Usuwanie obornika w uwięziówce
Wybór sposobu chowu zwierząt zależy od indywidualnych możliwości gospodarstwa oraz od preferencji samego rolnika, wiąże się z tym również metoda usuwania obornika.
Niezależnie od systemu chowu, prace związane z usuwaniem obornika są jednymi z bardziej uciążliwych zajęć. Przy niekorzystnym zorganizowaniu produkcji zwierzęcej, czynności te zajmują znaczną część czasu rolnika. W oborach uwięziowych, zwłaszcza z bydłem mlecznym lub opasowym, można również sprawnie i tanio usuwać obornik. Jest to możliwe dzięki, znanym na polskiej wsi od lat '70, zgarniaczom obornika, które znacznie usprawniają codzienną obsługę. Nowe modele polskich producentów różnią się konstrukcją i możliwościami.
Usuwacze krotoszyńskie
Podstawową cechą usuwaczy typu krotoszyńskiego jest ich podwieszana konstrukcja. Pojedynczy wózek z widłami przesuwa się na linie wzdłuż kanału obornikowego ruchem posuwisto-zwrotnym. Takie rozwiązanie ogranicza kontakt elementów konstrukcji z korozyjnym środowiskiem obornika. Urządzenia tego typu możemy dopasować do różnych warunków architektonicznych obór, ze względu na m.in. szerokość szufli zgarniającej, która może mieć nawet 1,5 m. Długość naszej obory również nie będzie problemem, gdyż montaż jest możliwy w budynkach ponad stumetrowych. Średnia prędkość pracy maszyny wynosi 0,6m/s i możliwe jest maksymalne obciążenie obornikiem o wadze 300 kg. Wysokość pryzmy, jaką może usypać nasz "pomocnik", wynosi ok. 4 m. Kluczowym aspektem jest jednak możliwość indywidualnego dobierania parametrów jego pracy w zależności od panujących warunków.
- Najczęściej jest tak, że razem z klientem uzgadniamy jak rozdysponować taki usuwacz, jak rolnik by chciał i jak ja to widzę. Coraz częściej się zdarza, że w nowych budynkach nie ma stropu i wówczas musimy robić tzw. podbramki, na których będzie podwieszony usuwacz - zaznacza Mateusz Krystek, producent usuwaczy obornika.
- Cena, 12 m urządzenia wynosi 9500 zł i 250 zł za każdy kolejny metr - dodaje właściciel firmy. Maszyna zasilana jest silnikiem, w zależności od długości, o mocy min. 3 kW.
Zgarniacze łańcuchowe WK-4
Podstawą tych urządzeń jest łańcuch z łopatkami, który zapewnia ciągłą pracę w zamkniętym obwodzie. Do jego budowy wykorzystano stal konstrukcyjną S355/J2 zawierającą mangan, węgiel i miedź. Najwyższy gatunkowo materiał ma zapewnić długą i bezawaryjną prace w korozyjnym środowisku. Masywne ogniwa, o wymiarach 18,5 x 10 cm, specjalnie ukształtowane zapewniają wytrzymałość i uniemożliwiają skręcanie całego łańcucha, którego 1 m bieżący waży ok. 15 kg.
- Sami stworzyliśmy konstrukcje przekładni, która działa bez oleju, tylko raz na pół roku smaruje się smarem, czyli udało nam się zniwelować do minimum obsługę tej przekładni przez rolnika. W środku mechanizmu są tylko łożyska i koła zębate - opisuje swój produkt Maciej Wróblewski.
Znakami szczególnymi zgarniacza WK-4 są usytuowane w narożnikach koła bębnowe, po których łańcuch się obtacza, co eliminuje ryzyko zsunięcia się całego ciągu w przypadku stosowania kół zębatych. Innym ważnym elementem jest napinacz łańcucha po stronie powrotnej, który zachowuje jego sztywność nawet po wielu latach pracy. Większość parametrów można dostosować do potrzeb rolnika. Standardowe wysokości pryzm wahają się w granicach 3,5 - 5 m wysokości. Możliwe jest również dopasowanie toru wyrzutni na pryzmę, w zależności od miejsca usytuowania płyty obornickiej. Ciekawostką jest fakt, że opisany zgarniacz może być wykorzystywany nie tylko przy chowie bydła mlecznego czy mięsnego, ale również trzody chlewnej.
- Współpracują z nami m.in. spółdzielnie produkcyjne, które zajmują się produkcją warchlaków i przy takiej hodowli również wykorzystywane są nasze zgarniacze - dodaje właściciel firmy.
W zależności od możliwości kanały gnojowe przy produkcji trzody mogą być głębsze i zakryte rusztem lub płytsze i otwarte. Jak zapewnia właściciel, zwierzęta się szybko przyzwyczajają i niekiedy załatwiają się bezpośrednio do kanału.