Przygarnęła konie skazane na rzeź
- Konie zwoziłam z różnych miejsc, jeśli dowiadywałam się, że są takie, które stały się problemem dla ich dotychczasowych właścicieli i praktycznie skazane były na rzeź - mówi właścicielka stajni w Czeluścinie - Paulina Mazurek.
Paulina Mazurek ma 26 lat i do Czeluścina sprowadziła się z mamą i siostrami w 2011 roku. Poprzednio mieszkały w Gutowie Małym, wsi w sąsiednim powiecie wrzesińskim. We wsi była stajnia, ale - jak wyznaje ze smutkiem Paulina – w rodzinie nie starczało pieniędzy, żeby mogła sobie pojeździć konno, choć bardzo o tym marzyła. Ona sama uczęszczała do szkoły gastronomicznej i nie bardzo chyba jeszcze wiedziała, jak potoczą się jej losy.
- Dotychczas mieszkałyśmy w bloku, ale kiedy mama poznała mojego ojczyma, zakochałyśmy się wszyscy w gospodarstwie – mówi z uśmiechem na twarzy Pauliny. - Rodzice zajmują się hodowlą trzody chlewnej, a moim głównym zajęciem jest opieka nad półtoraroczną córeczką i... końmi. Teraz, kiedy córeczka Hania rośnie, Paulina może spokojnie realizować swoje pomysły.
Pierwszego konia Paulina kupiła w 2014 roku i od tego czasu uzbierało się ich dziesięć sztuk. W tej gromadzie są tez kuce, tak lubiane przez dzieci. Oprócz koni, które są oczkiem w głowie Pauliny, w budynkach przebywa 6 tysięcy sztuk świń, 3 owce i 20 kaczek. Cały teren gospodarstwa, wraz z parkiem, zajmuje ponad 7 hektarów.
Kiedy odwiedziłem Czeluścin 14 lutego, miałem okazję zajrzeć do stajni, a owce o różnym ubarwieniu same się nam zaprezentowały, kiedy usłyszały wsypywaną paszę do pojemnika na dworze. W drzwiach wejściowych zastałem sporo zawieszonych czerwonych baloników, a wewnątrz czerwone serduszka. Dzień wcześniej właścicielka wraz z wolontariuszkami urządzała walentynkowy kulig. Paulina informowała gości, co wie o każdym z koni, jaki ma on charakter i co lubi.
O wierzchowcach z odzysku na str. 2