Aura nie sprzyja sadownikom
Nie dla wszystkich wiosna zimą jest powodem do radości. Sadom taka aura nie sprzyja i choć drzewa jeszcze nie mają pąków ani kwiatów, już widać, że będą straty.
Takie przykre wnioski można wysnuć po wizycie w gospodarstwie sadowniczym państwa Słowińskich z Jadownik w gm. Pawłów. Stosunkowo młode uprawy, już widać gołym okiem, odpokutują nietypowe dla naszego klimatu warunki pogodowe.
- Mieszkam na wsi od urodzenia, więc ziemię uprawiamy z dziada pradziada. Kiedyś w gospodarstwie były zwierzęta: koń, krowy, byki, zawsze 5-6 sztuk. Krowy na mleko, bydło na rzeź. Dopóki żona obrządzała, było dobrze, ale młodzi dziś, niestety, nie garną się do obory. Na świeżym powietrzu to jeszcze, a po obrządku to zaraz trzeba się myć, ubrania zmieniać - mówi Stanisław Słowiński (55 l.).
Stąd i zmiana profilu działalności. Z uprawy zboża, osiem lat temu, gospodarz z gm. Pawłów przeszedł na sadownictwo. Na 5 hektarach uprawia: wiśnie (2 ha), śliwy (1 ha), czereśnie (1 ha) i maliny (odmianę letnią i jesienną). - Trzeba coś robić, żeby ziemia nie stała odłogiem - mówi rolnik, niegdyś zawodowy strażak, dziś na emeryturze. - Teraz mogę się tylko na tym skupić a że mam z czego mogę jeszcze dołożyć, jakby coś nie wyszło.
Brak stabilnych cen i anomalie pogodowe powodują, że mało kto w tym regionie żyje wyłącznie z sadownictwa. To najczęściej praca dorywcza, a głównym źródłem utrzymania jest praca poza rolnictwem. - Kiedyś ludzie żyli tylko z ziemi, teraz się nie da. Niestety pogoda robi swoje. Za wcześnie zrobiło się ciepło, właściwie zimy w ogóle nie było. Potem, jak to już wszystko się rozbuja i puści, przyjdą przymrozki i po uprawach. Poza tym deszczu, jak na lekarstwo, trzeba samemu nawadniać, to powoduje dodatkowe koszty. Brak mrozu powoduje, że choroby grzybo- i owadobójcze panoszą się w uprawach, a owoce z plamkami nie nadają się do handlu.
Trudną sytuację rolników, oprócz braku stabilnych cen i fatalnych warunków atmosferycznych pogłębiają inne powody.
- Rynek zbytu coraz mniejszy, siła robocza żadna - nawet pracownicy ze Wschodu nie chcą robić za te pieniądze, wybierają budowlankę. Co zrobić? - mówi nasz rolnik.
Szansy upatruje jednak w najmłodszym synu Tomaszu, który zdecydował się przejąć gospodarkę po ojcu.
- W gospodarstwie jest osiem rodzajów czereśni (m.in. burlat, kordia, regina, tamara, wanda, stokato). Kiedy jedna "schodzi", szybko trzeba zająć się następną a w między czasie do klienta z tą, która zerwana, bo nie poleży w chłodni - mówi pan Tomasz. - Czereśnię sprzedajemy tylko w detalu, na okolicznych bazarach najczęściej. Wiśnia idzie na przemysł. Podobnie, jak z czereśnią, jest z maliną. Mamy też różne odmiany (laszka, polesie, polonez, poemat - typowo jesienna). Jak jedną się oberwie, to drugą zaczyna. Ale przez pogodę nie ma reguły. W ub. roku malina letnia, która powinna rodzić w lipcu, owocowała w październiku - opowiada młody rolnik, który widzi przyszłość w rolnictwie. - Ze wszystkim idzie sobie poradzić, na pogodę tylko wpływu nie mamy. Ptaki też robią swoje, szpaki atakowały czereśnie, a od trzech lat biorą się też za wiśnie. O 3 nad ranem trzeba wstawać, żeby je odstraszać. Środków hukowych nie możemy stosować, bo w sąsiedztwie jest szkoła.
AKTUALNE CENY OWOCÓW NA RYNKACH HURTOWYCH. KLIK
Jak mówią nasi rolnicy, ziemia pod sadownictwo jest tu dobra, ale żeby uprawy były dorodne, trzeba o to dbać.
- Robimy badania gleby, wapnowanie, stosujemy nawadnianie, jak np. w przypadku malin. Stosujemy system kropelkowy - każdy rząd ma swoje dozowanie i w zależności od odmiany potrzebuje innej ilości wody. Jedne maliny owocują wcześniej, inne później. Generalnie te owoce są najbardziej wymagające. Maliny są najbardziej pracochłonne. Na owocach, które idą w detal nie może być nawet plamki. Klienci bardzo na to zwracają uwagę a niestety, jak słońce za bardzo grzeje latem, poparzy zbiory i mimo nawodnienia cała robota na marne - mówi pan Stanisław, któremu przy malinach pomaga najbardziej żona Ewa.
Stosunkowe młode sady w Jadownikach zysków wielkich nie dają. Póki co trzeba jeszcze do nich dokładać, ale różnorodność upraw powoduje, że straty w jednym rekompensuje się zyskami z innych.
- Rolnictwo wymaga pokory i wiedzy. Tu trzeba się cały czas doszkalać, żeby być na bieżąco. Wchodzą nowe nawozy, inne środki ochrony roślin się wycofuje. Sztuką jest też właściwie trafić z opryskiem. Cennym doradztwem służy nam Piotr Żaczek z gm. Brody, który przyjeżdża, patrzy, uczy, jak przycinać. Dzięki niemu jeździmy na różne szkolenia. On, można powiedzieć, sprowadził pierwsze drzewka do gminy - dodaje pan Stanisław.
- Dla sadu trzeba się oddać w 200 proc. Zrezygnowałem z innej pracy zarobkowej, by zająć tylko tym. Wiem, że łatwo nie będzie, ale chcę spróbować - mówi 26-letni Tomasz Słowiński, który uczy się w szkole rolniczej w Chwałowicach. - Bywają dni, że nie wiadomo, w co najpierw ręce włożyć. Praca tu jest cały rok. Od wiosny do jesieni w polu, zimą trzeba myśleć o cięciu i sprzęcie na lato. Jak nie handel, to cięcie, to znowu zrywanie - owoc musi być codziennie świeży.
A pogoda bywa bezlitosna...
Czytaj także: