Ryszard Kasprzak zainwestował w oborę prawie 2 mln zł [VIDEO]
- 1/5
- następne zdjęcie
Młody rolnik z Wielkopolski zdecydował się w ostatnim czasie na wybudowanie nowego obiektu dla krów mlecznych. Ile trwała budowa? Co było najdroższe? Jaką wydajność osiąga stado?
- Nowa obora została wybudowana za około 1,1 mln zł netto, a jeśli policzymy także dojazdy jakie wykonaliśmy do obiektu, to cała inwestycja wyniosła brutto około 1,8 mln
- mówi Ryszard Kasprzak, 31-letni hodowca z miejscowości Brzostów położonej w powiecie jarocińskim, w Wielkopolsce. Obiekt wybudowany został z myślą o uzyskaniu dofinansowania na tego typu inwestycje z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich. Obecnie rolnik jest w trakcie finalizacji projektu i jeżeli obora pozytywnie przejdzie kontrolę, pomoc w wysokości 500 tys. zł wpłynie na jego konto.
- Prace budowlane rozpoczęły się w październiku 2018 roku. 10 maja 2019 r. wykonaliśmy już pierwszy udój w nowej oborze. Wszystkie prace trwały więc nieco ponad pół roku. Wydaje mi się, że poszło szybko - mówi Kasprzak.
Dużą część całej kwoty poniesionej na inwestycję, musiał przeznaczyć na utwardzenie dróg dojazdowych.
- Nowy budynek jest położony w dość znacznej odległości od drogi asfaltowej, więc samo utwardzenie terenu i zrobienie betonowych dojazdów pochłonęło blisko 500 tys. złotych - zwraca uwagę hodowca. - Jeśli chodzi o koszty związane bezpośrednio z budową, to nie wyróżniłbym tutaj żadnego elementu jako zdecydowanie najdroższy. Fundamenty, roboty betonowe, konstrukcja stalowa i wyposażenie dały jednak w sumie z opłaceniem firmy odpowiadającej za inwestycję kwotę ponad miliona złotych - opowiada Ryszard Kasprzak.
Obora może pomieścić 60 krów mlecznych. Zwierzęta są utrzymywane w systemie wolnostanowiskowym. Legowiska pokryte zostały piaskiem, który jest uzupełniany średnio raz w miesiącu. Obornik z ganków gnojowych i komunikacyjnych jest usuwany raz dziennie - przed porannym dojem.
- Planując budowę myślałem jeszcze o zamontowaniu zgarniaczy obornika, jednak ze względu na koszty, jakie pochłonęła inwestycja, musieliśmy się z tego wycofać. Nie jest to jednak problem, ponieważ takie urządzenia można tak naprawdę w każdej chwili domontować - mówi Kasprzak.
Rolnik nie rozważał założenia podłóg rusztowych, obornik jest dla niego ważnym nawozem wykorzystywanym na użytkach swoich i nie tylko.
- Wymieniam się także z innymi rolnikami na słomę - przyznaje. Jeśli chodzi o zakończoną już inwestycję hodowca zwraca uwagę na zbyt dużą ilość „papierologii”. - Jesteśmy gospodarstwem na VAT-cie, więc tym bardziej jest dużo pracy w papierach. W moim przypadku zajmuje się tym żona, ale naprawdę ma dużo pracy i uważam, że część dokumentów, które musimy wypełniać, jest po prostu zbędna. Można by się bez nich obyć. Poza tym, składając wnioski o pomoc czy dofinansowanie, trzeba uzbroić się w cierpliwość. Rozpatrzenie złożonych dokumentów trwa naprawdę bardzo dużo czasu - informuje Kasprzak.
W nowej oborze obecnie utrzymuje stado 59 krów mlecznych, co razem z młodzieżą w "starym" obiekcie daje w sumie prawie 100 sztuk bydła. Wcześniej stado krów liczyło sobie 40 sztuk, a wszystkie zwierzęta miały swoje miejsce w liczącej już kilkadziesiąt lat oborze. Mimo że system uwięziowy został tam przerobiony na "luz", to praca była bardzo uciążliwa. Każdorazowo do doju zwierzęta były wiązane i dojone w tzw. konwie. W sumie cztery godziny codziennej ciężkiej fizycznej pracy, tylko przy pobieraniu mleka. Nie licząc usuwania obornika i zadawania pasz. Ponadto gorsze warunki miały również zwierzęta, które były w zdecydowanie większym stopniu narażone m.in na stres cieplny. Dzięki nowemu obiektowi warunki pracy rolnika, któremu pomaga cały czas teść, uległy znacznej poprawie. Dój na hali udojowej autotandem firmy Polanes jest zdecydowanie łatwiejszy i szybszy. W jednym momencie dojonych jest osiem krów, co sprawia, że mimo iż stado powiększyło się o 20 sztuk, dój skrócił się o prawie godzinę. Obecnie zajmuje, w zależności od etapu laktacji mlecznic, od godziny do półtorej godziny.
- Rano doimy o 5:00, a po południu o 17:00. Praca w nowej oborze jest zdecydowanie łatwiejsza i lżejsza. Krowy do nowego obiektu i nowego sposobu udoju przystosowały się bardzo szybko. Podczas upałów widzieliśmy także, że w obiekcie panowały dużo lepsze warunki i zwierzęta nie odczuwały tak wysokich temperatur, nie było tak dużych strat mleka jak w starym - niskim obiekcie
- tłumaczy rolnik, który nie stawia w swoim stadzie wyłącznie na rasę holsztyńsko-fryzyjską. Posiada również mieszańce HF-ów z innymi rasami mleczno-mięsnymi.
- Uważam, że mieszańce są mocniejsze niż HF-y. Takie zwierzęta są m.in tęższe w nogach, notują mniej upadków, mniej kontuzji. Mimo że uzyskują mniejsze wydajności, to dają mleko o lepszych parametrach, a przy tym są długowieczne - zauważa Ryszard Kasprzak.
Obecnie w jego stadzie można spotkać krowy nawet w 9-10 laktacji. Wszystkie takie przypadki to właśnie wyniki krzyżówek z rasami: jersey, montbeliarde i simental. Dzięki temu dodatkowo krowy te „dają od siebie” cielęta, które można także sprzedać, a nie tylko przeznaczać na renowację stada. „Czyste” HF-y osiągają maksymalnie czwartą laktację - rekordowa wydajność od takiej krowy to około 14 tys. kg. Średni wynik całego stada za 2018 rok, jeszcze w starej oborze wyniósł 9,4 tys. kg. Czy nowy obiekt podniósł już ten wynik?
- Na podstawie moich, wcześniej utrzymywanych już sztuk widać poprawę, ale wiadomo, że aby zapełnić nową oborę, dokupiłem inne krowy i one na pewno obniżą średnią gospodarstwa. Jest wiele zwierząt z tzw. łapanki”, więc podejrzewam, że średnia za cały rok 2019 spadnie poniżej 9 tys. kg
- tłumaczy hodowca, który jednak dodaje, że obecnie rozpoczyna się już intensywny okres selekcji. Gorsze sztuki powoli są zastępowane lepszymi i średnia wydajność stada na pewno będzie rosnąć, a nowa obora będzie zasiedlana krowami dającymi coraz lepsze wyniki. Rolnik odstawia mleko do kościańskiego oddziału firmy Mlekovita. Obecnie cena kształtuje się mniej więcej na poziomie 1,45 zł. Hodowca jest z niej zadowolony, jednak przyznaje, że zawsze mogłoby być lepiej.
Łącznie z dzierżawami Kasprzak uprawia 40 ha ziemi. Wszystkie zbiory są przeznaczane na paszę dla bydła.
- W ostatnich latach, głównie ze względu na suszę, paszy jest wręcz za mało i musimy jej dokupować - mówi.
Na gruntach ornych siana jest przede wszystkim kukurydza. Dodatkowo rolnik uprawia jeszcze około 3,5 ha lucerny i 2 ha zboża. Poza tym oczywiście użytki zielone. Susza to największy problem, z jakim Ryszard Kasprzak boryka się w przypadku upraw w ostatnim czasie. Grunty, które uprawia, należą do słabych klas bonitacyjnych, są przepuszczalne i nie mają zdolności magazynowania wody.
- To przede wszystkim V i VI klasy. Mamy jeszcze kawałek pola należący do IV klasy i bardzo mało III klasy bonitacyjnej. W warunkach suszy kukurydza nie osiągnęła wysokości 3 metrów, a 1,5 m. Mniej było także ziarna, przez co kiszonka była gorszej jakości. Dlatego też trzeba było to nadrabiać paszami treściwymi, przez co wzrastały koszty wyprodukowania litra mleka
- wylicza 31-latek, zwracając uwagę na to, że ostatnie dwa lata były dla niego naprawdę trudne. Jakie ma plany na przyszłość?
- Wszystko zależy od warunków. Jeśli będą dobre, chciałbym powiększać gospodarstwo, jednak muszę przyznać, że obecnie ceny gruntów i ich dzierżaw są po prostu z kosmosu - zdecydowanie nieadekwatne do cen produktów rolnych
- przyznaje Kasprzak twierdząc, że na dzisiaj bardziej kalkuluje się wręcz kupić gotowy materiał niż płacić dzierżawę i męczyć się np. z suszą.
Najważniejszym wyzwaniem dla gospodarza w najbliższym czasie pod względem ekonomicznym będzie spłata kredytu zaciągniętego na nowo wybudowany obiekt. Ryszard Kasprzak nie zapomina jednak o kolejnych inwestycjach. Modernizacji wymaga park maszyn.
- Obecnie na stanie mamy dwa ciągniki Ursus: C-330 i C-360 oraz główny, najmocniejszy w gospodarstwie Zetor 12245 z ładowaczem czołowym. Obsługuje on oborę, paszowóz i wykonuje wszystkie prace polowe. Bez wątpienia potrzebny byłby więc nowszy traktor, aby odciążyć wysłużony już sprzęt - tłumaczy.
Wcześniej z pomocą dofinansowań udało mu się nabyć już kilka maszyn. Były to m.in. wóz paszowy i prasa rolująca. Jeśli teraz również będzie taka okazja, przyjdzie czas na ciągnik. Rolnik nie jest jeszcze zdecydowany na konkretną markę.
- To zależy od programów, jeśli będzie dofinansowanie, to być może zdecydujemy się na coś droższego. Trzeba pamiętać, że wszystko trzeba przełożyć na areał. Zachodnie maszyny dużo kosztują, więc muszą też dużo pracować, żeby na siebie zarobić, a w moim przypadku 40 ha to nie jest dużo i polskie produkty również dają radę. Mamy przecież firmy o dużej renomie
- uważa rolnik i kończąc temat zakupów, podsumowuje.
- Najważniejsze jest porównanie jakości w stosunku w stosunku do ceny. Tak dokonuję wyborów i tak też będzie w przypadku ewentualnych zakupów gruntu. Przy obecnych stawkach wystarczy mi to, co mam.
ZOBACZ TAKŻE: Gospodaruje na 60 ha i nie daje rady. Dlaczego? [VIDEO]
- 1/5
- następne zdjęcie