Nowa i opłacalna strategia uprawy ziemniaków. Rolnicy z Wielkopolski są z niej zadowoleni
Wojciech Niemczal, posiadacz certyfikatu rolnictwa regeneratywnego z miejscowości Dominowo w okolicach Środy Wlkp., podzielił się z nami swoim doświadczeniem w produkcji ziemniaka uprawianego w systemie regenreatywnym. Opowiedział, jak ten model różni się od tradycyjnej uprawy i jakie daje efekty w praktyce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nasz rozmówca prowadzi działalność gospodarczą w firmie Biała Cebula Sp. z o.o , w której skład wchodzi grupa producencka. - Powstała ona w wyniku konsolidacji z firmą, w której jestem współwłaścicielem. Razem z tatą oraz pozostałymi partnerami działamy na powierzchni ok. 120 ha użytków rolnych. Z tego mniej więcej 25% areału zajmują ziemniaki. Jeśli chodzi o strukturę uprawy ziemniaka, to jest to pół na pół: 50% ziemniaków jadalnych i 50% ziemniaków skrobiowych - opowiada rolnik.
W gospodarstwie Niemczalów przez długi czas uprawiane były przede wszystkim warzywa korzeniowe i cebula. - Jednak spadek opłacalności w latach 2015-2016 skłonił nas do wprowadzenia ziemniaka skrobiowego, który dawał możliwość zawierania kontraktów i przewidywania przychodów. W efekcie ta uprawa wyparła znaczną część warzyw, a dziś z tego kierunku produkcji pozostały głównie: cebula i ziemniaki - tłumaczy pan Wojciech. - Szczególnie dobrze odmiany skrobiowe sprawdzały się w latach 2020-2021, czyli w okresie pandemii - był to najlepszy czas dla produkcji ziemniaka adresowanego do przemysłu - wspomina gospodarz. Na polach Niemczalów ziemniak jadalny (po bardzo długiej przerwie) pojawił się natomiast w 2024 r. Dlaczego? - Rynek to sugerował, gdyż, jako firma, dostarczamy warzywa do sieci handlowych, więc część produkcji musieliśmy zabezpieczyć z własnego areału - tłumaczy gospodarz.
Przygoda z “regenartywnym ziemniakiem” w gospodarstwie Niemczalów zaczęła się z kolei stosunkowo niedawno, bo zaledwie 4 lata temu. Czym było to podyktowane? - W sezonie 2021 nastąpił nagły wzrost kosztów produkcji, związany zarówno z zakupem nawozów, jak i innymi lawinowo rosnącymi wydatkami. Nasze produkty natomiast - można powiedzieć - nie drożały w takim stopniu, w jakim rosły koszty. Właśnie wtedy zaczęło się poszukiwanie rozwiązań typu: Jak poprawić jakość gleby, ale też jak skutecznie ograniczyć koszty? - wspomina pan Wojciech. Podczas jednej dyskusji o trudnych czasach, kryzysie i problemach z erozją oraz utrudnionym gospodarowaniu w centralnej Wielkopolsce, rolnik trafił na fundację, która wspiera rolników w działaniach regeneratywnych. Potem wszystko potoczyło się już właściwie lawinowo.
Czym jest rolnictwo regeneratywne?
Rolnik zaznacza, że nie ma jednolitej definicji tej metody. - Można jednak powiedzieć, że jest to zbiór praktyk czerpiących - zarówno z rolnictwa ekologicznego, jak i konwencjonalnego. W trosce o dobrą glebę całość zarządzania gospodarstwem opiera się na zasadach regeneracyjnych - można tak to ująć, ponieważ nie mamy ustalonej definicji rolnictwa regeneratywnego, ani przez krajowego ustawodawcę, ani przez europejskie regulacje - wyjaśnia pan Wojciech. Zaznacza jednocześnie, że tradycyjne uprawy - orka, skutecznie prowadzą do degradacji gleby - niszczą jej strukturę gruzełkowatą i powodują nadmierne napowietrzanie. - W wyniku tego dochodzi do dużej emisji węgla z gleby, a węgiel jest przecież podstawowym składnikiem materii organicznej. Na początku naszych działań zastanawialiśmy się więc, jak zwiększać zawartość. Zaczęliśmy od stosowania mieszanek międzyplonowych. W kolejnych etapach przeszliśmy na systemy bezorkowe w uprawie zbóż, co jednocześnie pozwalało na redukcję kosztów i było możliwe dzięki odpowiedniemu wyposażeniu gospodarstwa - opowiada farmer. Kolejnym etapem było opracowanie odpowiedniej techniki uprawy ziemniaków - tak, aby ograniczyć liczbę przejazdów maszyn, przygotować pole w odpowiedni sposób, a jednocześnie nie niszczyć gleby mechanicznie.
Nasz rozmówca zapewnia, że z wprowadzeniem bezorki do gospodarstwa nie było większego problemu. - Przede wszystkim gleby, na których gospodarujemy, cechują się dobrą bonitacją i bardzo dobrym podglebiem. Podłoże jest gliniaste, natomiast wierzchnia warstwa ma dosyć lekką strukturę. Nie są to gleby zwięzłe, torfowe ani ciężkie, ale mimo to dobrze zachowują się podczas nawalnych deszczy czy okresów suszy. Dzięki temu mieliśmy ułatwione warunki na start - zwraca uwagę pan Wojciech. Porusza także wątek dotyczący płodozmianu. - W ciągu ok. 3-4 lat, kiedy dzieliliśmy parcele pod uprawę ziemniaków, stosowaliśmy naprzemiennie strączkowe (m.in. łubin i groch) i zboża, a także uzupełniliśmy je roślinami okrywowymi - opowiada nasz rozmówca.
