Mirosław Szymczak - produkuje sałatę dla jednej z sieci supermarketów
Mirosław Szymczak z Sulęcina (powiat pleszewski) wraz z żoną Joanną od wielu lat zajmuje się profesjonalną uprawą sałaty. - Pierwsze nasiona przywiózł nam wiele lat temu kuzyn z Niemiec, kiedy to mój ojciec zarządzał gospodarstwem - mówi.
Sałata do Polski trafiła na początku XIV wieku dzięki królowej Bonie i do dnia dzisiejszego jest jednym z najpopularniejszych warzyw. Częścią jadalną są liście, które, w zależności od odmiany, mogą mieć formę rozety lub główki. Najbardziej popularne są sałaty o liściach zielonych, ale występują też w kolorach ciemnofioletowych, białych lub bordowych. Liście mogą być gładkie, karbowane lub skędzierzawione o różnych smakach. Sałata ma wiele cennych wartości odżywczych. Zawiera sporo błonnika oraz wiele składników mineralnych, takich jak: wapń, potas, magnez i żelazo. Jest cennym źródłem witamin. Kolor swój zawdzięcza chlorofilowi, który ma działanie bakteriobójcze, pomaga zwalczać infekcje oraz przyspiesza gojenie się ran. Zawiera luteinę i zeaksantynę - silne przeciwutleniacze, które mają korzystny wpływ na wzrok i chronią przed zwyrodnieniem plamki żółtej. Jest do tego niskokaloryczna, bo 100 gramów sałaty to zaledwie 12 kalorii.
Mirosław Szymczak z Sulęcina (powiat pleszewski) wraz z żoną Joanną od wielu lat zajmuje się profesjonalną uprawą sałaty. - Pierwsze nasiona przywiózł nam wiele lat temu kuzyn z Niemiec, kiedy to mój ojciec zarządzał gospodarstwem – mówi. Kiedy w 2004 roku pan Mirosław objął po rodzicach gospodarstwo, uprawiał wiele gatunków warzyw, w tym również sałatę. Stwierdził, że warto skupić się na mniejszym asortymencie i w strukturze upraw zaczęła dominować sałata. Tym bardziej że sałatę można „zrobić” w 3 cyklach na jednym polu i to znacznie zwiększa potencjał produkcyjny. Zaczynał od małego obszaru, aby obecnie każdego roku uprawiać tę roślinę na powierzchni od 24 do 26 ha.
- W gospodarstwie uprawiamy w 90 % sałatę lodową, trochę masłowej i trochę radicchio. Od 2008 roku zaczęliśmy zwiększać produkcję. Wtedy wysiewaliśmy tygodniowo 2,5 tysiąca nasion, a teraz sadzimy 80 tysięcy. Pierwsze nasadzenia rozpoczynamy od początku marca i sadzimy do 33 tygodnia czyli do 15 sierpnia. W tym okresie „robimy” około 2 milionów sztuk. Sałata na polu rośnie od 5 do 8 tygodni, później pole jest przeorane i następnego dnia znów wysadza się kolejny rośliny – opowiada pan Mirosław.
Najwcześniejsze nasadzenia przykrywane są włókniną, aby zabezpieczyć rośliny przed działaniem wiosennych przymrozków. Sadzonka kupowana jest z firm zewnętrznych, które specjalizują się w produkcji rozsady. - Od jakiegoś czasu sadzonkę kupujemy w Niemczech. Jest troszkę wyższa cena, ale jakościowo jest bardzo dobra. Rozsada przywożona jest do nas w kostce torfowej w skrzynkach. Zależy nam bardzo na ciągłości i na jakości. Bo jakość, to podstawa. Na cenę nie mamy wpływu, ale na jakość tak – stwierdza. Sałatę produkuje dla jednej sieci supermarketów. - Dużo towaru sprzedajemy za granicę: do Bułagarii, Grecji, na Wschód i na rynki lokalne - wymienia. Jego zdaniem branża rozwija się prężnie. Sałata ze względu na płytki system korzeniowy ma wysokie wymagania nawozowe. Należy pamiętać, że jest to roślina bardzo wrażliwa na zasolenie podłoża, więc nie można dopuścić do przenawożenia. To samo dotyczy stosowanych środków ochrony roślin. W związku ze sprzedażą sałaty w kraju i eksportem za granicą pan Mirosław zwraca bardzo dużą uwagę na stosowane nawozy i środki ochrony roślin. - Rozsądnie stosuję nawozy i środki ochrony, ponieważ bardzo często robione są wyrywkowe kontrole towaru na pozostałości środków chemicznych. W związku z tym nie mogę pozwolić sobie na jakieś niedociągnięcia, ponieważ stracę wiarygodność i będę miał kłopoty ze sprzedażą swojego towaru – informuje. Mączniak rzekomy i mszyca, to największe zagrożenia dla sałaty. Producent do nasadzeń wybiera specjalnie wyselekcjonowane odmiany, które wyróżniają się podwyższoną tolerancją na tipburn i odpornością na mączniaka rzekomego i mszyce. - W tym roku nie mieliśmy większych problemów z chorobami i szkodnikami. Produkcja przebiegała bardzo dobrze i towar był wysokiej jakości. Było bardzo dobre wycięcie z pola, bo na poziomie 90%. Ubiegły rok był trudniejszy, ponieważ były kłopoty ze szkodnikami - twierdzi.
Czytaj także: Małgorzata i Mirosław Grzechowiakowie z Pleszewa - połączyły ich warzywa
Największymi kosztami w całej technologii uprawy są te dotyczące pracy ludzkiej. W tym gospodarstwie nie ma kłopotów z pracownikami.
- Do zbioru sałaty w całym sezonie mamy ludzi z Polski i z Ukrainy. Od wielu lat mamy stałych pracowników. Pomimo wysokiego postępu hodowlanego i technologicznego nikt jeszcze na całym świecie nie opracował maszyn, które wycięłyby i zapakowały sałatę. Bez ludzkich rąk ani rusz! - zaznacza. A jak wygląda ostatni etap procesu technologicznego sałaty? - Główki sałaty lodowej wycinamy na polu, pakujemy do woreczków foliowych, wkładamy do kartonów i szybko przewozimy do chłodni. Sałata musi być schłodzona do temperatury 3oC i wtedy dopiero wyjeżdża do klienta. Schłodzenie ma istotny wpływ na trwałość. Jeśli towar nie jest schłodzony, to wtedy, zwłaszcza latem - przy wysokich temperaturach , szybko się psuje - opowiada.
Aby oferować towar najwyższej jakości 2 lata temu w gospodarstwie powstały nowoczesne chłodnie, z których pan Mirosław Szymczak z Sulęcina jest zadowolony. - Klient woli zapłacić więcej za towar, który ma wysoką jakość i po taki zawsze chętnie wraca - uważa. Mój rozmówca o uprawie sałaty wie chyba wszystko! Chociaż……. jak zaznacza, jest bardzo dużo niuansów, na które trzeba zwracać uwagę. Stosowanie nawożenia organicznego i regularne sprawdzanie kwasowości, czyli pH gleby to bardzo ważne elementy. Pan Mirosław lubi uczyć się od najlepszych. Jak tylko jest okazja, wyjeżdża do Holandii, Niemiec czy Włoch, żeby coś ciekawego zaobserwować i wdrożyć w swoim gospodarstwie. Mistrzami w uprawie sałaty są Holendrzy, którzy opracowali wiele nowinek technologicznych. - W obecnych realiach nie jest tak prosto zacząć wszystko od zera! - podkreśla. Jak w innych dziedzinach, tak również w tej produkcji nie tylko są same sukcesy. Zdarzają się niepowodzenia. - Co tydzień sadzimy około 80 tysięcy sztuk sałaty i na taką ilość musimy również mieć klienta. W jednym tygodniu hektar musi być wycięty, jeśli nie ma klienta, zaorujemy plantację. W tym roku był problem ze sprzedażą sałaty od czerwca do lipca i musieliśmy ją zaorać bez cięcia. Pomimo tego, że towar był najwyższej jakości. Niestety, panowały w tym okresie złe warunki pogodowe – było deszczowo i zimno. Zasada jest taka - sałata dobrze sprzedaje się, gdy jest ciepło i wykorzystuje się jej więcej do grilla. Największym jednak zagrożeniem dla sałaty jest grad, który potrafi zniszczyć doszczętnie całą uprawę – wyjaśnia.
Każdego roku na polach w Sulęcinie testowane są nowe odmiany, żeby wiedzieć, jak się zachowują i czy mogą być wprowadzane do produkcji. Jest to niezwykle ważne, ponieważ odmiany do nasadzeń wybiera się tak, aby rozszerzyć „okno” zbiorcze. Zarówno pan Mirosław, jak i jego 7-letni syn, chodząc po polach obowiązkowo muszą „skubnąć” sałatę, żeby sprawdzić, jak dana odmiana smakuje. Jakie plany na przyszłość? Sałata tak przypadła do gustu gospodarzowi, że na pewno nie zmieni swojego głównego kierunku produkcji i będzie coraz bardziej dążył do jeszcze lepszej jakości i wydajności. Można by stwierdzić, że w Sulęcinie mamy „drugą” Holandię w uprawie sałaty.
Czytaj także: Katarzyna i Marcin Hendrysiakowie - pasjonaci róż