Czempion musi się sam wyhodować [ZDJĘCIA]
Grzegorz Ciszak zaczynał z żoną Sylwią, która też ma zacięcie do pracy na wsi.
Kiedy przejmował gospodarstwo, liczyło ono 15 hektarów,i prowadzona była w nim hodowla bydła i trzody na niewielką skalę. Wówczas były to dwie maciory i sześć krów. W 1994 roku rolnik dokupił 4 hektary i zaczął też brać ziemię w dzierżawę. Z czasem areał, który miał w dzierżawie, zaczął wykupować. - Jak coś się trafiało w okazyjnej cenie, to kupowałem nawet wtedy, kiedy oborę miałem w połowie w budowie - wspomina Grzegorz Ciszak. - Sąsiedzi decydowali się, żeby swoją ziemię sprzedać. Najpierw kupiłem 15 hektarów, potem dodatkowe dwa, a potem jeszcze 10 hektarów. W sumie nabyłem 40 hektarów w krótkim czasie. Był to rok 2009-2010. Do dziś spłacam kredyt, ale opłaciło się. Były to grunty bardzo blisko mojego gospodarstwa.
Do roku 2002 funkcjonowała jedna obora, w której chowane były krowy i świnie. Z czasem okazało się, że trzeba by oborę przerobić dla świń. Okazało się to problemowe, więc Grzegorz Ciszak zrezygnował z hodowli trzody na rzecz bydła, które sam inseminował. Jednocześnie zajmował się usługami transportowymi. Dodatkowy dochód pozwolił mu w krótkim czasie zrealizować duże inwestycje, jak choćby kupno ziemi. W 2008 roku zaczął budować nową oborę.
- W tym czasie miałem już około 50 krów, a bydło było praktycznie wszędzie. W każdym garażu, w każdym kącie miałem jałówki. Stara obora była uwiązowa. Doiły dwie osoby, w tym moja żona, a dwie osoby odnosiły konwie z mlekiem. Stara obora była z 1983 roku. Nie chciałem w nią inwestować. Szkoda mi było pieniędzy - mówi Grzegorz Ciszak.