W gospodarstwie, jak w życiu, dzielimy się obowiązkami
Ponad 100-hektarowe gospodarstwo wymaga wiele pracy i zaangażowania, zwłaszcza, gdy są rodzina i dzieci, o które trzeba dbać. Z powodzeniem radzi sobie z tym Ewelina Witaszek, rolniczka z gm. Bogoria, która razem z mężem Sylwestrem utrzymuje krowy i uprawia pole. Ale podział ról i obowiązków jest tu ściśle określony...
Choć nigdy nie przypuszczała, że tak będzie wyglądała jej przyszłość, dziś doskonale sprawdza się w roli żony, mamy, a przede wszystkim gospodyni, prowadząc ponad 100-hektarowe gospodarstwo. Mowa o Ewelinie Witaszek (31 lat) z Samotni w gm. Bogoria, która podczas XXII Świętokrzyskich Dożynek Wojewódzkich (11 września) w Bogorii (pow. pow. staszowski) pełniła rolę starosty. Nic dziwnego, gdyż razem z mężem Sylwestrem od lat prowadzą gospodarstwo rolne, które specjalizuje się w produkcji mleka. Wspólnie dochowali trójki dzieci: 12-letniego Jakuba, 11-letniego Kacpra oraz 5-letniej Zuzi.
- Funkcja starościny to dla mnie honor i zaszczyt – przyznaje pani Ewelina, nie ukrywając, że jest to też ogromny stres, bo na co dzień nie ma okazji przemawiać do tylu znamienitych gości. Ale w przygotowaniu przemówienia, chleba czy stroju pomagali jej organizatorzy dożynek. - Wszyscy stanęli na wysokości zadania, wszystko dopięte na ostatni guzik – mówi rolniczka.
- Czego bym sobie życzyła przy okazji dożynek? Tego, czego życzę wszystkim rolnikom, żeby Bozia nad nami czuwała, bo robią się ciężkie lata dla nas. Plonów mniej, zbiory są troszeczkę słabsze. Ale dzisiejszy dzień nie dziś jest po to, by narzekać, tylko cieszyć się, z tego, co jest. Dziękuję Bogu za to, co udało się zebrać i mam nadzieję, że chleba na naszych stołach nie braknie.
Wszystkie decyzje dotyczące prowadzenia gospodarstwa pani Ewelina podejmuje wspólnie z mężem, w gospodarstwie jest podział pełnionych ról. - Ja zajmuje się głównie zwierzętami, a mąż uprawami w polu. W prowadzeniu gospodarstwa pomagają rodzice męża - Henryk i Bożena. Praca jest ciężka i wymaga dużo zaangażowania, ale to nie jest nie jest też tak, że nie mamy na nic czasu, bo mamy gospodarstwo. Musi być czas dla dzieci, prowadzenie domu. Jak się chce, to da się to wszystko pogodzić, kwestia zorganizowania.
Rolnik to ktoś więcej
Jak mówi nasz rolniczka, dziś praca w rolnictwie wymaga szerokiej wiedzy i wielu umiejętności, nie tylko wysiłku fizycznego, bo ciężkie zadania wykonują w dużej mierze za człowieka maszyny.
- Rolnik to również ekonomista, weterynarz i szereg innych zawodów, które się składają na to, by być tym rolnikiem. Produkujemy żywność. Aktualni mamy 90 sztuk bydła mlecznego wraz z młodzieżą. Stado podstawowe liczy 40-44 sztuki, reszta to młodzież wychowywana w gospodarstwie na podmianę – dodaje kobieta, dla której dzień zaczyna się bladym świtem.
Czas pracy trwa średnio 1,5 godziny - jeśli chodzi o dojenie. Pierwsze udój zaczyna się o 6.00, a wieczorny o 17.00. To zmechanizowana czynność, a dzienna liczba sztuk do dojenia jest zmienna w zależności od tego, czy krowa jest zasuszona, czy na świat ma przyjść cielaczek.
- Średnio to jest ok. 38-36 sztuk, ale te kalkulacje się zmieniają, bo jedne krowy dochodzą do udoju, a inne odchodzą. Przynosimy urządzenie do krowy i mleko leci do rury, to nie jest ten sam udój co kiedyś. Poza porannym i wieczornym dojeniem ok. godz. 14.00 sprawdzam, czy wszystko jest w porządku u moich podopiecznych – mówi pani Ewelina, dodając, że mleko oddają do mleczarni Intermilk, z którą gospodarstwo współpracuje od trzech lat.
- Jesteśmy zadowoleni ze współpracy. Na ten moment cena jest satysfakcjonująca. Gdyby było więcej, nie obrazilibyśmy się. Ale nie ma co narzekać. Mamy nadzieję, że cena będzie rosła, bo jest zapotrzebowanie na mleko.
W gospodarstwie nie ma byków, bo jak mówi pani Ewelina, krowy są łatwiejsze w hodowli. Jeśli pojawia się cielak płci męskiej, idzie na sprzedaż, na dalszy odchów. Inseminacją zajmuje się oddany lekarz weterynarii, który współpracuje z nami od 10 lat i zajmuje się rozrodem krów, dobierając specjalne nasienie pod względem genetyki.
Uprawa dla zwierząt
Na ponad 100-hektarowym gospodarstwie (z dzierżawami) w dwóch gminach: Klimontów i Bogoria dominują zboża (50 ha), rzepak - 20 ha, kukurydza na kiszonkę - 12 ha oraz koniczna, lucerna i trawy na sianokiszonkę - 18 ha. Jest to produkcja roślinna, w większości podporządkowana hodowli krów i produkcji mleka.
- Mąż w polu działa, siejemy rzepak, pszenicę, jęczmień, pszenżyto, kukurydzę, kiszonkę dla zwierząt, lucernę, by nasze krowy miały co jeść. I to, co uprawiamy, w zupełności wystarcza nam na paszę na potrzeby naszego gospodarstwa – mówi pani Ewelina. - W codziennej pracy wspierają nas teściowie, od których w zasadzie to wszystko się zaczęło. Oni mieli mniejsze stado. Kiedy mąż przejął od nich gospodarstwo, zaczęliśmy to rozwijać. Małymi krokami i dużą cierpliwością doszliśmy do tego, co jest i jestem z tego dumna.
- Takich planów na życie nie miałam, ale życie samo się tak potoczyło. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że będziemy kontynuować działalność rodziców męża – mówi, twierdząc, że bardzo lubi swoją pracę.
- W naszym gospodarstwie dużo prac w oborze jest zmechanizowanych. W ostatnich latach w gospodarstwie przybyło wiele wartościowego i nowoczesnego sprzętu, m.in.: kombajn New Holland, ciągnik Massey Ferguson, opryskiwacz Bury Pelikan, prasa rolującą KUBOTA, agregat uprawowo-siewny Amazone, brona talerzowa BATYRA TOP DISC, przyczepa 13-tonowa i wóz paszowy EURO MILK RINO. Udało się także pobudować wiatę dla odchowu jałówek. Inwestycje te wyraźnie usprawniły zarówno obsługę zwierząt, jak też prowadzenie prac polowych. W tak wyposażonym gospodarstwie obowiązków jest zdecydowanie mniej niż to dawniej bywało w gospodarstwach. Dzięki czemu, mam czas dla dzieci i rozwijam też swoje zainteresowania - mówi pani Ewelina.
Czytaj także: