Żniwa w pełni zielone
Zapewne wielu naszych Czytelników przejeżdżało przez miejscowości, gdzie rzędem ciągnęły się plantacje warzyw, uprawy malin czy sady. Trafiłem do wioski w Wielkopolsce, gdzie – jedno za drugim – dawne gospodarstwa rolne przekształciły się w uprawy choinek i innych drzew ozdobnych. Tak jest w Łoskoniu Starym w gminie Murowana Goślina w powiecie poznańskim. Wieś leży na obrzeżu Parku Krajobrazowego Puszcza Zielonka.
Wieś na granicy
Wieś leży na granicy dwóch gmin i dwóch powiatów. Dotrzeć można do niej z Długiej Gośliny, Potrzanowa lub Budziszewka.
Blisko 56 proc. gleb w Łoskoniu Starym to V klasa. Kiedyś uprawiano tu zboża, ale – jak mówią miejscowi – nie było gwarancji na to, że zbierze się z pola tyle, ile się wysiało. Zwłaszcza w porze suszy klimatycznej. We wsi nie zniknęły wszystkie pola uprawne, ale ludzie żyją tu głównie z upraw drzew i agroturystyki. Jeśli przez wiele miesięcy trwa tu względna cisza, to im bliżej zimy i świąt Bożego Narodzenia, tym ruch większy. Przez wieś przejeżdża dużo samochodów transportowych z iglakami. Nic dziwnego – mieszkańcy wsi prowadzą choinkowe plantacje. Wśród nich są też Beata i Krzysztof Szymasiowie. To rodzice Krzysztofa – Barbara i Nikodem, pomagający młodym do teraz, zapoczątkowali nowy model gospodarstwa.
Beata i Krzysztof znają się od podstawówki, choć wtedy nie przypuszczali chyba, że będą małżeństwem. Beata pochodzi z Długiej Gośliny, gdzie jej rodzice prowadzili gospodarstwo rolne. Krzysztof jest stąd. Po latach spotkali się na dyskotece. Chłopak był już po odbyciu zasadniczej służby wojskowej i wcale nie umówił się z dawną szkolną koleżanką na tańce.
– Zaczął mnie adorować jakiś chłopak na tej dyskotece i Krzysztof uratował mnie, prosząc do tańca. I tak już tańczymy 20 lat – śmieje się Beata. – Powiedziałam sobie, że nigdy nie wyjdę za mąż za blondyna z hektarami. Okazało się, że wyszłam za mąż za blondyna, ale nie miał on zwierząt w gospodarstwie i to przeważyło – dodaje wesoło. Wyjaśniła też, że jej rodzice prowadzili hodowlę i za nic nie chciała powtórki. Wprawdzie rodzice męża zajmowali się też hodowlą, ale ostatecznie zrezygnowali. – Z drugiej zaś strony nie wyobrażałam sobie mieszkania w blokach i tu znalazłam swoją przystań – dodaje kobieta.
Zielone gospodarstwo
Po rodzicach Krzysztofa przejęli 13 hektarów. Teraz w Łoskoniu uprawiają 11 ha i kawałek w Długiej Goślinie po rodzicach Beaty. Tam głównie wyrastają tuje. Jeszcze po dziadkach ostał się niewielki sad. Dostrzegam czereśnie.
– Moi rodzice pielęgnują te drzewa i z zamiłowania zajmują się sprzedażą owoców. Tak jak kiedyś mama była znana na lokalnych ryneczkach jako sprzedawca młodych ziemniaków – mówi Krzysztof. – Mama często mawiała, że z tych warzywek jest więcej przychodów niż z całego gospodarstwa.
On sam przepracował w szkółkarstwie 15 lat i terminował u sąsiada Tomasza Napieralczyka, który rozwinął teraz duże plantacje na terenie kilku miejscowości. Od 2010 roku zaczął już sukcesywnie sadzić na swoich hektarach drzewka. Jego mama zaczynała przygodę z choinkami, ale wtedy głównie sadziło się je dla drzewek ciętych.
– Jakoś tak było przez lata, że głównie ludzie zainteresowani byli drzewkami ciętymi i królował świerk pospolity, czyli najpopularniejsza choinka – mówi Beata. – A my postanowiliśmy, że cała swoją uwagę skupimy na tworzeniu plantacji, która poszerzy swoją ofertę – dodaje mąż.
