Kazimierz Tupaj: Kiedyś na ośmiu, dziś na dwustu hektarach
Pracą na roli i w gospodarstwie pasjonował się od dziecka, stąd też łatwo mu było zdecydować się na pozostanie na wsi. I dzisiaj tej decyzji nie żałuje, bo przemiany, jakie zaszły w jego gospodarstwie i całej wsi, są ogromne.
Kazimierz Tupaj z Rzeczycy Ziemiańskiej- Kolonii, w gminie Trzydnik Duży na Lubelszczyźnie, w 1986 roku, po ukończeniu Zasadniczej Szkoły Rolniczej w Wólce Gościeradowskiej, przejął od rodziców Franciszka i Stanisławy Tupaj 8-hektarowe gospodarstwo rolne. Dziś, po ponad 30 latach, własnych gruntów ma około 60 ha, a łącznie z dzierżawami uprawia ponad 200 ha. Dostrzega przemiany, jakie zaszły w tym czasie w rolnictwie. Ale wie też, że praca na roli to nie jest sielanka, nie można się zachwycać, iż nowoczesny, skomputeryzowany sprzęt rolniczy zrobi wszystko i o każdej porze, i że ze wszystkiego ciągnie się tylko zyski.
ZOBACZ TAKŻE: Piotr Rokita - rolnik z zamiłowania [ZDJĘCIA]
Rzeczyca Ziemiańska-Kolonia powstała na przełomie XIX i XX wieku, kiedy miejscowy folwark dworski został rozparcelowany. We wsi pod koniec ubiegłego wieku było około stu gospodarstw rolnych o niedużej powierzchni, przeważnie 4-6 ha, ale w każdym były hodowane jakieś zwierzęta. Teraz tylko w dwóch gospodarstwach jest taka produkcja. Wielu mieszkańców zaprzestało gospodarowania. Mieszkają na wsi, wydzierżawiając lub sprzedając ziemię.
Do 1995 roku gospodarstwo Tupajów było wielokierunkowe, zboża uprawiano na paszę dla świń, trawy, liście i wysłodki z buraków cukrowych - na paszę dla bydła. Zwierząt nie było dużo: 2-3 krowy, jałówka na opas i kilkanaście sztuk trzody chlewnej. Do 1986 roku był też koń, który stanowił siłę pociągową dla sprzętu do upraw polowych i zwózki zboża z pola.
W 1986 roku w gospodarstwie został zakupiony pierwszy ciągnik MF. Stopniowo do niego był kupowany sprzęt towarzyszący. Jakaż to była wygoda i ulga w pracy, gdy w polu zagościła mechanizacja. Rozmowie z panem Kazimierzem przysłuchuje się jego mama. Pani Stanisława, która ma 80 lat wspomina:
- Kiedyś to całkiem inaczej żyło się na wsi. Zboża cięło się sierpem, a później kosą. Jak nachodziły sianokosy czy żniwa, to w całej wsi od rana, zanim rosa obeschła, słychać było klepanie kos. Potem, po śniadaniu ludzi szli na pola i do przerwy na obiad trzeba było za kosą odbierać zżęte zboże i kłaść na garście. W południe szczególnie, gdy była upalna aura, był czas na odpoczynek w cieniu drzewa rosnącego na miedzy. Wtedy można było, a zawsze był na to czas, porozmawiać z sąsiadami i ta praca dla wszystkich była przyjemnością. Snopy zwożono do stodół, a jesienią po robotach polowych czy też zimą był czas na omłoty.
ZOBACZ TAKŻE: "Gdybym miał mieszkać w mieście, to chyba za karę"
- Jakim wielkim luksusem było, gdy w 1975 roku kupiliśmy konną kosiarkę, nie trzeba było machać kosą - dodaje pan Kazimierz.
W 2000 roku z programu dla „młodego rolnika” został zakupiony ciągnik większy MTZ. Stopniowo gospodarstwo powiększało swój areał poprzez zakup i wydzierżawianie gruntów od innych rolników. Od 1995 roku prowadzi się tu tylko produkcję roślinną, bez zwierząt. Od bardzo dawna uprawiane są buraki cukrowe. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku zajmowały one areał 20- 30 arów, potem pół hektara, gdy był 1 hektar, to było już bardzo dużo. Buraki - ręcznie ogławiane - były wożone do punktu odbioru na stacji w Rzeczycy. Teraz, co roku buraki cukrowe siane są na obszarze 30 ha. Do ich uprawy rolnik ma specjalistyczny sprzęt, łącznie z najnowocześniejszym 6- rzędowym kombajnem. W tym roku zbiór był wcześnie, bo już we wrześniu. Buraki dały wysoki plon, około 67 ton z ha. Rolnik zebrał ich 2000 ton, zakontraktowane były dla cukrowni Ropczyce. Wydawać by się mogło, że trzeba być zachwyconym z rezultatów takiego gospodarowania. Ale tak nie jest.
