Jerzy Chudzicki - rolnik, miłośnik koni, odtwórca roli marszałka Piłsudskiego
Powierzchnia gospodarstwa wraz z dzierżawami wynosi około 80 hektarów. Jest też 10 koni. To wielka pasja pana Jerzego. Konno wziął udział w inscenizacji wjazdu Piłsudskiego do Urzędowa. Odegrał rolę samego marszałka.
Jerzy Chudzicki z Rankowskiego, gmina Urzędów, woj. lubelskie od małego dziecka pasjonuje się rolnictwem. Kiedyś chętniej jechał z ojcem w pole i orał konnym pługiem niż szedł na trudniejsze lekcje do szkoły. Jego rodzice Klementyna i Józef Chudziccy prowadzili w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku prawie 8-hektarowe gospodarstwo, do prac polowych były w nim dwa konie, corocznie ze źrebiętami. Utrzymywano też krowy, świnie, kury, co wtedy było powszechne na lubelskiej wsi.
Jerzy, jak trochę podrósł, jechał sam w pole orać pługiem konnym. - Gdy zboże było skoszone i zestawione w mendlach, lubiłem robić podorywkę. Ciężko mi było podnieść konny pług na wóz, więc nie brałem go na wieczór do domu, tylko zostawiałem schowany w snopkach na polu. Tak samo było z konną sprężynówką - wspomina tamte lata pan Jerzy. Już wtedy potrafił zarobić sobie trochę pieniędzy, wykonując sąsiadom różne drobne prace polowe. Zawsze miał głowę do interesu. Gdy znudziło mu się chodzenie po polu za pługiem, do jednego pługa dorobił drugi, wtedy dwa konie ciągnęły skonstruowany pług dwuskibowy, a on siedział na pługach i konie to ciągnęły. Ważył wtedy około 60 kg, dlatego nie było problemu z taką polną przejażdżką. - W latach szkoły podstawowej było mi trochę żal, gdy w ferie szkolne koledzy szli na lodowisko, a ja musiałem pomagać rodzicom przy omłotach w gospodarstwie - mówi pan Jerzy.
W 1979 roku stał się właścicielem gospodarstwa rolnego. Ojciec jego już nie żył dwa lata, mama zrobiła rodzinną naradę (było ich w domu sześcioro - on, dwóch braci i trzy siostry). Po dłuższych ustaleniach i negocjacjach dotyczących spłaty rodzeństwa wypadło jemu zostać na ojcowiźnie. Jego rodzeństwo postanowiło żyć poza rodzinnym domem. Po ślubie z Jadwigą w 1980 roku pan Jerzy dalej unowocześniał objęte gospodarstwo. Systematycznie powiększał jego powierzchnię poprzez zakup gruntów. Pani Jadwiga ma średnie wykształcenie, pochodzi z rodziny robotniczo- chłopskiej i cały czas pracowała tylko w gospodarstwie. Teraz jest na emeryturze. - Kiedyś uprawiało się 60-80 arów buraków cukrowych wielokiełkowych, mama przerywała je ręcznie, ja pomagałem obrabiać gracką. Pomyślałem, by skonstruować opielacz konny, jakaż to była wygoda. Potem, gdy były nasiona buraków jednokiełkowych, natychmiast wprowadziliśmy je do uprawy. Byłem otwarty na wszelkie nowinki techniczne i uprawowe. To naprawdę przynosiło efekty. Kiedy jeszcze nie mieliśmy ciągnika, trafiła się okazja, by kupić używaną wiązałkę ciągnikową. Wtedy były problemy z nabyciem maszyn, trzeba było długo czekać na swoją kolejkę w przydziale. Gdy pojawił się ciągnik w gospodarstwie C-330 w 1979 roku, inni rolnicy we wsi kosili kosami czy kosiarkami, u nas w gospodarstwie już było skoszone i związane w snopki - opowiada o tamtych czasach Jerzy Chudzicki.
W latach siedemdziesiątych ubiegłego stulenia w gospodarstwie Chudzickich ziemniaki zajmowały obszar 4-5 ha. Jadalne odmiany sprzedawało się na targu. Przeważnie trzy razy w tygodniu - we wtorki, piątki i soboty. Za jeden dzień można było zarobić tyle, co przez cały miesiąc na pensji w fabryce czy gdzieś indziej. Ziemniaki przemysłowe były przeznaczane na pasze dla trzody chlewnej. Parowało ich się w parnikach węglowych, później, w miarę postępu na wsi parnikach elektrycznych. Pan Jerzy zainicjował parowanie ziemniaków po wykopkach kolumną parnikową wynajętą z kółka rolniczego. Uparowane ziemniaki były przechowywane w długim naziemnym silosie, okrytym folią i ziemią. Inni rolnicy w ramach pomocy budżetu państwa robili powszechnie silosy betonowe w ziemi. Ale jego zdaniem nie zdawało to egzaminu. Do nieprzykrytego silosu napadało deszczu i robiło się z uparowanych ziemniaków błoto. Uparowane ziemniaki w jego gospodarstwie były mieszane w zwyklej betoniarce, to było ogromne usprawnienie, jak na tamte czasy. Większość rolników uparowane ziemniaki rozgniatała ręcznym tłuczkiem w drewnianym szafliku - balii. Jego pomysł był lepszy. Już wtedy była w gospodarstwie zbudowana nowy budynek inwentarski, godny „Złotej Wiechy”. Miał wymiary 9 na 19 metrów. Co roku było w nim utrzymywanych 4-5 krów oraz młode bydło rzeźne, a także przeciętnie rocznie 20-25 świń. Sprzedaż mleka do mleczarni była bardzo opłacalna. To była stała pensja w gospodarstwie. Wszystkie liście z buraków cukrowych przeznaczane były na kiszonkę. Początkowo w gospodarstwie z ciągników była zwykła „trzydziestka”. Rolnik zamierzał kupić C-360, ale żona nie chciała nim jeździć. W 1990 roku nabył nowego Zetora w Czechach, sam go przyprowadził, ciągnik przez drogę się dotarł. Potem pan Jerzy zakupił nowy kombajn do ziemniaków Neptun. Było to w czasach Balcerowicza, gdy oprocentowanie kredytów co miesiąc gwałtownie rosło. Ale Jerzy Chudzicki nie pożyczał pieniędzy w banku, tylko prywatnie i dobrze sobie z tym radził, by nie popaść w skrajne długi, jak wielu rolników w tym czasie.
- Krowy oczywiście doiło się ręcznie. To było moje zadanie, chociaż za czasów panieńskich nigdy tego nie robiłam. Jak trzeba było to pomagał też mąż i teściowa, gdy dzieci były małe - dodaje Jadwiga Chudzicka. Państwo Chudziccy wychowali trójkę dzieci- córka Edyta ukończyła studia rolnicze, pracuje poza rolnictwem, druga córka Anna mieszka u zięcia w Motyczu, a syn Grzegorz został na gospodarstwie. Jego żona Beata pracuje w Wiosce Dziecięcej SOS, teraz jest na wychowawczym, bo wychowuje syna Radosława. Pan Grzegorz, podobnie jak jego ojciec lubi działać społecznie i angażować się w prace na rzecz społeczności lokalnej. W ostatniej kadencji jako bezpartyjny został radnym rady gminy, pełni funkcję wiceprzewodniczącego rady.
Teraz gospodarstwo jest przepisane na młodego rolnika Grzegorza, część na jego siostry, od których dzierżawi pole. Rodzice oczywiście dużo pomagają. Do prac polowych są dwa ciągniki marki Zetor, Fendt, stara „trzydziestka”, w roku ubiegłym został zakupiony nowy ciągnik o mocy 118 KM, są pługi obrotowe, agregat uprawowo- siewny, agregat do uprawy bezorkowej. Gospodarstwo jest ciągle modernizowane. Przed siedmiu laty został zakupiony używany kombajn zbożowy Bizon. Z pięciu hektarów łąk trawa zbierana jest prasą kostkową. W połowie czerwca był problem, bo trawa skoszona, a tu ciągle padało. W marcu i kwietniu dokuczliwa susza, zaś w czerwcu nadmiar opadów.
Powierzchnia gospodarstwa wraz z dzierżawami wynosi około 80 hektarów. Buraki cukrowe dla cukrowni „Krasnystaw” zajmują około 15 ha, rzepak - 18 ha, pszenica - 30 ha, jęczmień - 3 ha, a owies - 4 ha. Młody rolnik Grzegorz Chudzicki już skorzystał z kilku programów unijnych, by móc unowocześniać to gospodarstwo. Teraz w utrzymuje się tu rocznie kilka macior oraz do 50 sztuk trzody chlewnej. Jest też 10 koni. Konie to wielka pasja pana Jerzego. Jest jednym z pomysłodawców i aktywnym członkiem Stowarzyszenia Miłośników Koni „Podkowa” w Urzędowie. Swoim zaprzęgiem konnym uświetnia uroczystości kościelne i państwowe szczebla gminnego oraz powiatowego.
Stowarzyszenie to powstało w 2013 roku. Do stowarzyszenia należy obecnie 25 członków. Mają oni ponad 10 bryczek. Członkowie stowarzyszenia mówią, że bryczkami można wozić turystów i pokazywać im atrakcje turystyczne gminy. Dobrze układa im się współpraca z Teresą Kaźmierak, dyrektor Ośrodka Kultury w Urzędowie. Podczas obchodów 100-lecia odzyskania Niepodległości w 2018 roku, Jerzy Chudzicki był odtwórcą roli marszałka Piłsudskiego. Wziął udział w inscenizacji wjazdu Piłsudskiego do Urzędowa. W 1915 roku w domu Aleksandra Golińskiego w Urzędowie, przez pięć dni (14-19 lipca) kwaterował Józef Piłsudski. Podobna inscenizacja miała miejsce w 2015 roku, promując doskonale region urzędowski.
Czytaj także: