Roman Miler: Myśliwi i rolnicy są na siebie skazani
Jak wygląda współpraca na polu myśliwy - rolnik? Dlaczego czasem jest trudna? Jakie zadania w tej chwili spoczywają na łowczych?
Z Romanem Milerem, prezesem Gobarto Dziczyzna o myśliwych, rolnikach, ich współpracy i problemach rozmawia Dorota Jańczak
Zawodowo jest pan związany z Gobarto - jednym z największych producentów wieprzowiny w Polsce, która przerabia także dziczyznę. Dodatkowo sam prowadzi gospodarstwo rolne, prywatnie natomiast pasjonuje się pan łowiectwem. Dzięki temu zna pan doskonale interesy wielu stron. Jaki jest najlepszy model współpracy pomiędzy rolnikiem a myśliwym?
Z jednej strony doskonale rozumiem producentów rolnych, którzy, widząc szkody na polach oraz następstwa ASF, domagają się znacznej redukcji dzików, z drugiej - wiem, na jakie problemy podczas tzw. pozyskiwania zwierzyny natrafiają myśliwi. Moim zdaniem, to, jak będzie układać się współpraca między członkami kół łowieckich a producentami rolnymi, zależy od nich samych. W polu jesteśmy przecież partnerami. Musimy pamiętać o tym, że w działaniu najważniejsze jest zachowanie zdrowego rozsądku i to niezależnie od tego, czy dotyczy to myśliwego, czy rolnika, bo w innym wypadku ucierpi albo człowiek, albo zwierzę.
Oczekiwania nakładane w tej chwili na myśliwych, jeszcze 30 lat temu były nie do pomyślenia. Dzików i jeleni jest coraz więcej.
Ogromne zmiany w strukturach zasiewów i zwiększanie się areału upraw kukurydzy oraz rzepaku spowodowały, że populacja dzików czy jeleni wzrosła do niespotykanych wcześniej rozmiarów. W latach 60 - tych czy 70 - tych w okręgu leszczyńskim, do którego należę, dzik czy jeleń były zwierzyną rzadko występującą. Gdy ktoś ustrzelił dzika, wszyscy przyjeżdżali go oglądać. Gdy natrafiono na tropy jelenia, wszyscy byli tym faktem zaaferowani i chcieli go usłyszeć lub zobaczyć. Dziś na polach kukurydzy mamy regularne rykowiska. Na obwodzie polnym w planie łowieckim do pozyskania mam 15 jeleni. Gdybym powiedział to myśliwym z lat 70-tych, stwierdziliby, że to niemożliwe.
Jak bardzo zmieniła się różnorodność gatunkowa w ostatnim czasie w ekosystemach leśnych?
Jeszcze 30 lat temu liczbowo dominowały zające, kuropatwy i przepiórki czyli zwierzyna drobna. Dziś ich już prawie nie ma. W każdym poletku ziemniaka i buraka przesiadywały stada kuropatw. Mówiło się dużo, że myśliwi wystrzelali zające, a tak naprawdę to zwierzę odeszło z polskich pól, głównie dlatego że produkcja rolna prowadzona jest w systemie monokultury. Połączono ogromne połacie pól, zlikwidowano miedze i zakrzaczenia, które stanowiły dla niego naturalne siedlisko. Do depopulacji przyczyniły się także choroby, które weszły do tego gatunku i populacja dzika, który jest wszystkożerny.
Czytaj także: Szkody łowieckie - co robić, by otrzymać odszkodowanie?
Czy wpływ na wyginięcie ptactwa dzikiego miała rosnąca z biegiem lat chemizacja rolnictwa?
Z pewnością tak. W związku ze stosowaniem coraz większych ilości środków ochrony roślin kuropatwy i przepiórki stawały się bezpłodne i naturalnym tokiem zaczęły wymierać. Dziś rola kół łowieckich jest taka, że hodujemy kuropatwę czy bażanta i wypuszczamy te ptaki w łowisko po to, by zachować te gatunki dla kolejnych pokoleń.
Wzrosła natomiast za to znacząco populacja lisów. W jaki sposób?
Jedynym naturalnym wrogiem lisa była wścieklizna, ale dla ochrony zdrowia ludzkiego zastosowaliśmy szczepionki. To przyczyniło się do ekspansji tego gatunku.
Jakie jest główne zadanie myśliwych?
Naszym celem jest regulacja populacji zwierzyny wolnożyjącej, dlatego na każdy rok przewidziane są plany odstrzału poszczególnych gatunków. Uprawiane przez rolników rośliny są dla zwierząt atrakcyjniejszym pożywieniem niż to, co znajdą w lesie. Nie dziwi więc, że na żerowanie wybierają pola i łąki. Dlatego w miarę swoich możliwości monitorujemy obsiany areał, stawiamy ambony, wykonujemy grodzenia. Są tereny, gdzie myśliwi budują zasieki, instalują pastuchy elektryczne, zarówno na pastwisku, jak i na obrzeżach leśnych. Czasem pomagają im w tym leśnicy, oferując żerdzie czy rolnicy, użyczając swój sprzęt.
