Rolnikom pozostały już tylko protesty? Jak powinni budować swoją pozycję? [VIDEO]
W ten sposób mogą więcej zarabiać i wpływać realnie na przepisy prawa, które ich bezpośrednio dotyczą. Czy rolnicy mówią jednak jednym głosem? I czy w ogóle chcą tego?
Rolnicy to jedna z największych grup zawodowych w Polsce. Jest jednak sporo wątpliwości, co dobitnie wybrzmiało podczas rozmowy, czy swoją liczebność potrafią przekuć w siłę we wszelkich negocjacjach. Nasi rozmówcy przedstawili bariery, na jakie natrafiają właściciele gospodarstw w integracji oraz jakie działania powinni podejmować, by je pokonywać.
Jak rozwijać integrację wśród rolników?
Pod względem biznesowym szansą dla rolników są grupy producenckie. Jest ich nadal jednak zbyt mało. Dlaczego? Na to pytanie próbował odpowiedzieć Wojciech Styburski, prezes Agrointegracji.
- Rolnicy mają obawy, mają też bariery. Natomiast większość gospodarstw rolnych, towarowych, które generalnie potrafią liczyć i liczą także na rozwój, szuka rozwiązań w dzisiejszych czasach, podejmują właśnie te działania dotyczące integracji i współpracy. I powstają rzeczywiście nowe grupy i organizacje producentów rolnych, a te, które dzisiaj są i funkcjonują, wzmacniają swoją pozycję. Pewien kierunek więc jest. Oczywiście też trzeba zauważyć, że nie wszyscy rolnicy nadają się do zorganizowanych form współpracy - stwierdził.
O przeszkodach, na jakie natrafiają rolnicy, którzy chcą tworzyć grupy i spółdzielnie mówił Adam Reimann, prezes Stowarzyszenia Rolników Towarowych Wspólna Rola.
- Próbowaliśmy się zmierzyć z kwestią założenia spółdzielni dla rolników w województwie zachodniopomorskim. To było w latach 2021- 22. Zaczęliśmy od grup rodzinnych, czyli od grup, gdzie brat współpracował z bratem, gdzie byli rodzice i dzieci. I fakt tego, że oni już mieli jakiś wspólny ciągnik czy kombajn, które użytkowali wspólnie, powodował, że Agencja wykluczała ich z możliwości uzyskania wsparcia na podjęcie działalności w ramach grupy producenckiej, twierdząc, że oni współpracę podjęli, więc to nie jest im potrzebne. Oczywiście są to bzdury, bo mówimy tutaj o spółdzielni, czyli podmiocie, który jest podmiotem prawnym, który może zawierać umowy, kontrakty, reprezentować tych rolników. W momencie, kiedy oni współpracują w sposób niesformalizowany, każdy z nich jest osobnym podmiotem i ta współpraca nie daje im tyle możliwości – wyjaśnił Adam Reimann.
W jego opinii rozwój spółdzielczości w rolnictwie powinien zaczynać się właśnie od grup rodzinnych.
- Mamy wielki problem mentalny, bo jednak jakby to ukąszenie PRL-owskie powoduje, że ludzie niechętnie myślą o spółdzielniach. Gdy słyszą to słowo, od razu dostają drgawek. Musieliśmy 3 lata pracować, żeby oswoić ludzi z tym pojęciem. I w momencie, jeżeliby pojawiło się kilka, kilkanaście grup, które by zaczęły prosperować na rynku, to one naturalnie, otworzyłyby ten temat. Grupy rodzinne to są naturalne grupy. Nie możemy ich rozbijać i poszerzać o kolejne rodziny współpracujące. Wówczas mamy od czego zacząć. Jednak spotkaliśmy się z dużym oporem ze strony Agencji i te wnioski zostały odrzucone. Zaczęliśmy poważnie z nią na ten temat rozmawiać. I widzimy coraz większe zrozumienie pracowników ARiMR w tej materii. Czujemy, że może coś się zmienić – dodał Adam Reimann.
Podczas dyskusji poruszono także kwestie dotyczące metod rozmów z prawodawcami. Czy jedyną skuteczną formą nacisku ze strony rolników jest strajk? Jak podkreśliła Jolanta Nawrocka, członke zarządu Krajowej Rady Izb Rolniczych, w niektórych sytuacjach tylko to pozostaje środowisku rolniczemu.
- Jako izby rolnicze oczywiście jesteśmy za dialogiem, ale jeśli ten dialog i rozmowa nie przynoszą efektu, to końcową fazą tego wszystkiego musi być wyjście na ulicę, bo desperacja ludzi jest tak silna, że nie ma innej możliwości, żeby wyrazić swoje niezadowolenie albo przedstawić całemu społeczeństwu w kraju, jakie są nasze problemy i jak głęboko one sięgają – wyjaśniła Jolanta Nawrocka.
Protesty na drogach z kolei skrytykował Leszek Simiński, hodowca świń ze Szczytnik Czerniejewskich w Wielkopolsce.
