W sprawie tirów siana do powodzian zadzwoniłby do samego diabła
- O wsiach mówi się w telewizji bardzo mało, bo wszyscy uważają, że ludzie na wsiach to sobie poradzą. Zawsze sobie radzili. Są twardzi - mówi Tomasz Sulecki z Drozdowa w woj. zachodniopomorskim.
Dlaczego piszemy o rolniku posiadającym swoje gospodarstwo 600 kilometrów od chociażby Głochołazów - miejscowości, którą dziś chyba każdy z nas z zna, a która z pewnością nie chciała na popularności zyskać w takie właśnie sposób? Tragedia, jaka ma miejsce tam i w innych rejonach południowej Polski nie jest Suleckiemu obojętna.
- Jestem rolnikiem, więc powiedziałem sobie, że trzeba wspierać innych rolników. A w sumie, jaki tam ze mnie rolnik... Mam małą hodowlę bydła szkockiego. Napisałem do Michała Lipki z Głuchołazów na facebooku: jakbyś wiedział, czy komuś trzeba pomóc, to ja pomogę. Myślałem, że wyślę tira sam od siebie. Ale jak temat rozgłośniłem w internecie, okazało, że mamy, proszę pani, 1400 balotów do wywiezienia, tam tyle tego potrzebują - mówi Tomasz Sulecki.
I poszła fala, a ci na południu najlepiej wiedzą, z jak szybką prędkością może podążać.
Teraz do Suleckiego dzwonią i piszą rolnicy prawie z całej Polski. Chcą przekazać sianokiszonkę, siano, słomę... I dobrze, bo Sulecki ma kilka konkretnych adresów rolników, gdzie czekają na pomoc.
- Zadzwonił do mnie rolnik i mówi: nie wysyłajcie do mnie dzisiaj tira, ja dopiero z Czech krowy przegoniłem, bo te krowy po prostu pouciekały, tam gdzie nie było wody. Hodowla w tych rejonach opiera się głównie na wypasie. Ale wiadomo, oni mieli zgromadzone zapasy na zimę, te zapasy zabrała im woda. Inny rolnik z kolei ma baloty z sianokiszonki w pięknej folii. Dał jeden do badania. Szmelc. Na nic się nie nadaje. Co w tej folii jest - nie wiadomo. Jeden na pięć może być dobry. Siano też się nie nadaje, bo to wiadomo muł, nie do wykorzystania dla zwierząt - mówi Tomasz Sulecki.
Są rolnicy, którzy chcą pomóc. Są też przewoźnicy. Jedni z drugimi wspierali się podczas ostatnich dużych strajków. Ta solidarność nie minęła.
- Oni nie chcą na tych trasach zarobku. Za darmo to zrobią, tylko potrzebne jest paliwo. Koszty paliwa przy takich przedsięwzięciach są ogromne. Dotychczas pojechało kilka tirów, kilka tirów pojedzie za chwilę w sobotę. Do poszkodowanych dotarła sianokiszonka, pojedzie siano, słoma. Mam zagwarantowany transport 25 ton zboża w bigbagach i chłopaki zrobią to za darmo, ale trzeb zatankować - stwierdza Tomasz Sulecki.
Pytam, czy nie udałoby się tej akcji przeprowadzić drogą oficjalną: gmina, organizacja humanitarna. Dzwonił pan? Pytał?
- Ja to chyba jeszcze do diabła tylko nie dzwoniłem, bo nie mam do niego numeru... Wszędzie słyszę od urzędników, jeszcze trzeba to zrobić, jeszcze tamto, a nas krew zalewa. Krowie, która od 4 dni nie jadła, nie wytłumaczysz, że ma poczekać jeszcze tydzień - mówi rolnik z Drozdowa.
A czas działa na niekorzyść...
- Dzisiaj pokazuje się w telewizji miasta, bo tam jest tragedia. Ja to rozumiem, ale nikt nie pokazuje rolników. Tego, że komuś utopiły się świnie, tego, że ktoś miał pole z kukurydzą 2,5 - metrową, której dziś nie widać. Jedna pani z Hajduków mi mówiła: przyjechała straż i ona ich prosi "wypompujcie mi wodę z ze studni, żebym ją miała po prostu dla bydła, żeby napoić to bydło". Dostała odpowiedź, że są inne potrzeby. Niech mi pani teraz powie, jaka jest inna ważniejsza potrzeba na wsi? No to co, to bydło ma paść?! Skąd ta kobieta miała wziąć wodę? Sołtys jej nie dał wody w butelkach pięciolitrowych, bo powiedział: wy sobie poradzicie.... Jak można sobie poradzić, skoro studnię zalało? Tak traktuje się tam ludzi. To są dramaty! - relacjonuje pan Tomasz.
Są dramaty, ale jest też na szczęście solidarność między tymi, którzy potrzebują wsparcia.
- Chcieliśmy wysłać do jednego rolnika 4 tiry balotów. A on nam powiedział: wyślijcie mi dwa, bo są jeszcze inni potrzebujący. Ja jakoś sobie poradzę. Woda zeszła, może się te krowy gdzieś puści, one sobie gdzieś tam coś poskubią - stwierdza Sulecki.
Podczas naszej rozmowy wielokrotnie powtarza: "musimy mieć paliwo, proszę napisać, że jeśli będzie to pojedziemy".
- Rolnicy są gotowi przekazać pomoc, ale musi też być wola wsparcia ze strony państwa. Niech ludzie z tym coś zrobią, niech rząd coś podejmie, ale nie za 2-3 tygodnie, bo do tego czasu zdechną niektóre sztuki. Jeśli otrzymamy wsparcie w postaci paliwa, jesteśmy w stanie puścić ponad 40 tirów w ciągu dwóch dni do docelowych gospodarstw. My nie wieziemy i nie składamy tego gdzieś, żeby gmina rozdawała. Mamy wiedzę, gdzie, czego i kto potrzebuje i tam docieramy - apeluje.
Kilka godzin po naszej rozmowie na profilu Tomasza Suleckiego pojawia się wpis:
"Udało się. Dotarliśmy do ministerstwa ds.rozwoju wsi. Mamy przydzielone 50 TIRÓW z zachodniopomorskiego jak i innych województw w celu wywiezienia balotów sianokiszonki, siana, słomy, zbóż do rolników poszkodowanych przez powódz. Działamy."
Ogromna determinacja przynosi wspaniałe rezultaty. Komuś, kto jest gotowy w swojej nieugiętości zadzwonić nawet do samego diabła, uda się pomóc tym, którzy piekło doświadczyli na własnej skórze.
Czytaj także: Całe gospodarstwo zabrane przez powódź