Krzysztof jest z wykształcenia mechanikiem, a teraz również rolnikiem. Jego żona ma też atrakcyjny zawód, w którym nadal pracuje.
– Stała pensja zawsze jest gwarancją tego, że przy klęskach pogodowych są w zapasie jakieś finanse – stwierdza Beata. W gospodarstwie pomaga im Jasiu, 20-letni syn, który zmaga się z pewnymi dolegliwości zdrowotnymi i bliskość rodziców jest dla niego bezpieczna. Sympatyczny chłopak jest wielce pomocny podczas szczytu sprzedaży, który zaczyna się już praktycznie we wrześniu, bo wtedy już klienci zamawiają świerki w donicach. - Pomaga nam rodzeństwo, które wprawdzie poszło „na swoje”, ale zawsze możemy liczyć na ich pomoc – dodają zgodnie małżonkowie.
Ich plantacja to głównie świerki i tuje. To głównie świerki pozwalają na finansowe bezpieczeństwo i zapewniają pokrycie kosztów np. paliwa do ciągnika i samochodów, deszczowania, środków ochrony itp.
- Na jednym hektarze wysadzamy do tysiąca sadzonek, więc szybko licząc mamy w gospodarstwie jakieś 10 tysięcy drzewek – wylicza Krzysztof. – I to nie jest tak, że posadzimy i samo nam urośnie i to w ciągu roku. Przyrosty zależą od klasy gleby. Wystarczy porównać drzewka z dwóch różnych plantacji i widać różnicę.
Kiedyś sadzonki umieszczało się w glebie tradycyjną metodą: szpadel i ludzkie ręce.
– I to przy podpowiedzi „zielonym do góry” – żartuje Beata.
Teraz stosuje się specjalne sadzarki, przy pomocy których da się wysadzić 5-6 tysięcy sadzonek, a tradycyjną metodą w tym czasie zaledwie do tysiąca.
Ich „żniwa”
Ich świerkowe żniwa zaczynają się już jesienią, kiedy to np.10 hurtowników zamawia drzewka w donicach. Trzeba tego przygotować kilka tysięcy, a w grudniu zaczyna się handel detaliczny. W ofercie Szymasiów są: świerk srebrny, świerk serbski, świerk pospolity, tuja szmaragd i tuja brabant. Tak duże zamówienia na świerki w donicach powodują, że małżonkowie poważnie myślą o zakupie maszyny do kopania. Wydobyć z ziemi drzewo nie jest tak łatwo i wymaga to czasu. Klienci chcą, żeby drzewko przetrwało jak najdłużej. Szymasiowie przez te wszystkie lata zdobyli pokaźny rynek odbiorców, którzy podkreślają wysoką jakość ich towaru.
– Jeśli przed świętami przyjeżdżają do nas klienci nawet z Gniezna, Piły, Obornik i Poznania, to to świadczy o czymś – informuje Beata. – Klienci mogą u nas wybrać drzewko, które im się szczególnie spodobało i sami nawet wyciąć. Zdarzało się, że ludzie przyjeżdżają do nas i po świętach, bo kupili gdzieś świerk, któremu bardzo szybko opadło igliwie, a chcieliby, żeby choinka postała w ich domu zgodnie z tradycją chociażby do Trzech Króli.
W Polsce przyjęło przecież się, że choinki rozbiera się po święcie Trzech Króli. Wiele osób świąteczne dekoracje chowa w niedzielę Chrztu Pańskiego, czyli w pierwszą niedzielę po Trzech Królach. A ostatecznym terminem, kiedy należ schować dekoracje, jest 2 lutego, czyli Święto Matki Boskiej Gromnicznej.
Beata informuje mnie, że do popularyzacji ich plantacji wykorzystuje skutecznie Facebooka, Instagram oraz pozycjonowanie wizytówek w Google.
- Ludzie poszli po rozum do głowy. Kiedyś kupowali drzewka w marketach, więc traciły na swojej trwałości, ale były tańsze niż te wprost z plantacji. Przed ubiegłorocznymi świętami markety oferowały natomiast drzewka droższe niż te z całego „zagłębia choinkowego” – wyjaśniają małżonkowie. - Niekiedy słyszymy pytanie, dlaczego choinki tyle kosztują, przecież wystarczy je zasadzić i same wyrosną – mówi Krzysztof. – Nic bardziej mylnego uzyskanie drzewka, które będzie atrakcyjne dla klienta wymaga nakładu czasu i środków. Trzeba plantację deszczować, chronić przed chorobami, pielęgnować i prawidłowo pozyskać plon – dodaje.
Dom marzeń i marzenia ich życia
Szymasiowie postawili swój nowy dom. Miło tam, gustownie i przytulnie, choć jest okazały. Beata zaparza aromatyczną kawę i rozmawiamy o ich życiu. Z okien ich domu mam widok na plantację i drzewa czereśni oraz dom rodziców Krzysztofa. Wychodzimy na spacer. Towarzyszą nam ich psy – zabawne i przyjazne stwory. Widocznie wyczuły, że i ja mam w domu psa, ponieważ uważnie obwąchują mnie. Główną uwagę skupiają jednak na swoich właścicielach. - Na terenie gospodarstwa mamy staw, który służy retencji wody. Myślimy o jego powiększeniu. W tym roku, póki co wody nie brakuje, ale jak będzie za rok, nie wiadomo – mówi gospodyni.
– W naszym gospodarstwie pojawił się nowy ciągnik, czekają nas kolejne inwestycje. Trzeba przecież zarobić na raty w banku i opłaty leasingowe – dodaje jej mąż. – A ludziom niekiedy wydaje się, że ludziom na wsi manna spada z nieba.
Ich ulubionym sposobem wypoczynku jest udział w spływach kajakowych z Rogoźna do Jaracza, gdzie znajduje się Muzeum Młynarstwa.
– Udało się nam zachęcić znajomych z pracy i już 10 lat wspólnie zbieramy się na wyprawę – mówi Beata. – Krzyśka też muszę zachęcać, bo czasami mam wrażenie, że najlepiej położyłby się z pilotem w ręku na kanapie – śmieje się. - Oj, te wyprawy kajakowe są wyczerpujące, czuję je jeszcze na drugi dzień – żartobliwie mówi małżonek. - Mam takie marzenie, żeby z plecakiem przejść pieszo wzdłuż i wszerz Islandię – nagle wyznaje Beata.
***
Łoskoń Stary leży na obrzeżu Parku Krajobrazowego Puszcza Zielonka. Jak podają źródła historyczne nazwa wsi pochodzi prawdopodobnie od wyrazu „płasko”, „płaskurki” (męskie osobniki konopi). O Łoskoniu Starym (d. Loscunia) wspomniana się już w 1153 roku. To był kiedyś teren prawie całkowicie pokryty lasami. W XVIII w., w wyniku kolonizacji olęderskiej, lasy uległy znacznemu przetrzebieniu i powstało sześć nowych osad. Stary Łoskoń (taka nazwa obowiązywała do końca 2013 r.) przeniesiono na prawa olęderskie w 1763 r. Jednym z kolejnych właścicieli był Józef Łubieński. A jak mowa o Józefie Łubieńskim, to był on także właścicielem Budziszewka (gm. Rogoźno w pow. obornickim). Jego żona Konstancja wsławiła się głośnym romansem z Adamem Mickiewiczem i miała ponoć być pierwowzorem Telimeny z „Pana Tadeusza”. Mickiewicz gościł u Łubieńskich w 1831 roku i był świadkiem chrztu ich córki. Świadkiem, bo tak nazywano rolę ojca chrzestnego. Potwierdzenie tego faktu znajduje się w Muzeum Archidiecezjalnym w Poznaniu. A że Budziszewko niedaleko od Łoskonia, to krąży legenda, że wieszcz przejazdem odwiedził miejscowość. Łoskoń Stary jest nazywany wioską św. Franciszka. Stoi tu kapliczka świętego poświęcona przez prymasa Polski Wojciecha Polaka. Miejscowości poświęcona została także publikacja pt.: „Łoskoń Stary – nasze miejsce na ziemi”, nagrodzona przez Samorząd Województwa Wielkopolskiego, a wydana przez Fundację Centrum Inicjatyw Naturalnych.