Na emeryturę się nie wybierają, przez cały czas inwestują
Marzena i Henryk Cuper gospodarstwo rolne wspólnie prowadzą od 1998 roku. – Ziemię otrzymałem od rodziców w 1994 roku. Człowiek od dziecka pracował w gospodarstwie, bardzo mi się podobała jazda ciągnikiem. Ukończyłem szkołę samochodową, zawsze lubiłem mechanizację – wspomina pan Henryk. Początkowo mieli 19 hektarów. – Hodowaliśmy i trzodę chlewną, i bydło mleczne, i opasowe. Czasy jednak sprawiły, że zrezygnowaliśmy z bydła mlecznego – opowiadają.
Dzień u państwa Cuper zaczyna się w gospodarstwie około godz. 7.00 - zimną, a latem o godz. 6.00. Po śniadaniu idą do obory. – Na początku pracujemy przy bydle, które wymaga najwięcej czasu – opowiada pan Henryk. – Ja zajmuję się tymi dużymi sztukami. A żona idzie do tych małych cieląt – dodaje.
BYDŁO OPASOWE W GOSPODARSTWIE
W oborze pańswta Cuper obecnie jest 190 sztuk bydła opasowego. Są to zwierzęta ras m.in.: limousine czy holsztyńsko-fruzyjskie. Do gospodarstwa trafiają sztuki kilkutygodniowe. - Mamy swoją odpajalnię do cieląt i poimy – mówi pani Marzena. Dzięki temu zwierzęta dostają świeżo przygotowanego mleko. Takie rozwiązanie wpływa na lepszy stan zdrowia cieląt, a także na ich rozwój. - Czasami zdarza się, że człowiek znajdzie w ogłoszeniu ciekawe sztuki, a jak zajedzie i zobaczy, to niestety różnie to bywa. Handlarz chce zarobić – mówi. Rocznie rolnicy sprzedają około 90 sztuk. - Docelowo możemy sprzedawać 120 sztuk, ale w ostatnich latach nie zwiększaliśmy stada, ponieważ była susza i obawialiśmy się, czy wystarczy nam pożywienia, a dokupować duże ilości, to się nie opłaca – mówi. Tucz zaczyna się od cielaka, który ma wagę 60 kilogramów.
PRACA W NOWOCZESNEJ OBORZE
Obora jest nowoczesna, wybudowana w 2017 roku. - Kiedy ją budowaliśmy, to chcieliśmy tak zrobić, żeby praca była wygodna. Najpierw wykopany był dół na dwa metry, bo zwierzęta trzymane są na rusztach – tłumaczy rolnik. Podkreśla, że obora rusztowa jest bardzo dobrym rozwiązaniem. - Była droższa, ale teraz jest mniej pracy. Przy tak dużej oborze, to słomy byłoby potrzeba bardzo dużo. Dodatkowo praca trwałaby znacznie dłużej. A tak, dwa, trzy razy w roku wybieramy gnojowicę z kanału i wywozimy na pola. W zbiornikach są mieszadła, które dobrze ujednolicą ten nawóz. Podczas budowy obory wybrałem prosty sposób mieszania tego obornika w kanałach. I to się sprawdziło, proste rozwiązanie stało się najlepsze. Henryk Cuper cieszy się, że nowa obora to trafna inwestycja. Pieniądze na jej budowę oraz zakup silosu, paszowozu i ciągników pozyskali z programów unijnych realizowanych przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. – Bez tych dotacji mielibyśmy mniej tych maszyn, które teraz ułatwiają pracę każdego dnia – podkreślają.
Dzięki tej nowoczesnej oborze również karmienie jest łatwiejsze. Pasza podawana jest z wozu paszowego. - Nie musimy dźwigać. Kiedy nie było tej obory, to pasze nosiliśmy w pojemnikach. Jedna osoba wtedy pracowała 2,5 godziny. Teraz można to zrobić w godzinę, a sztuk jest prawie trzy razy więcej – opowiada pani Marzena. Wóz paszowy napełniany jest raz dziennie. – To są pasze treściwe, witaminy, kiszonka z kukurydzy czy sianokiszonka – wymienia pan Henryk. W wozie mieszczą się 3 tony. Rano podaje się jedzenie. Później tylko pasza jest podgarniana, żeby zwierzęta miały łatwy dostęp. – To robimy dwa, trzy razy w ciągu dnia, ale to też robimy ciągnikiem. Jest wygodnie – zaznacza rolnik. Najwięcej czasu poświęca się na przygotowanie pasz.
