Przy 130 hektarach jest czas na muzykowanie
Dom Piotra Michalskiego widać już z daleka. Dom okazały, podobnie jak i jego właściciel. Jest postawnym i wysokim mężczyzną, który na pierwszy rzut oka musi wzbudzać respekt. Mieszkający tu także syn Adam niewiele ustępuje ojcu. Na podwórku wita mnie sfora przyjaźnie nastawionych psów. Pan Piotr okazuje się bardzo rozmownym i sympatycznym gospodarzem naszego spotkania. Na ławie w pokoju leży sterta korespondencji – w większości faktur, które trzeba opłacić. – Jak policzyłem, to przeleję kilkadziesiąt tysięcy złotych. Ot, bieżące regulowanie należności. Gospodarstwo rolne to dziś przecież przedsiębiorstwo, a rolnik to kierownik firmy, planista i księgowy – z uśmiechem mówi mój rozmówca.
W tym czasie syn przegląda najnowsze informacje i sposobi się do codziennych czynności w gospodarstwie. Trzeba dowieźć belę słomy dla niewielkiego jeszcze stada opasów, które ma się powiększyć do nawet 40 sztuk. Wymaga to jednak przystosowania budynków inwentarskich.
Historia ich gospodarstwa zaczęła się w 1993 roku, kiedy to Piotr Michalski wspólnie z żoną Alicją kupili ziemię z Agencji Nieruchomości Rolnych. Tutaj kiedyś funkcjonował PGR, a po jego likwidacji w budynkach inwentarskich widać było ubytki wyposażenia. Trzeba było jakoś ogarnąć ten stan. Pan Piotr pochodzi z okolic Opalenicy w powiecie nowotomyskim. Małżonka z kolei pochodziła z sąsiadującego z Białęgami Białężyna. Pochodziła, bo Pani Alicja zmarła w 2004 roku, osierocając pięcioro dzieci, z których najmłodsze miało zaledwie 1,5 roku.
Zaczęli od 16 hektarów
Pan Piotr poznał swoją przyszłą żonę w Poznaniu na targowisku na poznańskich Winogradach. – Gdy spotkałem Alicję, coś zaiskrzyło – wspomina pan Piotr. Młodzi małżonkowie postanowili pójść „na swoje”. Kupili wówczas niespełna 16 hektarów, by w 2002 roku powiększyć gospodarstwo o kolejne 16 hektarów z zasobów ANR.
- Gospodarstwo było w ruinie. Nasze hektary obsialiśmy na początku owsem, którego pierwszy worek kupiliśmy w pobliskim elewatorze. Wysypaliśmy trochę ziaren na talerzyk z wodą i kiedy okazało się, że wykiełkował, wysialiśmy na pole. Takie były czasy, że człowiek musiał się upewnić, czy ma dobry materiał siewny – wspomina rolnik.- A pierwsze nasze żniwa były „kradzione”, bo ciągle padało i kończyliśmy zbiory zbóż we wrześniu – dodaje. Przy okazji rozmowy o tym pan Piotr wspomina, że chyba przedtem w ich domu funkcjonował jakiś nieformalny punkt sprzedaży trunków, bo jeszcze długi czas po tym, jak oni tu zamieszkali, różni ludzie pukali do drzwi, pytając o jakiegoś „tajemniczego handlowca”.
Rolnik przyznaje, że mieli z żoną chwile zwątpienia. – Byliśmy jednak już na „swoim” i to stanowiło dodatkową motywację – mówi zdecydowanie. Pan Piotr wspomina, że kiedyś we wsi stał maszt radiostacji i wielokrotnie podczas burzy dało się zauważyć rozbłyski od uderzeń piorunów w niego. – Pioruny nie biły w naszej okolicy w inne miejsca. Kiedy jednak maszt powalono, pioruny biją gdzie popadnie – mówi ze śmiechem.
Kiedy państwo Michalscy przeprowadzili się do Białegów, ich rodzina dopiero się kształtowała. – Przywieźliśmy ze sobą jedno dziecko, a pozostałych czworo urodziło się już tutaj. Na dodatek czworo z naszych dzieci urodziło się w niedzielę, a jedno w czwartek – podkreśla rolnik. - Cóż za regularność – śmieje się.
