Takie sikawki tylko w Kraśniku
Drugi dzień Wielkanocy, to tradycyjny „śmigus”, „dyngus”, „lejus”, zwany też „lanym poniedziałkiem”. W dniu tym od dawna praktykowane było powszechne wzajemne oblewanie się wodą, chociaż to chłopcy częściej oblewali dziewczęta, niż odwrotnie.
W Kraśniku mają metrowe sikawki
Dawniej, gdy Wielkanoc była ciepła, zdarzało się czasem, że schwytaną dziewczynę oblewano całymi wiadrami wody, a nawet wrzucano ją do rzeki lub stawu. Często do oblewania służyły specjalne sikawki, wykonane z drewna, a osiągające niekiedy znaczne rozmiary, długość do 1 metra, średnica do kilkudziesięciu centymetrów. Jest to charakterystyczne dla Kraśnika. Takie sikawki rzadko były znane w innych terenach Lubelszczyzny.
Pisanka zamiast dyngusa
Kiedyś jeśli dziewczyna chciała wykupić się od „lejusa”, musiała dać pisankę. Dziewczęta jednak chciały być mocno oblane wodą, bo która nie była oblana, oznaczało to, że nie ma powodzenia lub nie jest lubiana. Panny niby to uciekały i zamykały się w obawie przed dyngusem, lecz skrycie marzyły o nim, bo to wróżyło szybkie zamążpójście. Oblewano się wzajemnie, wierząc w stare przysłowie „Gdzie się woda leje, tam się dobrze dzieje”
O wielkopiątkowych krzyżykach na polu czytaj TUTAJ
- Tagi:
- tradycje
- wielkanocne