Ryzykują dziesiątki tysięcy zł. ARiMR i tak może odrzucić wniosek. Będą zmiany?

Pod koniec lipca odbyło się wspólne posiedzenie dwóch zespołów parlamentarnych: ds. Ochrony i Rozwoju Polskiej Produkcji Rolnej i ds. Rozwoju Obszarów Wiejskich. Główny temat: absurdy w polskim rolnictwie. A konkretniej bezsilność rolników w zderzeniu z biurokratyczną machiną, w której ci pierwsi – są zawsze na przegranej pozycji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Problemy z dokumentacją. Rolnicy alarmują: bez pewności wsparcia trzeba wyłożyć duże sumy pieniędzy
Przykład pierwszy z brzegu, o którym mówili na miejscu sami gospodarze: wymóg przedstawienia ostatecznego pozwolenia na budowę na etapie oceny formalnej wniosku o dofinansowanie. Czyli de facto bez żadnej pewności, że dana inwestycja może zostać dofinansowana.
Obecny na komisji Adam Reimann, prezes Stowarzyszenia Rolników Towarowych Wspólna Rola, zaznaczał, że może to być bariera nie do przeskoczenia dla wielu gospodarstw.
- Żeby przygotować takie pozwolenie, potrzeba od 6 do 9 miesięcy. To są koszty na poziomie kilkunastu, nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych przy większych projektach – komentował wprost.
W praktyce oznacza to, że rolnik, nie mając żadnej pewności, czy jego wniosek w ogóle zostanie rozpatrzony pozytywnie, musi poświęcić spore pieniądze i swój czas.
- Wnioskodawca musi te pieniądze wyłożyć właściwie tylko po to, żeby sprawdzić, czy agencja ten wniosek w ogóle otworzy – mówiono gorzko podczas sejmowej komisji.
Gospodarze zaznaczają wprost, że ci, którzy chcą inwestować w kluczową dla rozwoju infrastrukturę, jak np. magazyny czy przechowalnie, są po prostu na straconej pozycji. Tymczasem bez dofinansowania, wielu z nich po prostu nie stać na realizację tych inwestycji, a cała kosztowna dokumentacja ląduje w koszu.
Co ciekawe - problem nie istniał w programach z Krajowego Planu Odbudowy (KPO), gdzie wielomilionowe inwestycje można było realizować na podstawie kosztorysu i oferty, a dokumentację budowlaną przygotowywać dopiero po podpisaniu umowy.
- Pokazaliście w ten sposób, że można – argumentowali rolnicy, nie rozumiejąc, dlaczego sprawdzony i przyjazny model nie został przeniesiony na grunt Wspólnej Polityki Rolnej.
Rolnicy alarmują o przewlekłości postępowań ARiMR
Kolejnym problemem, który spędza sen z powiek rolnikom, jest przewlekłość postępowań przy jednoczesnym braku informacji zwrotnej.
Proces oceny wniosku potrafi bowiem trwać rok, a nawet dwa lata. W tym czasie, jak słusznie zauważono, diametralnie zmieniają się koszty inwestycji i dostępne technologie.
Brak transparentności jest równie dotkliwy. Rolnicy po złożeniu wniosku przez długie miesiące nie wiedzą, na którym miejscu listy rankingowej się znajdują i czy w ogóle mają szansę na wsparcie.
- Od samego początku mówimy o tym, że Agencja powinna upubliczniać te listy – podkreślał Szymon Ręcławowicz.
Jak dodawał, rozwiązanie jest proste. Wystarczy, że ARiMR wysłałaby np. list, w którym wskaże, że dany beneficjent ma przykładowo 26 punktów a do dotacji kwalifikują się projekty od punktów 40.
- I w związku z tym ja wiem, że nie jestem w tej pierwszej grupie kwalifikującej się do dotacji. To jest bardzo łatwa sprawa – mówił rolnik w stronę urzędników ARiMR.
Obecny na spotkaniu zastępca prezesa ARiMR, Leszek Szymański wsłuchiwał się w rację rolników, zaznaczając też przy tym, że "w przeszłości były ogłaszane nabory bez jakiejś głębszej analizy".
ARiMR zlikwiduje absurdy?
Zapewnił jednak, że Agencja pracuje nad rozwiązaniem, które pozwoli rolnikom sprawdzać status swojego wniosku w systemie PUE.
– Żeby te absurdy zlikwidować, do końca miesiąca rolnicy będą mieli informację, wejdą w swoją sprawę, swój wniosek, że będzie sygnał: tak, kwalifikuje się do dofinansowania – deklarował podczas komisji prezes Szymański.
Jak przy tym dodawał, Agencja stara się na bieżąco pewne rzeczy „normalizować”.
- Ale też niektóre rzeczy wymagają albo zmiany prawa albo takiej „protezy”, którą właśnie staramy się, jako Agencja, przeprowadzać – komentował Leszek Szymański.
Interpretacja przepisów. Rolnicy mówią o problemach
To jednak nie koniec. Podczas posiedzenia przytoczono także szereg przykładów, które świadczą o tym, że problem leży nie tylko w przepisach, ale także w ich interpretacji przez urzędników.
Rolnicy opowiadali o sytuacjach, w których kontrolerzy z Agencji kwestionowali np. odbiór budynku, bo uchwyty zostały przyspawane o 4 centymetry inaczej, niż w projekcie. Inny rolnik usłyszał, że przy malowaniu konstrukcji farba jest kosztem kwalifikowanym, ale rozpuszczalnik do niej już nie.
To nie koniec. Zarzutów rolnicy mieli więcej, wśród nich mówiono m.in. o problemach, jakie rodzą arbitralne decyzje o limitach sprzedaży.
Jak wyliczano, Agencja ustala np. limit sprzedaży ziemniaków na 150 ton, uznając, że większa ilość wykracza poza ramy "dostaw bezpośrednich", choć przepisy unijne i krajowe nie nakładają takiego limitu ilościowego.
Tymczasem, jak tłumaczył jeden z młodych rolników, 150 ton to zapotrzebowanie jednego klienta – dużej firmy cateringowej. Ograniczenie to blokuje możliwość rozwoju i zwiększenia rentowności inwestycji w przechowalnię.
Mimo gorzkiej atmosfery, spotkanie przyniosło pewne deklaracje.
Przedstawiciele urzędników przyznawali, że wiele postulatów rolników jest po prostu zasadnych. Najważniejsza zmiana w najbliższym czasie ma dotyczyć osławionego pozwolenia na budowę.
Jak poinformował dyrektor Maciej Ruba z ARiMR, wymóg dostarczenia tego dokumentu ma zostać przesunięty z etapu oceny formalnej na merytoryczną, co da rolnikom więcej czasu i zmniejszy ryzyko finansowe.
Prezes Szymański zadeklarował też otwartość na dalsze rozmowy.
- Zapraszamy was do Agencji (...) Przegadamy. Ja nie obiecam wam, że załatwimy wszystko, ale staram się dotrzymywać słowa, żeby odpowiedzieć, dlaczego tego nie zrobimy – mówił w stronę rolników.