Na gospodarstwie został syn Adam
Z pięciorga dzieci na gospodarstwie został 26-letni obecnie syn Adam. Ma on jeszcze dwóch braci i dwie siostry. Adam jest elektrotechnikiem z zawodu i kiedy decydował się na wspólną pracę z ojcem na gospodarstwie, nie mógł skorzystać z np. z programu „Młody Rolnik”. – Mamy tu dobre gleby, bo od II do VI klasy. Stosujemy od czterech lat w gospodarstwie technikę bezorkową, której ludzie przyglądali się początkowo sceptycznie, ale teraz już to raczej nikogo nie dziwi – wyjaśnia Adam. – Ta metoda w ramach ekoschematów wymaga jednak odpowiedniej techniki, a my to wszystko mamy. W gospodarstwie jesteśmy praktycznie samowystarczalni w zakresie maszyn i ciągników, których mamy osiem sztuk.
- No tak, ludziom się bardziej podoba, gdy gleba jest ładnie zaorana, a tu jakaś dziwna metoda – żartobliwie mówi pan Piotr. – Prawda jest taka, że metoda bezorkowa lepiej chroni plony w przypadku wystąpienia suszy.
- Poziom naszego wyposażenia technicznego pozwoliłby nam na obrobienie dodatkowo 30 hektarów, ale musiałaby być w dobrej klasie – dodaje pan Piotr. – Gdyby powstała taka możliwość, to moglibyśmy zastosować w pełni „trójpolówkę”. - A korzystanie z tzw. ekoschematów mogłoby się nam bardziej opłacić – dodaje syn Adam. – Dziś jednak pozyskanie ziemi w dobrej klasie nie jest łatwe, trwa prawdziwy wyścig cen, który nie zawsze jest racjonalny i nie ma nic wspólnego z rachunkiem ekonomicznym.
Ich gospodarstwo liczy obecnie ok. 130 hektarów i jest nastawione głównie na produkcję roślinną. Z hodowli trzody chlewnej zrezygnowali jeszcze przed wejściem Polski do Unii Europejskiej, a obecne małe stado opasów pan Piotr nazywa „hobby”. Nie wyklucza jednak w najbliższej przyszłości rozwoju ich chowu.
W gospodarstwie dominuje uprawa rzepaku i pszenicy. Żyto sieją na słabszych glebach. Uprawiają również na 18 ha kukurydzę na ziarno, choć przyszłym roku kukurydzy planują o 8 ha mniej. Na czterech hektarach rosną ziemniaki. Wcześniej okopowymi obsadzali nawet do 15 hektarów.
- Nasze hektary są praktycznie „wokół komina”, więc daleko nie trzeba jeździć. Mamy jednak kilkanaście hektarów po rodzicach w gminie Opalenica, a to już jakieś 70 km od nas – wylicza Piotr Michalski. – Oprócz ośmiu ciągników mamy własny kombajn zbożowy, dwa kombajny do ziemniaków. Kiedyś korzystaliśmy z usług posiadacza leciwego „Bizona”, ale nie zawsze można było liczyć na terminowość usług, stąd decyzja o zakupie własnego kombajnu. Teraz korzystamy z usług w przypadku zbioru kukurydzy, bo zakup takiego sprzętu nie ma uzasadnienia ekonomicznego.
Pan Piotr oprowadza mnie po garażach ze sprzętem i z dumą pokazuje ciągniki marki Renault”, które pieszczotliwie nazywa „reniferami” Obaj rolnicy bywają na Agro Show w Bednarach i także tam dokonali zakupu niezbędnego sprzętu. W jednym z pomieszczeń dostrzegam „Ursusa C-360 M”, który też spełnia swoje zadania w gospodarstwie.
- Mamy tak wszystko zorganizowane, że nie mamy szczególnych powodów do narzekania na gorszy rok. Mimo ubiegłorocznych i tegorocznych perturbacji ze sprzedażą zbóż, dzięki współpracy z wągrowieckim „Komplexmłynem” sprzedaliśmy zboża bez większych problemów. Podobnie ma się sprawa z firmą „Ekorola” z Konina. Zboża kupują od nas także: Agrolok z siedzibą w Golubiu – Dobrzyniu, lokalny „Deka – Trade”, Firma Rozalczyk i inne. Wszystko dzieje się na telefon – zarówno dostawa materiału siewnego, nawozów, środków ochrony roślin, jak i odbiór zbóż - wyjaśnia mój rozmówca.
Ujście w działalności Społecznej
Pan Piotr już w wieku pięciu lat zaczął naukę gry na akordeonie. Ma ich teraz w domu dwa, ale nie są to jedyne instrumenty, które poddają się jego woli. W pokrowcu drzemie tuba, na której pan Piotr zaczął grywać w będąc uczniem szkoły zawodowej. Został członkiem orkiestry OSP w Buku. Miał jakiś czas przerwy w muzykowaniu, by w 2010 roku zacząć grać w orkiestrze OSP w Murowanej Goślinie. Grywał także w Obornickiej Orkiestrze Dętej. Potem nastąpiła kolejna przerwa, a od miesiąca ponownie wrócił w szeregi orkiestry w Murowanej Goślinie. Gospodarz bez szczególnego namawiania wyciąga swoje instrumenty i wydobywa z nich dźwięki. W rogu pokoju, oprócz wspomnianych akordeonów i tuby na stojaku umieszczony jest także saksofon, na którym gra córka oraz niewielki fortepian, który jednak wymaga renowacji i nastrojenia. Na piętrze domu znajduje się jeszcze pianino, na którym też ktoś grywa.
Pan Piotr ze swadą opowiada mi o swoich dokonaniach muzycznych w orkiestrach. Widać, że to ważny dla niego kawałek życiorysu.
Od 2003 roku pełni też funkcję sołtysa wsi, w której zameldowało się prawie 80 osób, a faktycznie mieszka ok. 60.
- Jesteśmy trochę wioską składającą się z „przybłęd”, bo sporo nas tutaj przybyło z innych miejscowości – mówi żartobliwie rolnik. – Praktycznie we wsi funkcjonują teraz trzy gospodarstwa, jest też kilka firm. O pierwszą latarnię we wsi walczyliśmy jakieś 10 lat, teraz teren mamy oświetlony przez 30 lamp. Planujemy pobudowanie wiaty, pod którą mogłyby się odbywać różne spotkania i imprezy.
Nasz gospodarz drugą kadencję zasiada w powiatowej i wielkopolskiej izbie rolniczej. – Tematem, którym szczególnie zajmuję się i chcę się zajmować, są szkody łowieckie. Nie wszyscy rolnicy są świadomi tego, że można wywalczyć godziwe odszkodowania i nie zawsze trzeba ulegać decyzjom tych, którzy nie dostrzegają interesu rolników i proponują niekorzystne oszacowania szkód – mówi Piotr Michalski.
Kiedy kończymy naszą rozmowę, pytam pana Piotra, czy jeśli miałby jeszcze raz wybierać drogę życia, to czy byłaby podobna? Odpowiada bez wahania: - Dotknęła mnie osobista tragedia, ale swoje życie – za wyjątkiem dramatycznych chwil – powtórzyłbym. Życie jest przecież najlepszym doradcą. A po chwili dodaje: - To, że szukam ujścia w działalności społecznej jest formą odreagowania na to, co mnie w życiu spotkało.
Franciszek Szklennik
Białęgi to niewielka wieś w gminie Murowana Goślina w powiecie poznańskim. Do Obornik stąd zaledwie kilkanaście kilometrów, a do granicy powiatu poznańskiego i obornickiego -kilka. Niedaleko od wsi znajduje się znany w Polsce Rezerwat Śnieżycowy Jar. Nazwę miejscowości tradycja wywodzi od Białych Łęgów czyli białych podmokłych łąk. Później wieś nazwano Białęgami. Dawniej tę miejscowość nazywano Białężyńskie Olendry, co było związane z osadnictwem olęderskim, występującym w Polsce już od połowy XVI w. Powstanie osady Białęgi datuje się na rok 1748.
***
- Tagi:
- społeczna
- działalność