tego wirusa trzeba trochę wnieść do chlewni - zaznaczył prof. Pejsak.
W jaki sposób wirus tam trafia? Całkowicie przyczyny zakażenia świń wyjaśniono tylko w 20%. Dlaczego w tak małym stopniu? - Przeprowadzenie wywiadu i ustalenie powodów jest nieprawdopodobnie trudne. To może być słoma, siano, zboże, ale też i człowiek - przekonywał prof. Zygmunt Pejsak. Jego zdaniem nigdy nie zdarzyło się, by winnym był lekarz weterynarii. - Przy innych chorobach widzieliśmy zjawiska przeniesienia wirusa z chlewni do chlewni, bo choroba szła za lekarzem. A tutaj tego nie ma - przekonywał. Prof. Pejsak nawiązał do poglądów, by w ramach zabezpieczenia przed ASF wprowadzić zakaz importu paszy z Ukrainy.
- Ale Niemcy czy Hiszpanie, którzy nie mają pomoru, nie zablokowali ich. Uważają, że ryzyko zawleczenia pomoru ze zbożem jest niskie - skomentował.
Rolnicy póki co kibicują
W walce z ASF według prof. Pejsaka brakuje odpowiedniego zaangażowania hodowców. - Gdy mówimy o bioasekuracji, tak długo w Hiszpanii i Portugalii nie zwalczono ASF, jak długo zajmowało się tym tylko państwo, a rolnicy i hodowcy kibicowali. Trwało to 35 lat. Po 30 latach hodowcy stwierdzili, że też muszą się przyłączyć i po 5 latach uporano się z pomorem. Oni mieli trudniej, bo tam wektorem były kleszcze, czego w Polsce nie ma i nie będzie - tłumaczył.
Według prof. Pejsaka w naszym kraju rolnicy póki co kibicują urzędnikom i obserwują co się dzieje, natomiast nie chcą się włączyć w proces zwalczania.
- A w wielu krajach rolnicy powołali w każdej wiosce zespoły, które kontrolowały zasady bioasekuracji. Każdy z nich wiedział, że jeśli u sąsiada wybuchnie pomór, to leży - powiedział lek. wet. Pejsak.
„Ławeczka” - niedoceniona - może być zbawieniem
Co więc należy robić? Przede wszystkim zastosować tzw. ławeczkę, która w prostocie swojej budowy oraz działania wydaje się często niedocenianym elementem bioasekuracji w stadach świń. Przed bezpośrednim wejściem do obiektu, gdzie znajdują się świnie powinno być pomieszczenie podzielone na dwie części, które najlepiej oddzielić ławką. W pierwszej - tzw. „czarnej” zostawiamy buty i wierzchnią odzież, natomiast w drugiej części „białej” założyć buty i ubranie, które wykorzystujemy wyłącznie w chlewni. Należy także bezwzględnie pamiętać o umyciu rąk. - Jeśli rolnik wykona te czynności, zrobi wszystko, co należy - przekonywał profesor. W jego opinii hodowcy powinni także ogradzać swoje posiadłości tam, gdzie jest to możliwe.
Uwaga na ptaki i szczury, które mogą zawlec wirusa do chlewni
Ważne jest także przeprowadzanie kwarantanny zakupionych zwierząt oraz zabezpieczenie chlewni przed przedostaniem się do środka ptaków, kotów czy psów. - Ptak nie zakazi się, ale jeśli jaskółka siądzie na szczątkach dzika zanieczyszczonego wirusem, to przeniesie wirus mechanicznie. Jeśli będziemy mieć okna wykonane w odpowiedni sposób, nie wleci - tłumaczył. Przestrzegał także przed szczurami, które również mogą wirus zawlec mechanicznie. - Warto zachowywać czystą przestrzeń wokół chlewni, bo jeśli pojawi się szczur, od razu go widać i się go zwalcza. A jeśli mamy bałagan, jest zupełnie inna sytuacja - mówił.
Czytaj także: Dezynfekcja w chlewni - zamgławianie czy oprysk?
Transport - istotna bioasekuracja
A co ze środkami transportu, które wjeżdżają na teren gospodarstwa? One także mogą stanowić zagrożenie. - Żaden środek transportu nie może wjechać na nasz teren. A jeśli musi, to powinien zostać poddany dezynfekcji - powiedział. Jego zdaniem w tym temacie powinniśmy uczyć się od Danii.
- Duńczycy chcieli nas zmusić do tego, by pchać świnie w jedno miejsce i z tego miejsca my mamy rozwozić świnie, bo oni nie chcą jeździć po całej Polsce. Gdy ich samochód wraca z Polski, jest dezynfekowany chemicznie i termicznie, gorącym powietrzem o temperaturze 70 stopni Celsjusza, które zabija wszystko. Transport stoi na granicy 3 dni, dopiero potem wjeżdża do Danii. Wiecie państwo, jakie to są koszty? Ale oni wiedzą, że gdyby u nich wybuchł pomór, to w ciągu miesiąca nie ma produkcji w Danii. To jest pełna bioasekuracja - przekonywał prof. Pejsak.
Należy pamiętać o tym, że wektorem może być także kierowca ciężarówki. - Jeśli wychodzi z auta, by podpisać kwit, to na tych butach może przenieść łatwo wirusa. Dlatego powinien założyć od razu buty ochronne - tłumaczył.
Dezynfekcja - 15 minut w roztworze
W przypadku butów trzeba mieć na uwadze, że należy je najpierw oczyścić, a dopiero potem zdezynfekować. - Nie możemy niczego udawać. Jeśli będziemy używać nawet najlepszego środka a kontakt z detergentem będzie krótszy niż 15 minut, nie zabijemy wirusa. To jest proces czasochłonny - przekonywał prof. Pejsak.