“Żywa gleba” przez cały rok
Rolnicy starają się, aby przez cały rok gleba była „żywa”- aby na polu rosły zarówno międzyplony, jak i rośliny główne. Farmerzy do głębokiego spulchniania wykorzystują międzyplony wzbogacone o słonecznik ze względu na jego rozwinięty system korzeniowy. Rośliny poddawane są następnie procesowi mulczowania. Używany jest do tego rozdrabniacz - wszystko po to, aby uzyskać jak najdrobniejsze kawałki.
Rolnicy pole nawożą obornikiem - bydlęcym lub kurzym. - Delikatnie mieszaliśmy go z glebą na głębokość ok. 8 cm, aby wspomóc proces rozkładu resztek pożniwnych - zaznacza pan Wojciech. Jesienią i zimą pole pozostaje okryte tym organicznym materiałem, który stopniowo przechodził proces humifikacji. - Pierwszym zabiegiem wiosennym jest z kolei przygotowanie gleby pod sadzenie ziemniaków (pomijając w tym etapie uzupełnianie składników odżywczych nawozami). Uprawa jest wykonywana na głęboko w systemie bezorkowym, po czym następuje praktycznie natychmiastowe sadzenie ziemniaków - relacjonuje gospodarz. Zwraca przy tym uwagę na następującą sprawę: - W porównaniu do tradycyjnego systemu z użyciem pługa, gdzie ziemia była orana i pozostawała do wiosny, często dodatkowo poddawana zabiegom bronowania lub wałowania, w naszym przypadku znacząco ograniczyliśmy liczbę przejazdów maszyn po polu - do praktycznie dwóch, od momentu przygotowania pola do siewu międzyplonów. Nawet w uprawie głębokiej ograniczyliśmy ingerencję w glebę do niezbędnego minimum.
Ważna odmiana
Rolnicy uprawiają tylko odmiany późne. - To oznacza, że zbiór odbywa się dopiero w okolicach września lub października. Jest to spowodowane tym, że nie chcemy wyciągać z pola ziemniaków wraz z resztkami materii organicznych, które mogłyby nie przejść procesu humifikacji do czerwca czy lipca - wyjaśnia nasz rozmówca.
Jeżeli chodzi o dobór odmian, to Niemczalowie zawsze wybierają te o wysokiej plenności. - To jest nasz priorytet. Drugim kryterium są odmiany o twardym miąższu oraz takie, które nie są całkowicie gładkie, tylko posiadają głębsze oczka i twardszą skórkę. Przykładem mogą być odmiany: Madeira czy Jurek. Te ostatnie mają dość twardą skórkę, nie nadają się do mycia przemysłowego, ale można je sprzedawać w tzw. formie „brudnej”, czyli prosto wykopane z pola, ewentualnie lekko wyszczotkowane - mówi pan Wojciech.
Wśród odmian skrobiowych prym wiedzie Zuzanna, która - jak podkreśla rolnik - charakteryzuje się m.in. wysoką i stabilną plennością, a także odpornością na zarazę ziemniaka.
Niemczalowie, wprowadzając praktyki regeneratywne do gospodarstwa, zmienili strategię nawożenia ziemniaków. - W ogóle nie kierujemy się już sztywnymi zaleceniami, dotyczącymi odmiany, które podają dokładne dawki azotu, potasu czy innych składników. Często, badając glebę, stwierdzaliśmy bowiem, że już zawierała wystarczającą ilość wielu składników, np. jony wapnia. W takich przypadkach konieczne było jedynie uzupełnienie brakujących pierwiastków, takich jak magnez lub potas w kompleksie sorpcyjnym - przekazuje pan Wojciech.
Niższe koszty, a co z plonami?
Praktyki regeneratywne nie spowodowały wzrostu plonu ziemniaków (średni plon ziemniaków skrobiowych wynosi ok. 54 tony netto z ha, natomiast ziemniaków jadalnych - ok. 50 ton z ha). - Pojawiły się natomiast inne korzyści. Przede wszystkim zmniejszyły się koszty związane z uprawą i liczbą przejazdów maszyn, co pozwoliło zaoszczędzić czas. Dzięki precyzyjnemu zarządzaniu glebą mogliśmy lepiej bilansować składniki odżywcze, dostarczając je w dokładnie takich ilościach, jakich brakowało na danym polu - wskazuje Wojciech Niemczal. - W tym kontekście rozwijaliśmy również rolnictwo precyzyjne, koncentrując działania na poszczególnych parcelach, o powierzchni około jednego hektara, co pozwalało optymalizować nawożenie i inne zabiegi agrotechniczne - dodaje.
Nasz rozmówca zwraca też uwagę na to, że w przypadku konwencjonalnej produkcji ziemniaków spadek materii organicznej, próchnicy - jakkolwiek byśmy to nazwali - w ujęciu rok do roku wynosił około pół punktu procentowego. - Natomiast w przypadku stosowania technik regeneratywnych poziom materii organicznej jest utrzymany - nie odnotowujemy wzrostu, ale też nie obserwujemy spadków ani odchyleń większych niż 0,1-0,2 punktu procentowego (nie biorę pod uwagę większych odchyleń, ponieważ wynikają one z naturalnych pomiarów poszczególnych prób) - mówi pan Wojciech.




























