Zdzisława i Tadeusz Brussowie - nastawieni na chów opasów i trzody chlewnej
Gospodarstwo od pokoleń
- Kiedy wróciliśmy po wojnie z Moszczenicy, która obecnie znajduje się w woj. małopolskim, nie mieliśmy niczego. Trzeba było zdobyć wszystko, od najpotrzebniejszych rzeczy w kuchni - wspomina Teresa Gruss, matka Tadeusza i teściowa Zdzisławy. Ma teraz 82 lata i jest już nie tylko babcią, ale i prababcią. - Jednak bycie prababcią nie jest łatwym zajęciem, zwłaszcza z takimi ruchliwymi prawnukami – mówi ze śmiechem tuż po zakończeniu zabawy z pociechami. Pod jej opieką teraz znajduje się warzywniak ulokowany na skraju pola obsianego pszenicą.
Po powrocie z wojennej tułaczki mąż pani Teresy, Brunon najpierw zainwestował w budynki gospodarcze. Zbudowali chlewnię, a potem powstał garaż. Miała też powstać stodoła, ale pani Teresa uparła się, że chce nowego domu. - Nie rozmawialiśmy chyba z miesiąc ze sobą, ale w końcu mąż ustąpił i spytał, jaki ten dom ma być - śmieje się pani Teresa. - Powiedziałam, że taki na trzy rodziny. I postawiłam na swoim.
Czytaj także: 5 zasad chowu świń w upalne dni
Pani Teresa przejęła gospodarstwo po rodzicach, bo bracia - jak sama mówi - nie mieli serca, albo smykałki do rolnictwa. Później gospodarstwo przekazała synowi i synowej. Zdzisława i Tadeusz znali się od dzieciństwa. Żyli - można powiedzieć - po sąsiedzku. Ona jest też z rolniczej rodziny. Jest najstarsza z grona pięciorga dzieci. Niedawno obchodzili 35 rocznicę ślubu. Zaraz po ślubie Zdzisława przeniosła się do gospodarstwa męża. Mieli czworo dzieci. Mieli, bo nie wszyscy przeżyli.
Rolnicy dokupili hektary
Do posiadanych hektarów dokupili 8 następnych. Razem z nimi w gospodarstwie pracuje syn Tomasz, który ukończył Technikum Rolnicze w Gołańczy i który ma za sobą półroczny staż rolniczy w Szwajcarii. Po nim pracował w rolnictwie w Danii. Syn dołożył do gospodarstwa kolejnych 11 hektarów, które dzierżawi. Ma zamiar także wydzierżawić grunty w niedalekim Roszkowie w gminie Skoki. Gleby tu niezbyt urodzajne, położone między lasami, co wiąże się też ze znacznymi szkodami wyrządzanymi przez zwierzynę leśną. Na moje pytanie, czy syn chętnie zdecydował się na pozostanie na wsi oraz na wspólne gospodarowanie, pani Zdzisława odpowiada: - Syn powiedział nam, że szkoła go zmotywowała do pozostania w gospodarstwie. A był jednym z najlepszych uczniów, wyróżnionych przez szkołę.
- Kiedyś gospodarstwo funkcjonowało jak większość według zasady: wszystkiego po trochu, a bieda cię nie zaskoczy. Były więc i krowy, i owce, kaczki, kury oraz jeszcze jakiś czas konie, które wprawdzie nie pracowały na roli, ale były - wyjaśnia pani Zdzisława. - Z czasem uznaliśmy, że trzeba ograniczyć to "bogactwo". Teraz nastawiają się na chów opasów i trzody chlewnej. Cielęta kupują, a świnie hodowane są w cyklu zamkniętym. Obecnie zajętych jest 11 stanowisk dla opasów i dla 80 świń. Głównymi uprawa są: rzepak, ziemniaki przemysłowe pszenica, mieszanki zbożowe i kukurydza. Sami produkują pasze, korzystając z zakupionych koncentratów paszowych w Zakładzie Handlowym Marka Jóźwiakowskiego z Damasławka, który jest też głównym odbiorcą świń i rzepaku z ich gospodarstwa. Bardzo poważnie zastanawiają się nad przyszłością chowu świń, bo ich stare budynki mogą nie spełniać wymogów weterynaryjnych.
Czytaj także: Dezynfekcja w chlewni: zamgławianie czy oprysk?
- Aby chcieć spełnić wymagania, musielibyśmy mocno zainwestować. A przy obecnych skaczących cenach żywca jest to ryzykowny krok - mówi pan Tadeusz. - Lata lecą, zmieniają się rządy, a sytuacja rolników niewiele się zmienia - dodaje.- Gdyby nie dopłaty z funduszy unijnych nie mielibyśmy środków na inwestowanie. Możliwe, że egzystowalibyśmy na granicy być, albo nie być - uzupełnia pani Zdzisława. - Jak już dopłaty są, to teraz są opóźnienia w ich wypłacie. Nie było tego wcześniej. No cóż, urzędnicy mają czas, oni w polu nie pracują.