Rolniczy raport powodziowy. Jaka sytuacja na południu Polski?
Tym, co dzieje się na Opolszczyźnie, Śląsku i Dolnym Śląsku dzielą się z nami producenci rolnik z tamtych stron.
WIELKA WODA. ŚLĄSK
Z powodzią musieli zmierzyć się mieszkańcy Krzanowic w powiecie raciborskim. Zbiornik przeciwpowodziowy przelał się, a potok Biała Woda i rzeka Psina, do której wpływa, wystąpiły z brzegów. - Wody rzeczywiście trochę było. Ile strat ona zrobiła? Aktualnie na to pytanie trudno odpowiedzieć - mówi Krystian Kretek, rolnik z Krzanowic, specjalizujący się w produkcji mleka. Zaznacza, że strat w ludziach i w zwierzętach nie ma. - A budynki, to się da odbudować, wyremontować, choć wiem, że jest to straszne i niedobrze wygląda - podkreśla farmer. Przyznaje jednak, że - choć to nie pierwsza powódź zarówno w jego życiu, jak i znacznej części mieszkańców Krzanowic - strach i obawy były. - Śledziliśmy bacznie prognozy pogody. Te na szczęście się nie sprawdziły. Gdyby tak się stało, mogłoby być tu znacznie gorzej - uważa Krystia Kretek. Rolnik brał udział w akcji pomocowej. Jego gospodarstwo, z racji tego, że znajduje się na wzniesieniu, nie ucierpiało z tytułu obfitych deszczy - Rozmawiałem po wsi worki z piaskiem. Trzeba przecież sobie nawzajem pomagać - z takiego założenia wychodzi nasz rozmówca.
Co z uprawami? - Zrobiłem wstępny ogląd. Nie wygląda to strasznie. Łąki są w prawdzie zalane. Te jednak znajdują się na tzw. terenie zalewowym, więc to nie jest jakiś zaskakujący widok - mówi Krystian Kretek. Wspomina jednocześnie o tym, że kukurydza na kiszonkę została już dawno zebrana. Więc o pożywnie dla bydła nie musi się martwić.
WIELKA WODA. OPOLSZCZYZNA
Wioski przy czeskiej granicy najbardziej podtopione
- Mieszkam w bezpiecznej lokalizacji. Moje gospodarstwo (miejscowość Czerwonków, gm. Baborów, powiat głubczycki - przyp.red.) oraz pola uprawne raczej nie są narażone na większe lub mniejsze podtopienia. W miejscowości, w której gospodaruję, doszło jedynie do lokalnych podtopień - w niektórych przypadkach zalało, np. piwnice. Tu na pewno nie mamy do czyniania z tym, co - tak naprawdę - spotkało mieszkańców Prudnika, Kłodzka czy Głuchołaz - mówi dr inż. Marcin Markowicz, rolnik, ceniony ekspert produkcji roślinnej, specjalizujący się m.in. w uprawie soi.
Nasz rozmówca podkreśla, że na pewno w wyniku powodzi - patrząc z perspektywy typowo rolniczej - najbardziej ucierpiały wioski, znajdujące się blisko czeskiej granicy. - Tam naprawdę woda wiele szkód wyrządziła i zapewne minie sporo czasu, zanim to wszystko się posprząta - uważa rolnik. - To jest niestety żywioł i na to wpływu nie mamy - dodaje.
Kiedy będzie można wjechać w pole?
Marcin Markowicz zwraca uwagę, że na razie nie ma mowy o tym, by wjeżdżać w pole. - Spadło u nas ponad 200 l wody. W związku z tym tydzień-dwa będzie trzeba odczekać z pracami polowymi - uważa nasz rozmówca. - Wpływ na to będzie miało również to, jak się będzie kształtować pogoda w najbliższym czasie - zaznacza farmer. Jak idą żniwa sojowe? Te, jak mówi Marcin Markowicz, zaczęły się przed intensywnymi opadami deszczu. - Wcześniejsze odmiany część rolników już pozbierała. W mojej ocenie 10% żniw sojowych w powiecie głubczyckim za nami, reszta jeszcze w polu. Przyznam, że trochę się tych deszczy obawiałem, żeby nie powykładało nam plantacji. Z tego względu udałem się na lustrację pół - oczywiście tam, gdzie była możliwość. Na szczęście nie jest źle - tłumaczy rolnik. Nasz rozmówca uważa jednak, że przebieg pogody będzie miał wpływ na jakość zbiorów, część plantacji bowiem wyległa i/lub znalazła się pod wodą. - Jeżeli chodzi o to, czy nasiona będą rosły czy kiełkowały w strąkach, to wydaje mi się, że nie, choć muszę przyznać, że jest to dla mnie nowe doświadczenie - zaznacza Marcin Markowicz. Zwraca również uwagę na to, że tydzień przed intensywnymi opadami mieliśmy do czynienia z upałami: - Część strąków jest więc od góry zapalona i one się zaczęły otwierać. Zobaczymy więc czy zjawisko to nie wystąpi ponownie kiedy wróci ładna pogoda. Myślę, że w mojej okolicy po obeschnięciu pól, rolnicy szybko wrócą do kontynuacji prac polowych. .
WIELKA WODA. DOLNY ŚLĄSK
Wielka woda ominęła także Ośrodek Hodowli Zarodowej Przerzeczyn Zdrój w miejscowości Gilów (powiat dzierżoniowski), choć w regionie, delikatnie rzecz ujmując, po ostatnich deszczach sytuacja jest dramatyczna. - Tragedii u nas nie ma, choć na polach jednak trochę tej wody stoi. Na pewno jednak nie jest tak źle, jak np. w Kotlinie Kłodzkiej. Martwi nas niedawno posiany rzepak. To właśnie on dostała z tytuły deszczy w przysłowiową kość - opowiada dr inż. Piotr Zarzycki, agronom OHZ Przerzeczyn Zdrój. Przyznaje jednocześnie, że na razie nie ma mowy o tym, żeby wjeżdżać w pole zasiewami, choć terminy agrotechniczne powoli gonią. - Myślę, że najwcześniej może stanie się to, jeżeli oczywiście warunki glebowe na to pozwolą, za ok. 1,5 tygodnia - wspomina nasz rozmówca. Zbiory kukurydzy na kiszonkę w OHZ udało się zakończyć tuż przed intensywnymi opadami deszczu. Plony są satysfakcjonujące. Dzięki temu udało się zabezpieczyć bazę paszową dla bydła (zbiory traw i lucerny w tym roku nie były na odpowiednim poziomie ze względu na suszę).
Czytaj także: