Weterynarz z pasją
Zbigniew Suchecki ma 54 lata i z wykształcenia jest lekarzem weterynarii. W swoim zawodzie pracuje od momentu ukończenia studiów, ale prywatnie od wczesnych lat dziecięcych fascynuje go polowanie… przez obiektyw. Okolice Lwówka Śląskiego dają mu możliwość realizowania się tak zawodowo, jak i hobbystycznie.
Żona Renata jest pracownikiem ZUS-u. Najstarsza córka Ania (24 lata) skończyła biologię z chemią na uniwersytecie we Wrocławiu, a teraz jest na drugim roku weterynarii na Wydziale Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, co bardzo cieszy rodziców, a zwłaszcza ojca, choć ten zapewnia, że na wybór studiów córki nie miał wpływu. Syn Krzysztof (21 lat), jeździ, jak to mówi tata, „na rowerze”. W tej chwili pedałuje po Pirenejach i przygotowuje się do kolejnego turnieju. Jego największym dotychczasowym osiągnięciem było zdobycie w 2013 roku tytułu Mistrza Polski Amatorów w Kolarstwie Szosowym Gorskim. Najmłodsza córka Emilka (18 lat) ma, podobnie jak mama, umysł ścisły. Jest aktualnie w klasie matematyczno- chemicznej i w przyszłym roku zdaje maturę.
Umiłowanie natury
Mój rozmówca uważa, że marzeniem każdego człowieka jest zostać lekarzem i pomagać żywym istotom, czy to ludziom, czy zwierzętom. Wychował się na wsi, gdzie dziadkowie mieli trzodę chlewną, bydło i konie. Jego zainteresowanie zwierzętami wyszło jednak bardzo wcześnie poza gospodarstwo, a zaczęło się od podarowanego przez rodziców w pierwszej klasie szkoły podstawowej Atlasu ptaków ziem polskich autorstwa prof. Jana Sokołowskiego. To właśnie bliskość zwierząt u dziadków, obserwowanie natury, podsunięta mu wcześnie literatura fachowa, spowodowały, że wybrał zawód lekarza weterynarii aby, jak sam mówi, pomagać zwierzętom.
W służbie weterynarii
Zbigniew Suchecki ukończył studia na Akademii Rolniczej we Wrocławiu na wydziale weterynarii. Zaraz po studiach podjął pracę w lecznicy przy Państwowym Gospodarstwie Rolnym w Rakowicach Wielkich. Pod jego opieką było wtedy ok. 5 tys. sztuk trzody chlewnej, ok. 2 tys. bydła oraz ok. 1.000 sztuk owiec. O tych ostatnich mówiło się wtedy: ”kto ma owce, ten ma co chce”- a to znaczyło, że hodowla owiec była w tym okresie bardzo opłacalna. Dzisiaj czasy się zmieniły, choć Zbigniew Suchecki ma nadzieję, że polityka rolna i dopłaty do chowu i hodowli tych zwierząt przyczynią się do pozytywnych zmian, zwłaszcza na terenach górskich, gdzie owce dobrze się sprawdzają. W PGR-ze leczył zwierzęta i zajmował się profilaktyką chorób. Był to dla niego bardzo ciekawy, ale i zarazem trudny okres życia, zważywszy, że trafił na wspomniane gospodarstwo zaraz po studiach i rzucony został od samego początku na głęboką wodę. Aktualnie Zbigniew Suchecki zatrudniony jest na stanowisku starszego inspektora weterynaryjnego ds. środków żywienia zwierząt, ochrony zwierząt i nadzoru nad ubocznymi produktami zwierzęcymi w Powiatowym Inspektoracie Weterynarii w Lwówku Śląskim. Pracuje tutaj od 16 lat i jest zdania, że niesłusznie inspektor kojarzy się z kimś groźnym. On przestrzega po prostu zasad służby publicznej i wszyscy, którzy działają w granicach prawa, nie powinni mieć problemów z inspekcją weterynaryjną.
Spektakularne przypadki
Zdarzają się również spektakularne przypadki, jak choćby ten sprzed kilku tygodni. Właściciel stada owiec stwierdził zgon leciwego tryka o imieniu Max, który był jego ulubieńcem, więc żal po jego stracie był wielki. Postanowił poddać zwierzę preparacji, czyli dać je wypchać i postawić na honorowym miejscu w biurze gospodarstwa. Pan Zbyszek zaczął działać natychmiast. Pokierował hodowcą przez dżunglę przepisów prawa i nawet poszukał odpowiedniego preparatora z uprawnieniami, który mieszkał 70 kilometrów dalej. Gdy już wszystko było na papierze gotowe, gospodarz załadował Maxa na przyczepkę i wybrał się z trykiem oraz przygotowaną przez pana Zbyszka dokumentacją w drogę do Wałbrzycha. Niestety, przyjechał o jeden dzień za późno, gdy skora zwierzęcia już nie dała się oddzielić od pozostałej części ciała, czego jedną z przyczyn był wiek zwierzęcia. Przypadek ten przetarł drogę wrocławskiemu ZOO, w którym zszedł z tego świata manat - zwierzę wodne pochodzące z Ameryki Południowej. Inspektorat wrocławski słysząc o przypadku z Maxem, poprosił inspektorat z Lwówka o radę, no i udało się.
Weterynarz a myśliwi
Zapędów zastania myśliwym Zbigniew Suchecki nigdy nie miał, bo woli polowanie zza obiektywu, ale jako lekarz weterynarz uważa, że myśliwi są potrzebni. Ich rola jest cenna w utrzymaniu równowagi populacji poszczególnych gatunków czy we współpracy z inspekcją weterynaryjną i weterynarzami w przypadkach wykrycia takich chorób, jak na przykład „afrykański pomór świń” na wschodzie naszego kraju. Współpraca z myśliwymi pozwala zapobiec w wielu przypadkach rozprzestrzenianiu się chorób zakaźnych czy przechodzeniu ich na zwierzęta gospodarskie. To inspektorat weterynarii dostaje próbki odstrzelonej zwierzyny, głownie dzików, monitoruje choroby zakaźne, takie jak klasyczny pomór u dzików czy wścieklizna u lisów.
Z inspektoratu na emeryturę?
Wszystko wskazuje na to, że nie. Po uzyskaniu przez Anię, najstarszą córkę, tytułu lekarza weterynarii, chciałby połączyć swoją pracę w inspektoracie z pracą w jej gabinecie. Zwłaszcza w początkowym, tym najtrudniejszym etapie będzie chciał być jej pomocny. - Ania ma dobre serce, jest dobrą córką i dobrym człowiekiem - mówi o swojej córce mój rozmówca. W takiej konstelacji ich współpraca skazana jest na powodzenie.