Gospodaruje na 1600 ha, a zaczynał od 11 ha. Maszyny robią wrażenie [VIDEO]
![Gospodaruje na 1600 ha, a zaczynał od 11 ha. Maszyny robią wrażenie [VIDEO]](/media/cache/82/cc/82ccd96da2854915a448cf4d04579c7c.jpg)
Na jego liście formalności, których corocznie nie wyobraża sobie nie dopełnić - jest przedłużenie umowy ubezpieczenia upraw - Nie ma roku, w którym coś by się nie wydarzyło na polach - mówi Tadeusz Leśniewski.
Tadeusz Leśniewski, rolnik z miejscowości Coch
Niezwykła historia nietuzinkowego człowieka. Jego opowieści wciągają, a majątek, którym dysponuje – imponuje. Rolnik Tadeusz Leśniewski ma duże gospodarstwo i może pochwalić się bogatym życiorysem.
Gdy słyszy się o hektarach, które w swoich zasobach ma Tadeusz Leśniewski – rolnik z miejscowości Coch w Wielkopolsce, nasuwa się jedno podstawowe pytanie: jak? Jak on to zrobił, że swoje gospodarstwo powiększył aż 145 razy! Zaczynał od odziedziczonego po rodzicach majątku, który wynosił 11 ha. Dziś, wspólnie z rodziną, a więc żoną Marią i dorosłymi już dziećmi: Ewą oraz Przemysławem gospodaruje na powierzchni 1600 ha. Jak to się więc stało, że w ciągu kilkudziesięciu lat z „małego rolnika” stał się wielkoobszarowcem?
Zacznijmy od początku. Tadeusz Leśniewski wykształcił się, jako tokarz. Pracował także w gorzelni. W związku z tym, że z grona rodzeństwa był najmłodszy, jak wyjaśnia, to właśnie jemu rodzice zapisali gospodarstwo. Wspólnie z żoną Marią, zaczęli je prowadzić na własną rękę w 1981 roku.
- Mieliśmy to szczęście, że w tym czasie żyliśmy i w tym miejscu mieszkaliśmy. Na tym terenie nie było głodu ziemi. W latach 90-tych było tutaj do wydzierżawienia gospodarstwo. W trzecim przetargu to już nikt, oprócz nas, oferty nie złożył, więc zaczęliśmy tutaj gospodarzyć - opowiada pan Tadeusz.
Majątek po byłym państwowym gospodarstwie rolnym nie był w najlepszym stanie. Mimo to pan Tadeusz podjął trud, by zainwestować w obiekty. Wiele osób odradzało mu to. Zwłaszcza, że gospodarstwo wymagało sporo nakładów finansowych. On jednak wierzył w sukces i nie mylił się.
Zrezygnował z produkcji zwierzęcej
Wydzierżawiane gospodarstwo po dwóch latach wykupił. Początkowo produkcja opierała się na hodowli bydła mlecznego i trzody chlewnej. W starych obiektach utrzymywano 100 macior, od których rocznie pozyskiwano około tysiąc szt. tuczników. Jeśli chodzi o bydło mleczne – w stadzie przebywało 160 sztuk.
- Z tego około setka to były krowy dojne, ale stado było do likwidacji. Wydajność od jednej sztuki wynosiła 3,5 tys. litrów. Większość z nich była chora na białaczkę, gruźlicę. Zwierzęta te przebywały w obiektach budowanych z płyt betonowych, zero wentylacji. Zimą skraplała się para. To nie były dobre warunki do hodowli – tłumaczy rolnik.
Pan Tadeusz nie widział przyszłości gospodarstwa w sektorze hodowlanym. Bardziej postawił na prawdziwą specjalizację w zakresie produkcji roślinnej.
- Na większą skalę zaczęliśmy się bawić w produkcję materiału siewnego, czyli w nasiennictwo. Najczęściej to było tak, że kiedy zboże było drogie, to świnie taniały. Nigdy nie było, żeby proporcjonalnie ceny trzody szły za ceną produktów paszowych. Dlatego ostatecznie i ze świń zrezygnowaliśmy - wyjaśnia Tadeusz Leśniewski.
Obecnie płody rolne państwa Leśniewskich przeznaczone są na konsumpcję. Tegoroczna struktura zasiewów wygląda następująco: 800 ha pszenicy, 250 ha rzepaku, 300 ha kukurydzy i 130 ha pszenżyta. Rolnik uprawia w systemie bezorkowym od 2004 roku. Dysponuje sporym parkiem maszynowym, w tym dwoma ciągnikami na gąsienicach o pomocy 740 i 640 KM. W zasobach gospodarstwa są także trzy nowoczesne kombajny. Zboża i rzepaki - w większości - sprzedaje w systemie kontraktacyjnym.
Takie maszyny pracują w gospodarstwie pana Tadeusza
Ubezpieczyłem uprawy i... wszystko wymarzło
Tak duży areał upraw wymaga dobrego zabezpieczenia. Pan Tadeusz ubezpiecza swoje uprawy od 2012 roku.
- Nigdy wcześniej nie ubezpieczałem. Pierwszy raz to zrobiłem i przyszły przymrozki. Wszystko wymarzło - tłumaczy Leśniewski
Przyznaje, że to był bodziec, który spowodował, że z zawierania polisy w kolejnych latach już nie rezygnował.
- No i od tamtej pory już ubezpieczam. W ostatnich latach nie ma sytuacji, żeby gdzieś coś się nie zadziało, bo ubezpieczamy od nawalnych deszczy, wichur itd. W ubiegłym roku mieliśmy kukurydzę stłuczoną, pszenica przylegała. Nie ma takiej opcji, żeby w obecnych realiach nie ubezpieczać. Nie tylko OC, ale i autocasco – wymienia pan Leśniewski.
Rolnik gospodaruje na 1600 ha. Od kilkunastu lat regularnie ubezpiecza swoje uprawy
Deszcze nawalne, gradobicie, przymrozki - uprawy zagrożone
Rolnik współpracuje z firmą Generali. Przedsiębiorstwo ma obecnie pełne ręce roboty związane z szacowaniem strat na polach. Wcześniej przymrozki, a kilka dni temu - gradobicie, deszcze nawalne i silne wiatry wyrządziły sporo strat na polach. Sytuacja jest najtrudniejsza w woj. dolnośląskim, małopolskim oraz lubelskim. Cały czas trwa szacowanie strat. Już teraz jednak mówi się o setkach hektarów ze zniszczonymi uprawami.
Z panem Krzysztofem Mrówką rozmawiamy 26 maja, a więc jeszcze przed falą gradobicia, która przeszła przez południową Polskę.
- Ostatni rok nie rozpieszczał rolników, również przymrozki wiosenne były dość dużym problemem. Silne gradobicia już w zasadzie od początku maja i teraz rok 2025 - znowu mamy powtórkę z rozrywki, jeżeli chodzi o przymrozki wiosenne. Pogoda jest zmienna i warto pomyśleć o tym, żeby się zabezpieczyć - mówi Krzysztof Mrówka, dyrektor Departamentu Ubezpieczeń Rolnych w Generali Agro.
Dyrektor Mrówka potwierdza, że zgłoszeń o szkodach do firmy Generali wpływa bardzo dużo.
- Oczywiście te straty będą różne w różnych regionach kraju, to zależy od tego, jakie temperatury występowały w danym regionie, w jakich fazach rozwojowych znajdowały się zboża, rzepaki, kukurydza czy buraki cukrowe. Trzeba pojechać na to pole, ocenić sytuację na miejscu – tłumaczy Krzysztof Mrówka.
Ubezpieczenia upraw - wiosna 2025
Ekspert przypomina, że ubezpieczyć uprawy można zarówno w okresie jesiennym, jak i wiosennym.
- Tak naprawdę, jeżeli chodzi o kupno ubezpieczenia, to trzeba podzielić sobie czas na dwa sezony. Jeżeli mówimy o uprawach ozimych i takich ryzykach, jak ujemne skutki przezimowania, przymrozki wiosenne, deszcz nawalny, huragan, czy też gradobicie - najlepiej jest to zrobić w okresie jesiennym. Wtedy ta sprzedaż z reguły trwa w okresie od września do listopada. Warto wówczas rozważyć ubezpieczenie ozimin, by na początku kwietnia nie martwić się o jakieś okresy karencji i zastanawiać się czy tę ochronę mam czy nie – wyjaśnia specjalista.
Jeśli jednak jesienią rolnik nie zdążył zawrzeć polisy, w przypadku ozimin może to nadal zrobić wiosną, wówczas sprzedaż ubezpieczeń trwa od marca do końca czerwca. Rolnikom, którzy zastanawiają się nad ubezpieczeniem, zostało zatem kilka tygodni. Należy jednak pamiętać o okresie karencji, który trwa 14 dni. Oznacza on, że polisa obejmuje uprawy dopiero po 2 tygodniach od dnia zawarcia umowy.