- Jak najbardziej jestem za jednoczeniem się rolników, bo jeśli się nie zjednoczymy, to niczego nie osiągniemy. Ale ja nie jestem za strajkami, blokowaniem dróg. Moim zdaniem jest bardzo dobra inna metoda, taka pośrednia. A gdyby tak zjednoczyć się i nie kupić przez dwa miesiące żadnej maszyny? Na przykład przyczepy? Ona nie musi być na dzisiaj. Płody rolne, świnie czy mleko trzeba sprzedać, ale maszyna nie jest potrzeba w gospodarstwie natychmiast. Firmy okołorolnicze, które by odczuły zdecydowanie, że jest na wsi źle, na pewno zaczęłyby brać sobie do głowy, że coś jest nie tak. A jak jest teraz? Blokujemy drogi. Co z tego, że blokujemy drogi, a kierowca jedzie i mówi: „Zobacz w nowym ciągniku John Deere blokuje, co on chce?!”. Moim zdaniem nie tędy droga. Jak najbardziej trzeba się jednoczyć, ale też pokazać, że rzeczywiście jest źle. Bo jeśli jest źle, a my jeździmy i blokujemy, maszynami nowoczesnymi, ktoś, kto jest zupełnie z boku, nigdy nie zrozumie nas – skomentował Leszek Simiński.
Skuteczność dialogu ważniejsza niż liczba organizacji
Uczestnicy debaty zgodzili się z tym, że w ostatnim czasie wzrosła liczba organizacji reprezentujących środowisko rolnicze. To dobry trend? A może wręcz przeciwnie? Zdania były podzielone. - Jestem za tym, by nie było nas tysiące organizacji do współpracy z ministrem, tylko żebyśmy mówili jednym głosem - skomentowała Jolanta Nawrocka.
Z kolei Adam Styburski podkreślił, że bardziej stawiałby nam jakość i efekty współpracy poszczególnych organizacji. - Skuteczność dialogu może wpływać naprawdę na poprawę pozycji rolników. Jako Agrointegracja jesteśmy jednym z wielu podmiotów wymienionych do konsultacji ram Wspólnej Polityki Rolnej. Wszystkie projekty rozporządzeń przechodzą przez konsultacje społeczne i do każdego z tych podmiotów adresuje się bezpośrednio akty prawny. Uczestniczę w tych rozmowach i spotykam się od samego początku z pozytywnym odbiorem naszego głosu praktyków ze strony ministerstwa rolnictwa, Agencji czy jednostek naukowych. Ten konstruktywny głos polskiej wsi jest tam potrzebny. I teraz jest tylko kwestia skutecznej platformy przekazu informacji. Z mojej perspektywy ta współpraca jest bardzo dobra, jeżeli chodzi o kształtowanie nowych instrumentów i rozwiązań - zaznaczył Styburski.
Uwagi rolników nie są brane pod uwagę
Na te słowa zareagowała Jolanta Nawrocka.
- Jako Krajowa Rada Izb Rolniczych uczestniczymy w Krajowym Planie Strategicznym. Gdy wchodził Zielony Ład, daliśmy ponad 300 uwag. Okazało się, że oczywiście wszystkie były ciepło przyjęte, ale nie były wzięte pod uwagę. Przede wszystkim musimy być skuteczni, czyli nasze opinie powinny być wiążące. Ministerstwo czy jakiś tam inny urząd oczywiście musi, zgodnie z ustawą, tę opinię przyjąć, ale nie musi jej brać pod uwagę. Także jeszcze raz apeluję do wszystkich organizacji związków rolniczych: działajmy wspólnie. Mamy struktury we wszystkich gminach. Z mocy ustawy każdy rolnik należy do izby rolniczej. Jeśli chodzi o związki branżowe, to każda z tych organizacji będzie miała inny priorytet. A Krajowa Rada Izb Rolniczych z mocy tego, że skupiamy wszystkich rolników, jakoś to wszystko musi wypośrodkować – apelowała Nawrocka.
Mówienie jednym głosem to mrzonka
Zdaniem Adama Reimanna środowisko rolnicze jest zbyt zróżnicowane, by mogło mieć wspólne interesy.
- Powiem może trochę twardo. Marzenie o tym, że rolnicy wypowiedzą się jednym głosem jest mrzonką. Dlaczego? Dlatego, że rolnicy nie mają tych samych interesów. Inny interes ma rolnik, który ma sto hektarów, inny, który ma 500 i inny, który ma 10, inny, który jest na Podlasiu, inny, który jest na Pomorzu, inny, który ma tucznika, inny, który ma bydło. Stąd cieszę się, że tych organizacji rolniczych powstaje coraz więcej, że one ze sobą współpracują, ale reprezentują też różne interesy rolnicze. Bo trzeba sobie jasno powiedzieć, że ludzie się zrzeszają i tworzą organizacje po to, żeby reprezentować swoje interesy - skomentował Reminann.
Nowy aktywny rolnik? Zdecydowanie tak
Rozmawiając o najważniejszych tematach, które dziś dotyczą polskiego rolnictwa poruszono wątek przygotowanej reformy obejmującej definicję aktywnego rolnika.
- Stoimy na stanowisku, że ta ustawa powinna być postawiona w jak najbardziej radykalny sposób. Powinna eliminować jak największą grupę osób, które starają się żyć wyłącznie z dopłat, które nie starają się produkować, nawet się nie starają osiągnąć jakiegokolwiek plonu sensownego ze swojego gospodarstwa, tylko robią cokolwiek, żeby tę dopłatę otrzymać. Z dodatkowymi płatnościami mówimy tutaj 3 - 4 tysiącach złotych na hektar. (…) Nie myślmy, że rolnik, który ma 2 czy 5 hektarów pszenicy utrzyma się z tego – stwierdził Adam Reimann.
Z kolei Jolanta Nawrocka stwierdziła, że ustawy dotyczące aktywnego rolnika i umów dzierżaw powinny wejść w życie, jednak trzeba mieć na uwadze problem społeczny, jakim jest spore grono osób ubezpieczonych w KRUS.
- Odebranie dopłat rolnikom ubezpieczonym w KRUS, pozbawia ich możliwości dalszego ubezpieczenia w Kasie. A pamiętajmy, że aby otrzymać emeryturę, rolnik musi być 25 lat ubezpieczony, więc tę kwestię też by trzeba było w ustawie o dzierżawie albo aktywnym rolniku zawrzeć, żeby rolnik, w chwili, gdy zawrze umowę dzierżawy, mógł jeszcze przez kilka lat – do osiągnięcia tych 25 lat – korzystać z ubezpieczenia rolniczego – zauważyła Nawrocka.
Jolanta Nawrocka, członek zarządu Krajowej Rady Izb Rolniczych: Głos rolników dziś nie jest zauważalny z uwagi na zbyt małą reprezentatywność na różnych szczeblach samorządu czy w Parlamencie. Mamy małe przebicie. Mimo to Krajowa Rada Izb Rolniczych skupiająca z mocy ustawy wszystkich rolników - płatników podatku rolnego - wszystkie te problemy, które rolnicy zgłaszają, zawsze akcentuję przed ministerstwem. Myślę, że gdyby była zmiana ustawy o izbach rolniczych, ten głos byłby bardziej słyszalny. Wtedy mielibyśmy możliwość nie tylko opiniowania bez mocy sprawczej, ale przedstawiania także uzgodnień.

Wojciech Styburski, prezes Agrointegracji: Wszystkim powinno zależeć na restrukturyzacji polskiej wsi, bo niestety wieś, którą pamiętają nasi dziadkowie, nasi ojcowie, już na pewno nie powróci. Status życiowy mieszkańców wsi na tyle się zmienił, że wieś musi mieć całkowicie inny wymiar. Musi do zmian się dostosować. Zwłaszcza w kontekście tych sytuacji skomplikowanych, związanych z importem towaru z Ukrainy czy krajów Mercosur. (…) Niestety większość rolników przywiązuje się do dopłat, jako do głównego źródła utrzymania. A dopłaty mają być bodźcem do rozwoju i do zainwestowania w jeszcze bardziej profesjonalną produkcję.

Adam Reimann, prezes Stowarzyszenia Rolników Towarowych Wspólna Rola: Brakuje pozytywnego lobbingu ze strony rolników. Myślę, że jesteśmy ogrywani od lat 90-tych przez grupy podmiotów. Widać to w tym, że organizacji ekologicznych jest 500, a organizacji rolniczych takich sprawnie działających medialnie, jak na przykład wspomniane organizacje ekologiczne, nie ma praktycznie żadnej. Są grupy interesów, które potrafią rozwijać działania społeczne i lobbing w pewnych kierunkach, a rolnicy tego nie potrafią. Uważam jednak, że my się zaczynamy tego uczyć. (…) Uważam, że reprezentując głos rolników towarowych - rolników produkcyjnych, bo to nie mówimy o rolnikach, którzy mają 100 - 200 hektarów, bo to też są rolnicy mający 5 hektarów. Chodzi o to, by produkowali realnie na rynek - mówimy tak naprawdę w interesie polskiego rolnictwa, bo ci rolnicy produktywni oni będą za 10 - 15 lat rolnikami, a tych nieproduktywnych najprawdopodobniej nie będzie. Jeżeli w tym momencie nie wesprzemy naszych rolników produkcyjnych, to być może za 10 - 15 lat ich też nie będzie, bo oni też mają wielkie problemy.

Leszek Simiński, hodowca świń z Wielkopolski: Nie należę do grupy producenckiej. Być może one w czymś pomagają. Jednak chodzi w nich głównie o pieniądze. Rolnicy mówią, że zapisują się do grupy producenckiej, bo będą mieć 20 groszy więcej. Tylko te pieniądze nie powinny być „skonsumowane”, a wykorzystane na budowę magazynów, ubojni, może zakupu samochodu do transportu świń kupić, a my to przejadamy.






























