Zbigniew Kuberka - trzoda chlewna to jego specjalność
Jak postrzega pan aktualną sytuację z ASF?
Afrykański pomór świń jest obecnie wirusem, który wśród lekarzy weterynarii specjalistów chorób trzody chlewnej powoduje największą bezsenność. Stanowi on aktualnie realne zagrożenie trudne do przewidzenia, ale raczej należy pogodzić się z tym, że proces rozprzestrzeniania się wirusa nadal będzie miał miejsce i niestety przy współczesnych możliwościach przemieszczania się ludzi, należy uznać, że to właśnie oni będą głównym wektorem rozprzestrzeniania się tego wirusa. Martwię się o moją Wielkopolskę, ponieważ raczej jestem skłonny zadać pytanie: „kiedy ten wirus do nas dotrze?” niż: „czy w ogóle do nas dotrze?”. Przez nieostrożność i nieświadomość właśnie ludzi często spoza środowiska weterynaryjno-hodowlanego.
W tym roku w maju na międzynarodowej konferencji w Barcelonie, na której między innymi poruszano temat ASF, podano ciekawy komunikat mówiący o tym, że europejscy naukowcy w porozumieniu z pewną firmą komercyjną starają się znaleźć szczepionkę na ASF, niemniej jednak immunologiczny geniusz tego wirusa powoduje to, że dotychczasowe próby wynalezienia takowej szczepionki spełzły na niczym, ponieważ organizm nie potrafił wytworzyć przeciwciał neutralizujących. Najnowsze badania i doniesienia właśnie z Barcelony z Kongresu Zarządzania Zdrowiem Świń są dość optymistyczne, ale wymagają co najmniej kilku lat dalszej naukowej pracy. W październiku tego roku rozmawiałem z cenionym hiszpańskim specjalistą chorób trzody chlewnej - doktorem Enrico Marco i stwierdził on, że w wariancie mocno optymistycznym skuteczna szczepionka przeciwko ASF może pojawić się za dwa lata.
To nie brzmi dobrze. Nie ma żadnego światła na horyzoncie?
Jest pewien nowy i nie poznany jeszcze aspekt ASF. Chodzi mianowicie o fakt znajdowania dzików, które po zetknięciu z wirusem, przechorowały chorobę i nie padły. Czyli wiemy, że są jakieś mechanizmy obronne, które powodują, że nie 100% populacji dzików ginie po zetknięciu się z tym wirusem. Jest oczywiście wiele niebezpieczeństw z tym związanych, bo nie wiemy na przykład, jak długo ci ozdrowieńcy sieją wirusa w środowisku. Zaistnienie tej subpopulacji wśród dzików stanowi dla naukowców nowe wyzwanie i jest nadzieją na progres w kierunku wynalezienia szczepionki.
A co pan sądzi na temat rozprzestrzeniania się ASF?
Nawet jeżeli jako kraj wybilibyśmy wszystkie dziki, co jest utopią, to i tak nie uchroniłoby to nas przed ASF, ponieważ będziemy mieć nadal stały dopływ dzików z krajów wschodnich np. z Rosji, Ukrainy czy Białorusi, gdzie choroba ta nie jest rygorystycznie kontrolowana czy poddawana statystykom. Wirus ASF jest bardzo zakaźny ale, co nas wszystkich zaskoczyło, mało zaraźliwy. Myśleliśmy, że kiedy wejdzie do fermy świń to w bardzo krótkim czasie będzie się rozprzestrzeniał i powodował straszne śmiertelne żniwo. Okazuje się, że pomimo wysokiej zakażalności, zaraźliwość jest, powiedziałbym, stonowana.
Jak radzą sobie z tym problemem pańscy hodowcy?
Gospodarstwa moich hodowców już wcześniej, przed wybuchem ASF, posiadały wysoki status bioasekuracji, dlatego że mają takie standardy. Dobry poziom bioasekuracji chroni nie tylko przed wirusem ASF, ale przed wieloma innymi czynnikami zakaźnymi. Niestety słyszałem niedawno od kolegi, który zajmuje się chlewnią w północno-wschodniej części naszego kraju, gdzie standardy bioasekuracyjne były naprawdę bardzo wysokie, a i tak nie uchroniło to przed „wejściem” wirusa do chlewni. Nie wiadomo jaką drogą, w jaki sposób ten wirus tam się dostał, co daje dużo do myślenia, a jednocześnie zmusza do zastanawiania się nad nowymi pomysłami, które przenoszą istniejącą bioasekurację na jeszcze wyższy poziom. Niestety myślę, że piłka w tej grze należy do tej strony boiska, po której rządzi wirus. Czas pokazuje silną ekspansję tej choroby w kategoriach geograficznych: Belgia, Chiny, Południowa Korea, Czechy – to kraje, do których wirus dotarł stosunkowo niedawno.