Hodowca: istnieję na rynku pomimo niedużej skali produkcji [VIDEO]
Jakie ceny za złotnicka pstrą?
Czy warto inwestować w rasy zachowawcze? Dla takich osób jak Marek Jasikowski odpowiedź jest tylko jedna.
- Zdecydowanie tak! Zwłaszcza patrząc na to, co się dzieje na rynku trzody chlewnej. Istnieje na rynku, pomimo niedużej skali produkcji - komentuje rolnik z Woli Łagiewnickiej.
Hodowca posiada w tej chwili 16 loch, a rocznie sprzedaje od 100 do 150 tuczników w wadze około 150 kg. Marek Jasikowski posiada gospodarstwo od 2008 roku. Wówczas postawił na tradycyjne polskie rasy: wbp i pbz. 5 lat temu postanowił zmodyfikować produkcję. Zainwestował w rasę rodzimą złotnicką pstrą.
- Był okres, gdy pracowałem poza gospodarstwem i nie chciałem tego. Chciałem rozwijać swój biznes. Początkowym impulsem były dopłaty do macior, które pomagały przetrwać pierwsze miesiące. Dużo też w rozwoju hodowli złotnickiej pstrej dały mi studia, gdzie dowiedziałem się między innymi o możliwościach zbytu tucznika - opowiada pan Marek.
Tuczniki z jego chlewni trafiają do Jadła Tradycyjnego, który znajduje się w podpoznańskich Pomarzanowicach.
- Ceny są naprawdę zadowalające. Zawsze jest około złotówki więcej na kilogramie, co momentami było to bardzo ważne - dodaje Marek Jasikowski.
Rolnik przyznaje, że złotnicka pstra nie należy do ras wydajnych.
- Musiałem troszkę przestawić swoje myślenie i wykorzystuję pasze typowo ekstensywne, tam gdzie nie ma dużej zawartości białka czy energii, tylko typowo włókno. Są to tanie pasze, które pozwalają obniżyć koszty. Mowa o makuchach, wytłoczynach, odpadach od warzyw czy różnego rodzaju poplonach - wymienia Marek Jasikowski.
Skarmianie świń w sposób alternatywny
Jakiś czas temu rolnik postanowił przejść na rolnictwo ekologiczne. Obecnie jest na etapie przejściowym.
- Nie posiadam jeszcze certyfikatu ekologicznego. Jeszcze czeka mnie rok okresu przejściowego, ale jestem na dobrej drodze. To jest kwestia czasu. Już teraz jednak zmieniam podejście do upraw. Sieję grykę, orkisz, żyto. Są to rośliny, które nie wymagają dużej uwagi ode mnie. Mają sporo odpadów, bo trzeba to przeczyścić, a te odpady, o dziwo, nadają się do skarmiania - tłumaczy Marek Jasikowski.
Przestrzega jednak, by podczas stosowania takiego systemu skarmiania, uważać.
- Nie może być to monodieta. Trzeba troszeczkę zbóż dorzucić, energia jest jednak potrzebna, podobnie jak białko. I miałem przypadek, gdzie, to z mojej winy, lochy były w słabej kondycji. Pomimo że wyglądały dobrze. Teoretycznie mają możliwość odchowania 12 prosiąt, lecz przy diecie, którą stosowałem wtedy, było to dość niebezpieczne. Dlatego wychodzę z założenia, że lepiej, żeby locha odchowała 8 sztuk, ale była cały czas w stadzie i była długowieczną lochą - komentuje Marek Jasikowski.
Do prowadzenia gospodarstwa nie jest potrzebny „duży koń”
Rolnik przekonuje, że z prowadzenia niedużego gospodarstwa i posiadając tak małe stado można się utrzymać.
- Ja to robię. Ale faktem jest, że rodziny nie posiadam, a to, co do wydatków, może mieć znaczenie. Z tym, że co roku inwestuję w gospodarstwo - zaznacza pan Marek.
Najnowszymi nabytkami rolnika są ciągnik wart 50 tys. zł oraz agregat wraz z pługiem.
- Teraz, jeśli chodzi o pole, staram się wykorzystywać to, co mam. To nauczyło mnie, że niekoniecznie w wielu przypadkach potrzebny jest „duży koń” i duży sprzęt do niego. Tylko można działać tym, co się posiada. Podobnie, jeśli chodzi o wykorzystanie pewnych cech organizmów, nie tylko zwierzęcych i roślinnych, bo i bakterie też można wykorzystać, żeby wszystko prawidłowo w gospodarstwie funkcjonowało - tłumaczy Marek Jasikowski.
Świnie chorują mniej. Nie musi ich szczepić
Rolnik z Woli Łagiewnickiej w gospodarstwie pracuje sam.
- Są momenty, że pomagają mi sąsiedzi oraz rodzina. Jednak to jest czasem kwestia pięciu minut, żeby ktoś coś przytrzymał, przypilnował, żeby nie wybiegły zwierzęta poza transport. Praca w chlewni nie zajmuje mi wiele czasu, poza wymianą ściółki i obrządkiem. Może w miesiącu to jest pięć, sześć godzin pracy. Jeżeli chodzi o wyproszenia loch, one wszystko same przy sobie zrobią, posprzątają, także nie ma problemu. Nie mam żadnych szczepień, nawet jeżeli chodzi o szczepienia przeciwko parwowirozie czy kolibakteriozie. Nie ma takiej potrzeby. Nie widzę, żeby prosiaki były zakażone parwowirozą czy pojawiały się nagłe biegunki. Przyznam, że z początku szczepiłem zwierzęta, to być może ta odporność przechodzi pokoleniowo ze sztuki na sztukę, jednakże teraz samych prosiąt teraz nie szczepię - opowiada Marek Jasikowski.
Czytaj także: Rasy rodzime owiec - hodowla coraz bardziej opłacalna [VIDEO]
Rolnik spędza bardzo mało czasu w chlewni.
- Pół godziny rano, pół godziny wieczorem. I to wszystko. Raz na dwa - trzy dni jest wymiana ściółki, jakieś może pięć - dziesięć minut, by trzeba było doliczyć w tygodniu na przejrzenie infrastruktury czy nie trzeba gdzieś czegoś dokręcić, czegoś wymienić, typu jakiegoś poidła. To wszystko - stwierdza rolnik.
Marek Jasikowski przyznaje, że jego świnie chorują, ale zdarza się to bardzo rzadko.
- Upadki też są. Gdy mam partię około 20 - 25 sztuk do odsadzenia i jeden prosiak odpadnie z tego, to jest do zaakceptowania i rzadko się to zdarza - zaznacza hodowca.
Na pytanie o to, czy hodowla ras rodzimych jest dobrym kierunkiem dla tych, którzy nie posiadają dużego areału, hodowca odpowiada: Na pewno dla mnie. Sam posiadam cechy, które potrafię wykorzystać. Ciągnie mnie do tej wiedzy i lubię wykorzystywać cechy roślin, cechy zwierząt. Wbrew pozorom, dlatego żeby się mniej napracować.
Osobom, które byłyby zainteresowane hodowlą złotnickiej pstrej radzi, by zaczynały od małej skali.
- Ważne jest także znalezienie odbiorcy żywca, bo to jest klucz do tego, by dana hodowla mogła istnieć długi czas - dodaje rolnik z Woli Łagiewnickiej.
Czytaj także: Ma największe stado kóz rasy karpackiej [VIDEO]