Jak wygląda dzień pracy lekarza weterynarii?
- 1/3
- następne zdjęcie
Z dnia weterynarza
Od dziecka marzyło mi się, żeby zostać lekarzem weterynarii. Mieć własny gabinet, pomagać chorym, bezbronnym zwierzętom, jeździć do nich samochodem terenowym, przeżywać spektakularne sytuacje – wszystko to wydawało mi się szczytem szczęścia. Niestety weterynarzem nie zostałam, więc tym bardziej cieszyłam się na dzień, w który to mogłam całe 5 godzin spędzić w drodze z Dorotą Węglińską i Agatą Grzelak – lekarzami weterynarii z Jeżowa Sudeckiego.
Gabinet weterynaryjny „Duże i Małe” położony jest malowniczo tuż pod Jelenią Górą w Jeżowie Sudeckim. Nowo wybudowany budynek jest przestrzenny, dobrze wyposażony, a całość z widokiem na Śnieżkę. Umówiona jestem z Dorotą Węglińską i jej pracownikiem Agatą Grzelak, aby zobaczyć jak wygląda dzień pracy weterynarza.
Parkuję mój samochód osobowy obok terenowego, którym za chwilę mamy wyruszyć w drogę. Zaglądam przez szybę do środka. I tu mamy się zmieścić w trzy osoby? - myślę z powątpiewaniem, widząc torby i skrzynie wypełnione lekami i sprzętem, koce i butelki wody, literaturę fachową i puste opakowania po batonikach. Okazuje się, że martwię się za wcześnie, gdyż nasz wyjazd odsunie się w czasie ze względu na przypadek, który właśnie podjechał pod gabinet.
Wynicowana macica na cztery ręce
Z bagażnika samochodu kombi dobiega beczenie. To owca, która niedawno wykociła się samodzielnie, ale niestety na koniec porodu doszło u niej do wynicowania macicy. - Owce mają z natury silny odruch parcia. U niej był on jeszcze bardziej wzmożony, gdyż jagnię jest bardzo duże, a i hormony ciążowe zrobiły swoje. Te trzy rzeczy nałożyły się na siebie i spowodowały wypadniecie macicy - komentuje pani Dorota a w tym samym czasie pani Agata podaje zwierzęciu jeszcze w samochodzie tzw. „głupiego Jasia”, aby zmniejszyć cierpienie i przygotować tym samym zwierzę do zabiegu.
Po kilku minutach owca przenoszona jest na stół, rozpakowywane są narzędzia, przygotowywana dokumentacja, osłaniane pole zabiegowe. Lampa operacyjna oświetla zwisający narząd, krew płynie ciurkiem, owca leży odprężona, trzymana za przednie nogi przez swojego gospodarza, który jakoś tak wygląda blady. Pani Agata podaje sprawnie miejscowe znieczulenie, Monika Fornalik – technik weterynarii dokumentuje całość, a pani Dorota asystuje. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że wsunięcie macicy do środka może być tak mozolne. Dwie ręce pani Agaty nie wystarczają – narząd uparcie cofa się z powrotem, bo odruch parcia u owcy nadal jest bardzo silny. Pani Dorota dokłada swoje dwie ręce i wspólnymi siłami przytrzymują macicę, podwiązują uszkodzone naczynia, zszywają wejście do pochwy, które uległo rozerwaniu.
Na koniec wkładają do środka antybiotyk, obmywają miejsce zabiegu i pocieszają gospodarza: - Wszystko będzie dobrze. Proszę się nie martwić... Dobrze się pan czuje? - dopiero teraz oczy nasze kierują się na rolnika i jego pracownika. Obaj trochę bladzi, ale z ulgą na twarzach oznajmiają, że mają wszystko pod kontrolą.
- 1/3
- następne zdjęcie