Aplikatory do gnojowicy - popularność coraz większa
Rolnicy coraz częściej zaczynają wykorzystywać aplikatory do gnojowicy. Jest to związane z dużymi stratami azotu w przypadku tradycyjnych systemów rozlewania oraz ich większą, niepożądaną emisją szkodliwego amoniaku i odoru do środowiska.
Na rynku dostępna jest bardzo szeroka gama aplikatorów. Przez te najprostsze, naglebowe, w przypadku których nawóz jest rozlewany na użytki zielone, bądź pola za pomocą ciągnących się po nich węży, po doglebowe, dzięki którym gnojowica jest wstrzykiwana bezpośrednio w glebę. Urządzenia te różnią się sposobem mocowania, szerokością i wydajnością, a także zapotrzebowaniem na moc ciągnika. Przede wszystkim jednak kluczowa wydaje się być dla odbiorców cena, a ta waha się od kilku tysięcy zł, aż do takich wartości, które przewyższają koszt całego wozu asenizacyjnego. Czy opłaca się inwestować aż tak duże pieniądze w tego typu urządzenia? Jak się okazuje tak. Rozlewając gnojowicę w sposób tradycyjny rolnik może stracić bezpowrotnie nawet 50% azotu amonowego dostępnego pierwotnie w cieczy. Stosując aplikatory straty te można ograniczyć nawet o 90% co sprawia, że oszczędzić można z kolei na stosowanych nawozach mineralnych.
- Każda strata to koszt. Rozlewanie naglebowe znacznie ogranicza zanieczyszczenie roślin. Innym ważnym faktem jest to, ze zmniejsza się dokuczliwość zapachowa. Są już kraje, w których rozlewanie tradycyjne – płaszczowe jest zakazane. W Polsce nie ma jeszcze takich rygorów, ale problem zapachu często staje się np. przyczyną konfliktów międzysąsiedzkich – tłumaczy Mariusz Janik, doradca techniczny firmy Joskin.
Jak uzyskać najlepszy efekt i najbardziej ograniczyć straty azotu? Jak można się domyślić gwarantują go najdroższe i najbardziej skomplikowane urządzenia, które jednak wymagają również dużego zapotrzebowania na moc ciągnika. Według producentów, zależnie od typu aplikatora może to być nawet 30-40 KM na metr szerokości roboczej urządzenia.
ZOBACZ TAKŻE: Maszyny rolnicze przyszłości - traktor bez traktorzysty [ZDJĘCIA]
- Nikt dokładnie tego jeszcze nie policzył, bo zależy to od danego rodzaju aplikatora – czy tnie on ziemię zębami czy talerzami. Znaczenie mają również ukształtowanie terenu i rodzaj gleby. Rampy rozlewające poza własną masą nie stawiają znaczącego oporu związanego z pracą, ale inaczej jest właśnie z aplikatorami doglebowymi – podaje ekspert.
Specjalista podkreśla jednak, że rolnik powinien mieć na uwadze to, że dzięki urządzeniom takim jak kroje talerzowe, zęby sprężynowe czy też gęsiostópki przy jednym przejeździe nie tylko aplikuje się do gleby nawóz, ale także wykonywana jest np. uprawa pożniwna.
- Bardzo ważne jest właśnie to, jaki rodzaj upraw chce się nawozić - czy będą to uprawy zielone, łąki czy też ścierniska
– informuje Mariusz Janik, który podpowiada na co zwracać uwagę przy wyborze urządzenia odpowiedniego do swojego gospodarstwa.
- Przede wszystkim należy sprawdzić czy posiadany wóz asenizacyjny jest dostosowany do montażu osprzętu tylnego. Ważna jest także jego pojemność, ponieważ nie do każdej „beczki” można podłączyć dowolny aplikator. Chodzi tutaj zarówno o moc ciągnika, jak i o kwestie wytrzymałościowe wozu asenizacyjnego, jego rozmiaru, masy – informuje doradca techniczny firmy Joskin.
Bez względu na rodzaj aplikatorów, ważny i bardzo pożyteczny jest element łączący wóz asenizacyjny z urządzeniem aplikującym. Jest to rozdzielacz, którego praca bardzo zwiększa wydajność i zaoszczędza uciążliwego zapychania się węży. Rozdzielacz w ofercie najpopularniejszych firm, jak np. Joskin odpowiada nie tylko za miksowanie gnojowicy zawierającej ciała włókniste, ale również zapewnia systematyczne cięcie wszystkich ciał obcych w niej występujących oraz równomierne rozprowadzenie nawozu do poszczególnych węży spustowych. Ponadto urządzenie ma zbierak kamieni, aby oddzielać od przepływającej cieczy wszelkie niepożądane elementy.
ZOBACZ TAKŻE: Deutz-Fahr prezentuje ulepszoną Serię 5D
- Tagi:
- aplikator
- rozlewanie
- gnojowica
- azot