5 pokosów z użytków zielonych. Sekretem deszczownia mostowa?
- 1/3
- następne zdjęcie
Mimo bardzo słabych gleb rolnikowi z Wielkopolski trawę z użytków zielonych udaje się zbierać pięć razy. Ile rocznie kosztuje deszczowanie? Jakie gatunki traw są wysiewane?
Andrzej Szulc prowadzi gospodarstwo rolne w miejscowości Mikołajewo położonej w powiecie wągrowieckim. Obecnie uprawia około 150 ha ziemi (w tym 10 ha dzierżaw) i utrzymuje przy tym stado 160 wysokowydajnych krów mlecznych. Jak podkreśla rolnik, aby zapewnić bazę paszową dla bydła, musi wykorzystywać potencjał swoich słabych gleb (w zdecydowanej większości należących do V i VI klasy bonitacyjnej) do maksimum. Z tego też względu już od ponad 10 lat w gospodarstwie pola są nawadniane. Najpierw Szulc wykorzystywał do tego deszczownię szpulową. Nie przynosiła ona jednak oczekiwanych rezultatów, a poza tym jej użytkowanie zabierało dużo czasu, który był i jest kwestią deficytową. Dlatego też za namową znajomego eksperta z zagranicy rolnik zdecydował się nabyć deszczownię mostową.
- Pierwsze urządzenie tego typu pojawiło się u nas w 2010 roku. Efekty jego pracy były zadowalające, a ponadto okazało się ono być zdecydowanie łatwiejsze w obsłudze. Jedynym warunkiem kupna tego typu deszczowni jest posiadanie pól o odpowiednim, geometrycznym układzie
- przyznaje Andrzej Szulc, który nie miał z tym akurat żadnego problemu, ponieważ użytki w jego gospodarstwie w większości są prostokątne i nie ma na nich np. słupów energetycznych.
ZOBACZ TAKŻE: Czy warto wyposażyć się w deszczownie? Jaką wybrać?
- Deszczownia jest zasilana za pomocą silnika elektrycznego. W porównaniu do "szpulki" potrzebuje mniejszej ilości energii m.in. na wytworzenie ciśnienia do pompowania wody - mówi Szulc.
Koszt tego typu urządzenia według rolnika waha się w zależności od ilości przęseł w granicach 200 - 250 tys. zł. Po pięciu latach od kupna pierwszej deszczowni mostowej w gospodarstwie pojawiło się drugie tego typu urządzenie. Dzięki temu na dzisiaj regularnie deszczowany jest obszar około 40 ha, a w związku ze stosowaniem takiego sposobu nawadniania rolnik wziął także udział w międzynarodowym projekcie Inno4Grass, który ma na celu utworzenie „wspólnej innowacyjnej przestrzeni dla zrównoważonej produkcyjności użytków zielonych w Europie”.
- Na hektar na jeden odrost deszczowanie kosztuje około 100 zł. Przy pięciu pokosach jest to więc około 500 zł na ha. Zysk z tytułu znacznie większej ilości wysokojakościowej masy jest jednak nieporównywalnie większy. Przejmujemy tak naprawdę sterowanie wzrostem trawy na siebie - tłumaczy rolnik.
Pierwszy pokos jest przez niego wykonywany już na początku maja, a kolejne systematycznie co 30 dni. Rolnik sam zajmuje się tylko koszeniem trawy, resztę zadań wykonuje już firma zajmująca się usługami. Wszystka zbierana pasza jest magazynowana w rękawach foliowych. Jak tłumaczy rolnik, jest to dla niego najlepsze rozwiązanie, bo może bez problemu segregować zbiory.
- Dzięki temu łatwiej jest dobrać paszę danej jakości do krów w szczycie laktacji, czy też do zasuszonych i jałówek. Obecnie stado krów dojnych liczy sobie 160 sztuk. Średnia wydajność kształtuje się na poziomie 11.300 kg, a rocznie udaje nam się wyprodukować 1,8 mln kg mleka - przyznaje Andrzej Szulc.
Oprócz kiszonki z kukurydzy i traw do TMR-u dla krów dokupowane są jeszcze śruta rzepakowa i sojowa.
- Poza tym bazujemy na własnych paszach wyprodukowanych w gospodarstwie. Obecnie struktura upraw obejmuje: 30 ha zbóż, 30 ha traw, 10 ha lucerny oraz kukurydzę i mały kawałek sorgo
– mówi rolnik, który tłumaczy, że cały czas szuka sposobów na jak najlepsze wykorzystanie ziemi, którą uprawia. Na podstawie doświadczenia i współpracy z fachowcem w uprawie traw na gruntach ornych udało mu się osiągnąć jednak wysoki, powtarzalny poziom zbiorów z tych roślin. Użytki zielone są zakładane co roku na jesień.
- Tylko siew jesienny pozwala zbudować duży, pełnowartościowy plon na wiosnę przyszłego roku. Zabieg ten jest wykonywany zazwyczaj na przełomie września i października - informuje rolnik.
Jeszcze więcej na temat jego traw powiedział podczas spotkania w gospodarstwie Szulca związanego z projektem Inno4Grass Radosław Malczak z firmy nasiennej DSV Polska. Dba on o użytki zielone w gospodarstwie pana Andrzeja.
- Intensywna produkcja traw musi zacząć się już jesienią. Już wtedy należy rozpocząć nawożenie azotem. Są gatunki traw, które potrzebują 30 kg N/ha, są takie, które potrzebują 50 kg N/ha, ale niektóre wymagają nawet dawki 100 kg N/ha. Tylko dzięki nawożeniu jesiennemu wiosną trawa może dać duży plon - przyznaje specjalista ds. nasiennictwa w firmie DSV.