W jaki sposób pozyskujecie środki na swoją działalność?
Przede wszystkim fundusze pochodzą ze składek członkowskich, sprzedaży tusz pozyskanej zwierzyny, trofeów oraz ewentualnie polowań dewizowych.
Za wyrządzone szkody poszkodowanemu rolnikowi należy się zadośćuczynienie, najczęściej jest ono w postaci pieniędzy. Czy przewidujecie jeszcze jakieś inne warianty?
Temat szkód łowieckich jest uregulowany ustawą więc tutaj pola manewru nie ma. Jednak kiedy strony współpracują w zgodzie można sobie wyobrazić, że np.: jeśli szkody odnotowano w kukurydzy, zapłatą może być materiał siewny na przyszły rok. Gdy dziki zbuchtują łąkę - siano. To jest kwestia dogadania między rolnikiem a kołem łowieckim.
Jak to jest w praktyce z tym dogadywaniem się? Czy rzeczywiście myśliwi chcą słuchać rolników i odwrotnie?
W rozmowach z łowczymi apeluję o to, by cierpliwie wsłuchiwali się w głosy rolników. Ze strony rolników, z kolei, powinno być zrozumienie i działanie w takim kierunku, by umożliwić myśliwym wykonywanie swoich zobowiązań. Zdarza się, że prosimy, by wykoszono pasy kukurydzy. W ten sposób uzyskujemy lepszą widoczność i mamy większą szansę na ochronę pól. Dla etycznego myśliwego kwestią podstawową jest to, że jeśli odbiera życie to tak, żeby zwierzę nie cierpiało. Przy słabych warunkach polowań jest to bardzo trudne lub niemożliwe.
Potrzeba redukcji dzików wzrosła w związku z rozprzestrzeniającym się w Polsce wirusem ASF. Wpłynęła na istniejące od dawna zasady polowań.
Od tego roku myśliwi mają za zadanie zredukować do możliwego minimum. Wcześniej obowiązywał okres ochronny, którym miał za zadanie wykluczyć z polowań lochy ciężarne i lochy z młodymi.
Nie wszyscy myśliwi to rozumieją. Mówią, że na strzelanie do matek z młodymi nie pozwalają im osobiste zasady etyczne.
Dla wielu myśliwych jest to brutalne doświadczenie i nikt nie chce o tym mówić, ale na koniec, jeśli mówimy o skuteczności, to tak musi być. Niektórzy myśliwi odwołują się do etyki. Wtedy zachęcam, by pojechali do gospodarstwa, gdzie, z uwagi na wirusa, likwiduje się stado macior z prosiętami.
Czy zapowiadana na ścianie wschodniej redukcja dzika do zera jest możliwa?
Nie sądzę. Uważam jednak, że istnieje szansa na to, by znacznie ograniczyć populację. Walka może dać efekty jedynie przy ścisłej współpracy resortów rolnictwa oraz środowiska, rolników i myśliwych.
Czytaj także: Jak uchronić pole przed dzikami?
Jak pan ocenia fakt, że można w tej chwili polować z udziałem termo- i noktowizji?
Wszelkie udogodnienia poprawiają efektywność naszych działań. Gdyby umożliwiono korzystanie z tłumików, wzrosłaby ona jeszcze bardziej. A to przyczyniłoby się do zmniejszenia populacji dzików, na czym wszystkim zależy.
Jedno myśliwym dano, drugie odebrano. Ułatwiono wam polowania, ale odebrano możliwość zabierania na nie nieletnich.
Jesteśmy w trakcie zbierania podpisów pod inicjatywą obywatelską, by rządzący zwrócili nam to prawo. Każdy z nas, jako rodzic, ma prawo do tego, by wychować swoje dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami i dotyczy to wiary, światopoglądu i innych aspektów życia społecznego. Zakaz zabierania swoich dzieci na polowania odbiera nam je. Ten cały dramat rozkręciły radykalne organizacje mieniące się ekologami czy ludźmi walczącymi o wyższe idee i spowodowały zbiorowy lament. A ja jestem zdeklarowanym wrogiem doprowadzenia do zniewieścienia społeczeństwa. W jakim kierunku zmierzamy? Mleko jest z marketu a krowa jest fioletowa? Kurczak zapakowany w folii jest w porządku, ale już nikt nie chce mówić o tym, że aby ten kurczak trafił do sklepu, trzeba go zabić, wypatroszyć i zrobić z niego mięso. Doprowadzamy do tego, że społeczeństwo opiera się coraz bardziej na totalnej hipokryzji.