ASF. Czy ktokolwiek ma pomysł na walkę z chorobą?
W jaki sposób wirus ASF przemieścił się 400 km? Dlaczego państwo od 5 lat nie może sobie z nim poradzić? Kiedy zaleje cały kraj? Czy zniszczy produkcję trzody chlewnej w Polsce? Pytania jak ogniste kule padają w eter i rozgrzewają atmosferę do czerwoności. Zdaje się, że już tylko krok dzieli od wybuchu...
Nastroje wśród producentów trzody chlewnej ze stref dotychczas wolnych od afrykańskiego pomoru świń nie są najlepsze. Co prawda rolnicy ci bali się pojawienia na ich terenach wirusa i konsekwencji wynikających z tego tytułu, ale zagrożenie to traktowali jako coś, co może pojawić się dopiero w przyszłości. Informacja z 14 listopada o potwierdzeniu wirusa ASF u dzika na zachodzie Polski stała się niejako zapowiedzią realizacji czarnego scenariusza dla całej branży trzodziarskiej. Nikt nie przypuszczał, że zakażony dzik zostanie znaleziony po drugiej stronie kraju.
Spodziewano się raczej, że wirus będzie przemieszczał się linowo od strony województw na wschodzie: lubelskiego, podlaskiego, przez Warmię i Mazury, Mazowsze, środkową część kraju, a więc woj. łódzkie i z tamtej strony dotrze do Wielkopolski oraz Dolnego Śląska, a potem woj. lubuskiego. Ku ogromnemu zdziwieniu stało się jednak inaczej. Główny Inspektorat Weterynarii poinformował o znalezieniu zakażonego dzika w okolicach miejscowości Tarnów Jezierny w powiecie wschowskim (woj. lubuskie). Na producentów świń (zwłaszcza z zagłębia trzodziarskiego zarówno w woj. wielkopolskim, jak i na Dolnym Śląsku) padł blady strach.
Trwogę potęgują doniesienia o kolejnych przypadkach ASF u dzików. Gdy wysyłaliśmy ten numer do druku, a więc 27 listopada, opublikowana została następna zła wiadomość. ASF na zachodzie Polski nie dotyczy już tylko woj. lubuskiego, ale także woj. dolnośląskiego.
- 26 listopada w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym - PIB w Puławach uzyskano dodatni wynik badania w kierunku ASF w próbce pobranej 22 listopada od dzika padłego na terenie przeszukiwań prowadzonych w woj. dolnośląskim w miejscowości Kotla - podał GIW.
Mowa o powiecie głogowskim graniczącym od północy z gminą Sława, gdzie stwierdzono pierwsze zakażenia. Do 27 listopada potwierdzono obecność wirusa u kilkunastu dzików.
Liczba ta będzie rosnąć wraz z kolejnymi znalezionymi martwymi sztukami. Działania w kierunku ich znajdowania zostały wzmożone, gdy tylko pojawiła się pierwsza wzmianka o wirusie na zachodzie kraju. Już dzień po podaniu informacji do publicznej wiadomości m.in. w Gorzowie Wlkp. (woj. lubuskie), Poznaniu i Lesznie (woj. wielkopolskie) zwołano pilne posiedzenia służb. Jeszcze w tym samym dniu wojewoda lubuski wydał rozporządzenie, które wyznaczyło obszar skażony o 5 kilometrowym promieniu. Objął on częściowo powiaty wschowski oraz nowosolski. Dokument uregulował również nakazy i zakazy skierowane do rolników, hodowców trzody chlewnej oraz myśliwych.
Decyzje w sprawie wyznaczenia stref: czerwonej (z ograniczeniami) i żółtej (ochronnej) podjęła także Komisja Europejska. Ich granice w ciągu kilkunastu dni zmieniły się już 3 razy, za każdym razem, gdy GIW informował o kolejnych przypadkach.
Czytaj także: Rolnicze związki zawodowe chcą odwołania szefa Polskiego Związku Łowieckiego
Pierwsze dni działań w terenie upłynęły natomiast pod znakiem grodzenia wyznaczonej strefy skażonej oraz przeczesywania lasów. Do tego zaangażowano nie tylko służby leśne oraz myśliwych, ale i wojsko. Dotychczas powstały dwa ogrodzenia - pierwsze w promieniu 5 km od miejsca, gdzie wykryto pierwszy przypadek. Gdy znaleziono kolejne zakażone dziki, siatkę zamontowano wokół już większego obszaru - okalającego powiększoną strefę czerwoną. Swego rodzaju parkan ma pojawić się także wzdłuż granicy woj. lubuskiego i wielkopolskiego. Kiedy? Tego nie wiadomo. Jak podaje Wielkopolska Izba Rolnicza, budowa już się rozpoczęła.
- Ogrodzenie będzie stawiane wzdłuż szlaków komunikacyjnych asfaltowych, tak aby można było kontrolować jego stan - zapewnił Tomasz Wielich, zastępca Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii w Poznaniu.
I póki co to tyle. Zdaniem rolników za mało. Domagają się wzmożonych odstrzałów dzików. Są na tyle zdeterminowani, że jeśli nie uda im się wskórać prośbą, posuną się do groźb. Pierwsze akcje protestacyjne na czele z AgroUnią już przeprowadzili. Licznie przybywają także na spotkania organizowane przez izby rolnicze lub samorządy. Przekonują, że chcą wiedzieć jak najwięcej na temat bioasekuracji oraz współpracować z lekarzami weterynarii, ale w zamian oczekują, że z problemem ASF nie pozostaną sami.
- My, rolnicy jesteśmy na froncie, jesteśmy na wojnie i nad największą przepaścią, bo ryzykujemy swoimi gospodarstwami, swoimi rodzinami! - mówił rolnik Roman Wojtkowiak na spotkaniu w Nowym Belęcinie w powiecie leszczyńskim.
Jak udało nam się ustalić całkowity zakaz odstrzału dzików ma miejsce w strefie czerwonej, natomiast w strefie żółtej możliwe są polowania indywidualne. Główny Lekarz Weterynarii wprowadził tam zakaz polowań zbiorowych do momentu ukończenia budowy płotu.
- Ze względu na ten zakaz myśliwi byli zmuszeni do odwołania szeregu takich polowań, które miały odbyć się w czasie minionego weekendu. Jak podkreślono polowania grupowe są najbardziej skutecznym sposobem redukcji populacji dzika. Argument, że polowania grupowe powodują rozpierzchnięcie się zwierzyny, jest nie do końca trafny, w sytuacji kiedy myśliwi czy wojsko i tak przeszukują teren w poszukiwaniu martwych zwierząt. Należy jak najszybciej zezwolić myśliwym polować z użyciem, nie tylko noktowizora, ale również tłumika. Konieczne jest rozwiązanie sprawy patrochów i ich utylizacji w okresie mroźnej zimy, kiedy ich zakopanie będzie utrudnione - stwierdził samorząd rolniczy.
Podobne zdanie ma wielu myśliwych. - Rozumiem w pełni powagę sytuacji i uważam, że polowania zbiorowe to najskuteczniejszy sposób na to, by zmniejszyć zdecydowanie pogłowie dzika, zwłaszcza teraz - stwierdził łowczy okręgu leszczyńskiego Piotr Napierała. Rolnicy coraz dobitniej przekonują władzę, że tylko masowy odstrzał dzików pozwoli na pozbycie się choroby ze środowiska. Jako przykład podają Czechy, które nie miały problemu ze zdecydowaną depopulacją dzików. - Dzięki temu dzisiaj mogą już mówić, że są uwolnieni od ASF - stwierdził Wiktor Szmulewicz.
Dobrą wiadomością jest to, że szybko pozyskano chłodnie na ubite dziki, które zostały zlokalizowane w gminach w strefie żółtej. Poza tym do badań na obecność wirusa ASF udało się dostosować poznańskie laboratorium. Dzięki temu informację o zakażeniu można uzyskać już w ciągu 24 godzin. Aby ograniczyć ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa, służby weterynaryjne planują wprowadzić zakaz wchodzenia do lasów dla osób postronnych.
Czytaj także: Ardanowski: Skończy się niemoc w redukcji populacji dzików
Wydaje się, że teraz wiele leży w rękach samych myśliwych. Mimo odgórnych zakazów, mają możliwość uczestnictwa w polowaniach, chociażby indywidualnych. I jak mówi Stanisław Cieselski, przewodniczący Leszczyńskiej Rady WIR, wielu łowczych jest za tym, by dziki wybić. - Problem polega jednak na tym, że łowczy okręgowi nie mogą prawnie wyegzekwować od poszczególnych myśliwych obowiązku brania udziału w polowaniach. Ich uczestnictwo w takich działaniach jest dobrowolne - powiedział Stanisław Ciesielski. Jedyną presją może być groźba odebrania poszczególnym kołom prawa do gospodarki łowieckiej na konkretnych obwodach przez starostwa powiatowe. Teraz wszyscy będą oczekiwać od myśliwych twardych danych liczbowych dotyczących wybitych dzików. My też.
Artykuł ukazał się w grudniowym numerze "Wieści Rolnicze". Zamów prenumeratę bezpłatnego miesięcznika TUTAJ
*W grudniu, już po wydaniu gazety, ASF wykryto u dzika w woj. wielkopolskim (powiat wolsztyński). Więcej informacji TUTAJ