Według przekazywanych przez niego informacji rolnicy w Holandii, Niemczech czy też Danii nawożą użytki zielone jesienią już od dłuższego czasu i właśnie to pozwala im osiągać bardzo wysokie plony. Kluczowym warunkiem uzyskania dużej i wysokojakościowej ilości masy jest również odpowiedni dobór gatunku traw, w stosunku do rodzaju i zasobności danych gleb. W przypadku gospodarstwa Andrzeja Szulca są one bardzo słabe, dlatego też Radosław Malczak uznaje, że najlepiej w takim wypadku jest opierać się na życicach, przede wszystkim wielokwiatowej i mieszańcowej.
- Mają one najmniejsze wymagania glebowe przy stosunkowo największym potencjale plonotwórczym pod względem białka, cukru i masy. Moglibyśmy na tych polach zasiać inne trawy np. życicę trwałą, która wytrzymałaby więcej, ale nie pozwoli ona już uzyskać tak wysokich plonów
- wytłumaczył ekspert, który dodał także, że na plantacjach nasiennych traw, które ma również w Polsce pod swoją opieką, musi on uważać również na choroby.
- Już w połowie kwietnia zaczynamy pryskać te trawy preparatem grzybowym, aby uzyskać plon nasion. W przypadku hodowania roślin na kiszonkę temat ten nie jest jeszcze na razie w ogóle poruszany, ale podejrzewam, że w najbliższym czasie może się to zmienić m.in. ze względu na ciągłą chęć zwiększenia wydajności. Szczególnie może dotyczyć to upraw, w których wykorzystywane są pojedyncze gatunki i odmiany
- poinformował Malczak, zwracając uwagę na kolejny pojawiający się problem, a mianowicie konieczność zmianowania w przypadku zakładania użytków zielonych na gruntach ornych.
- Problemem są przede wszystkim nicienie. Przy intensywnej produkcji polowej szczególnie w przypadku uprawiania życic wielokwiatowej i mieszańcowej, trawy muszą być wprowadzane w normalny płodozmian stosowany w gospodarstwie. Muszą być one zmianowane z kukurydzą, zbożem i innymi dostępnymi roślinami, bo w innym przypadku plony będą coraz gorsze - wyjaśnił Radosław Malczak.
- Nie mówimy tutaj o TUZ-ach, tam sytuacja jest zupełnie inna. Inne są relacje, jeśli chodzi o współzależności między gatunkami i tego typu problem jak np. nicienie w tej wielogatunkowej runi znika. Przy intensywnej produkcji traw na gruntach ornych pojawiają się jednak kwestie, które w naszym kraju nie są do końca znane - uzupełnił obecny na spotkaniu w gospodarstwie Andrzeja Szulca prof. Piotr Goliński z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
- Kiedy studiowałem nasiennictwo traw w latach 80-tych w Polsce tematu chorób traw na plantacjach nasiennych praktycznie nie było, a jeżeli się pojawiał to był marginalny. Dzisiaj ochrona przed chorobami i szkodnikami jest standardem. Sytuacja, a wraz z nią i podejście musi się więc zmieniać
- dodał prof. Goliński, zaznaczając, że kwestie wzrostu i wegetacji traw zmieniają się również ze względu na zmiany klimatyczne, z jakimi mamy obecnie do czynienia. Badania przeprowadzane w ostatnich latach pokazują wprost wzrost średniej temperatury i dłuższe, częściej spotykane okresy suszy. Dlatego też na słabych, przepuszczalnych glebach deszczowanie może się okazać jedynym sposobem na utrzymanie dobrej wysokości i jakości plonu. Wraz z nawadnianiem bardzo ważne jest również nawożenie, które zgodnie z informacjami przekazywanymi wcześniej w gospodarstwie Andrzeja Szulca rozpoczynane jest już jesienią. Następnie w sezonie pod każdy pokos rozlewane jest około 30 metrów sześciennych gnojowicy oraz nawożenie mineralne: wiosną jednorazowo 60-70 kg fosforu oraz potas w dawkach około 50-60 kg pod odrost.
- Liczymy to razem z rozlewaną gnojowicą i przywiązujemy do tego dużą uwagę, ponieważ przez pewien czas mieliśmy problem w okresie okołoporodowym. Krowy często zalegały. Przyczyną okazała się być zbyt duża ilość potasu w zbieranych trawach - mówi Szulc.
Na ważną rzecz na temat nawożenia zwrócił również uwagę Radosław Malczak. Według niego limit stosowania azotu zgodny z przepisami planu nawożenia jest oderwany od rzeczywistości.
- 170 kg azotu możemy stosować pod zboża, ale przy produkcji trawy taka dawka w ciągu roku nie jest w stanie zapewnić nam pięciu pokosów. Sama woda nie załatwi sprawy, musi być „dodatek” dla roślin w formie nawożenia - zwrócił uwagę specjalista ds. nasiennictwa firmy DSV.
Wyraźnie poirytowani byli tymi ograniczeniami także inni rolnicy uczestniczący w spotkaniu związanym z projektem. Ewentualne przekroczenia limitów mają być kontrolowane „z góry”. Mówi się, że już w niedalekiej przyszłości każda plantacja będzie miała robione zdjęcie satelitarne co 5 dni, a system komputerowy zidentyfikuje czy rolnik postępuje zgodnie z przepisami.
ZOBACZ TAKŻE: "Nie sztuką jest mieć dużo krów, tylko dużo mleka" [ZDJĘCIA + VIDEO]
- 1/3
- następne zdjęcie