– Ostatnie dwa lata były najgorsze pod względem finansowym. Kiedyś plantator otrzymywał 230 zł za tonę dostarczonych buraków, a ostatnio niewiele ponad 97 zł. To rekompensuje tylko koszty uprawy. Kształtują się one na poziomie prawie 5,5 tysiąca na hektar. Zyskiem są tylko dopłaty obszarowe - wyjaśnia pan Kazimierz.
Dużą powierzchnię upraw w gospodarstwie zajmuje pszenica ozima. Każdego roku jest obsiewana na obszarze około 60 ha, jest to pszenica zwykła oraz około 40 ha odmian specjalnych na produkcję makaronu. Plony pszenicy zwykłej rokrocznie kształtują się na poziomie około 8 ton z ha, czasami przy sprzyjających warunkach pogodowych bywa więcej ziarna. W tym roku, ze względu na suszę, zawiodły odmiany pszenicy specjalnej. Udało się zebrać niewiele ponad 3,5 tony z ha, a powinno być prawie drugie tyle. Przy cenie 100 zł za 1 kwintal tej pszenicy strata jest znacząca.
Na obszarze 10 ha uprawiana jest kukurydza na ziarno. Z każdego hektara rolnik zbiera około 10 ton nasion. Jest to plon obliczany po wysuszeniu. Warunki do suszenia są doskonałe, we własnej suszarni, do której jednorazowo zasypuje się 12 ton ziarna.
Ponadto pan Kazimierz każdego roku rzepakiem ozimym obsiewa około 20 ha, a resztę areału zajmuje pszenica jara. Plony rzepaku przeciętnie kształtują się na poziomie 3,5- 4 tony, a pszenicy jarej - 5,5 ton z ha. W gospodarstwie są trzy zbiorniki na ziarno zbóż lub rzepaku, każdy z nich może pomieścić sto ton ziarna.
Jest to gospodarstwo w pełni zmechanizowane, Na stanie jest trzyletni kombajn do zbioru zbóż, który dziennie może zebrać plon z około 20 ha, jest pięć ciągników, w tym trzy o mocy powyżej 100 KM, pięć nowych przyczep, siewnik Pottinger, pług dłutowy oraz wspomniany wcześniej 6-rzędowy kombajn do buraków. Jeśli chodzi o uzupełnienie sprzętu, to zdaniem pana Kazimierza należałoby zakupić ładowacz teleskopowy. Na pytanie o przyszłość gospodarstwa, o jego następcę, nie ma jeszcze sprecyzowanej odpowiedzi. Na razie syn Piotr uczy się w szkole lotniczej w Dęblinie, Mateusz jest uczniem technikum rolniczego w Potoczku, córka Katarzyna studiuje w Krakowie, a córka Kamila, mężatka, mieszka już poza gospodarstwem. Żona Teresa zajmuje się stroną ekonomiczną.
– Prowadzi całą księgowość w naszym gospodarstwie. Żeby nowocześnie gospodarować, trzeba stale pogłębiać fachową wiedzę. Rośliny zawsze muszą dostać swoje, nie można im żałować pokarmu, czyli nawozów mineralnych, ale trzeba to robić umiejętnie, z głową. Do tego terminowe zabiegi agrotechniczne, dobór właściwych odmian roślin decydują o plonach. Na to rolnik ma wpływ, na warunki pogodowe, niestety, już nie. Za sprzedane płody rolne są dochody, ale zanim to nastąpi, są potężne wydatki. Jednorazowo do zbiornika największego ciągnika trzeba wlać 500 litrów paliwa, jest to już duży koszt - mówi pan Kazimierz.
Państwo Tupaj są też zaangażowani w pracę społeczną na rzecz swojego środowiska. Pan Kazimierz w kadencji 2002-2006 był radnym Rady Gminy w Trzydniku Dużym. Działał w Komisji Rozwoju Gospodarczego, Finansów i Promocji. Pani Teresa podczas ostatnich wyborów została radną rady gminy na kolejną kadencję, gdyż w kadencji 2014- 2018 też zasiadała w radzie trzydnickiej gminy. Jest to dowód, że można łączyć działalność społeczną dla innych z pracą w gospodarstwie oraz z działalnością gospodarczą, gdyż pan Kazimierz sezonowo świadczy usługi mechanizacyjne dla innych rolników z regionu.
ZOBACZ TAKŻE: Damian Niedziela: Chciałbym kiedyś żyć tylko z ziemi
- Tagi:
- rolnik
- sylwetka
- Deutz Fahr