TRZODA CHLEWNA - ŚWINIE NA GŁĘBOKIEJ ŚCIÓŁCE
Po obsłudze bydła przychodzi czas na trzodę. Karmienie jest ułatwione, ponieważ pasza podawana jest do karmników paszociągiem. – Pozostaje dozór i ścielenie słomą, bo świnie są utrzymywane na głębokiej ściółce. Dzięki takiemu rozwiązaniu rzadziej usuwa się obornik, a i dla zwierząt jest to zdrowsze. Tylko ważne, żeby mieć dostateczną ilość słomy – opowiada pan Henryk. Dzięki temu, że bydło trzymane jest bezściółkowo, na rusztach słomy wystarcza dla świń. – Gdyby bydło też było na ściółce, to słomy by nam zabrakło – wyjaśnia rolnik
Świn na stanie w cyklu otwartym jest około 200 sztuk. Kupowane są prosięta i świnie sprzedawane są trzy razy w roku. - Byliśmy namawiani przez firmy, że dostaniemy zwierzęta i pasze i tylko dbamy i żywimy, za nic nie odpowiadamy. Wielu rolników na to się zgadza. To jest dobre, jak cena świń jest niska, bo wtedy na początku ustala się cenę i jak cena jest niższa od tej umówionej, to rolnik zarabia. Ale już, jak cena na rynku jest wyższa, to rolnik sprzedaje po tej niższej i się nie zarobi więcej. My nie weszliśmy w takie rozwiązanie. Uważam, że lepiej mieć mniejszą hodowlę, ale swoją – opowiada pan Henryk. Dodaje, że w końcu przyjdzie czas, kiedy cena żywca wieprzowego wzrośnie.
GŁÓD ZIEMI. DZIERŻAWIĄ, ŻEBY WYKARMIĆ ZWIERZĘTA
Małżeństwo posiada 24 hektary własne. Jednak, żeby wyżywić taką ilość zwierząt, muszą dzierżawić. Łącznie mają ponad 70 ha. – Niestety, u nas nie można kupić ziemi. To, co można było nabyć, to już kupiliśmy. Dlatego współpracujemy z dzierżawcami. Ale, jak nadarzy się okazja, to kupimy. Raz na stronie internetowej zobaczyłem, że ktoś chce sprzedać łąkę. Okazało się że już dzierżawię tę łąkę, No i kupiłem tę działkę. Za hetar łąki zapłaciliśmy wtedy 43.000 zł – opowiada.
W ubiegłym roku pola obsiane były kukurydzą na kiszonkę, zbożami i łubinem. – Ten i poprzedni rok pod względem pogody dla kukurydzy był dobry i dwa hektary sprzedałem na ziarno – wyjaśnia pan Henryk. Na 15 hektarach mają łąki. Wśród zbóż dominują pszenżyto czy mieszanka zbożowa i oczywiście kukurydza. – Zboża i tak dokupujemy, bo brakuje – mówi pan Henryk. Żona dodaje, że jeśli chce się mieć mieć paszę dla bydła, to na polach musi przeważać kukurydza. - Kukurydza jest ważną paszą dla bydła – zaznacza pani Marzena.
Niestety na ich terenie gleby są klasy V i VI. – Tu mamy ziemię pod zalesienia, a my uprawiamy zboża, żeby zwierzęta miały co jeść – zaznacza rolnik.
ROLNICY W GRUPACH PRODUCENCKICH - DLACZEGO WARTO?
Marzena i Henryk Cuper należą do dwóch grup producentów. Jedna grupa „Bizon” związana jest z bydłem opasowym. Druga nowo powstająca grupa to hodowcy trzody chlewnej na terenie gminy Godziesze. – Przynależność daje dodatkowe pieniądze. Mamy szansę na dotacje i wyższe ceny przy sprzedaży. (…) W grupie „Bizon” jesteśmy od trzech lat – mówi rolnik. Sprawy dokumentów prowadzi firma zewnętrzna. – Ale to i tak się opłaca rolnikom, bo otrzymujemy dotacje – wyjaśnia pan Henryk. Dodaje: W grupie bydlęcej jesteśmy największym producentem, a w trzodowej - najmniejszym. Ale, jeżeli chodzi o trzodę, to nie zamierzamy powiększać produkcji, bo byśmy musieli postawić nowy budynek.
MAŁŻEŃSTWO PRACUJE RAZEM, UDZIELA SIĘ SPOŁECZNIE
Małżeństwo bardzo lubi udzielać się społecznie. Pani Marzena od prawie dwóch lat jest sołtysem Godzieszek. – Na początku nie chciałam, ale teraz nie żałuję, bardzo mi się podoba ta praca – opowiada. Działa też w Kole Gospodyń Wiejskich. Z przewodnicząca organizacji i członkami pozyskują pieniądze z ARiMR. Do tej kobiecej organizacji należą też panowie. Koło liczy 42 osoby. – Z każdego domu jest jeden pan – cieszy się pani Marzena. Organizują wycieczki i festyny dla mieszkańców. – Na 100 mieszkańców w Godzieszkach w zabawie wzięło udział 80 – podkreśla sołtyska. Z pozyskanych pieniędzy zakupiono namiot, grill i warnik. – Niestety, nie mamy sali wiejskich, dlatego taki namiot nam się przydaje – mówi. Dodaje: Mieszkańcy bardzo chętnie pomagają. Małżeństwo bierze również udział w konkursie Wielkopolski Rolnik Roku.
Państwo Cuper uczestniczą również w akcjach charytatywnych oraz w Stowarzyszeniu „Jak w rodzinie” w gminie Godziesze. Mają dwoje dzieci: córka Dominika - mieszkając w domu, pomagała w gospodarstwie, aktualnie to studentka drugiego roku na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu, a syn Adam jest absolwentem technikum ogrodniczego w Opatówku. – Syn pracuje z nami w gospodarstwie i to on w przyszłości przejmie gospodarstwo. Gdy się prowadzi gospodarstwo o dużej obsadzie zwierząt, rozdrobnionym areale potrzebna jest dobra organizacja pracy - podkreślają.