Rewolucyjny system. Rolnik sam skalkuluje ceny zbytu
Polskie rolnictwo od lat boryka się z różnymi problemami, których najczęstszym źródłem jest brak efektywności ekonomicznej, po prostu brak pieniędzy. Zamiast dopłat, dotacji, i różnego rodzaju innego wsparcia, wprowadzamy system prawdziwego wolnego rynku. Rolnik sam skalkuluje ceny płodów rolnych. Co się stanie na rynku?
Rolnik nie ma prawidłowych relacji biznesowych z handlem
Na wolnym rynku kupujący i sprzedający nie podlegają praktycznie żadnym ograniczeniom, tym bardziej żadnemu przymusowi ze strony podmiotów zewnętrznych (np. władzy publicznej). Warunki transakcji – w szczególności cena – zależą jedynie od tego, jak się dogadają, od ich obopólnej zgody. Natomiast przeciwieństwem wolnego rynku jest rynek regulowany. Jaki mamy dzisiejszy rynek rolny – wolny czy regulowany? Czy rolnik sam kalkuluje ceny swoich płodów czy to zakłady przetwórcze dyktują swoje stawki na dany sezon? Gdzie popełniono błąd?
Rolnik sam skalkuluje swoje ceny
Przedsiębiorca, który produkuje np. doniczki wycenia jedną sztukę na – dajmy na to – 20 zł. W tej cenie zawiera wszystkie koszty oraz kalkuluje swój zysk. Nie dostaje on żadnych dopłat, wyrównań czy innych dotacji do kosztów produkcji. Po prostu kalkuluje cenę swojego produkt i wie, na czym stoi.
W rolnictwie dzisiaj mamy taki system, że to ceny skupu czy pośrednicy, przedsiębiorcy odbierający płody rolne ustalają stawki.
- Teraz za tucznika płacą ok 6 zł. Czyli 700 zł. Żeby się opłacało, tucznik musi przynieść 1 tonę zboża czyli 1400 zł. To kilo tucznika by musiało być po 12 zł. Żadna rzeźnia tyle nie zapłaci - wylicza nam Pan Hieronim.
Dla przykładu – za tuczniki w klasie S – w październiku tego roku średnia cena wynosiła 9,24 zł. Nie ma mowy o tym, że w związku z rosnącymi kosztami rolnik sam skalkuluje nową stawkę, jak normalny przedsiębiorca – stawkę pokrywającą jego koszty produkcji i kalkulowany zysk – i wtedy mógłby zaoferować wspomniane tuczniki w klasie S dla przykładu za cenę 16,85 zł. Czy to nie byłoby normalne? Rolnik nie musiałby liczyć na dopłaty, dotacje itd.
Pośrednicy niszczą rolników
Rolnik na przestrzeni minionych lat został sprowadzony do roli zakładnika pośredników, skupów żywca, dużych koncernów. To nie rolnik kalkuluje cenę, rolnik dostosowuje się do cen, które dyktuje mu rynek.
- Polskie rolnictwo niszczą pośrednicy, którzy okradają rolników przez zniżanie cen. Dobrym sposobem na ograniczenie takiego złodziejstwa byłoby powstanie placówek zrzeszających pośredników. Dzięki temu nie oszukiwaliby, bo przez oszustwa mogliby tracić licencję pośrednika - napisał do nas Pan Konrad, rolnik gospodarujący na 12 ha.
Pośrednicy, którzy byliby certyfikowani, posiadaliby licencję na skup płodów rolnych. Wtedy podlegaliby jakiejś kontroli, nadzorowi. Dlaczego tylko rolnik ma ciągle dostosowywać się do wytycznych, przepisów, wymagań a pośrednicy nie mają żadnych restrykcji za oszukiwanie na wadze czy odpadzie.
Gdzie popełniono błąd?
System, w jakim teraz przyszło rolnikowi pracować nie jest systemem wolnorynkowym. Rolnik nie może sprzedawać swoich płodów w cenie, na którą składają się jego koszty i zysk. Musi dostosować się do cen, które ustalają punkty skupu, pośrednicy czy więksi odbiorcy a tym zależy na jak najniższej cenie.
- Chyba wszyscy zapomnieli o tym, że dopłaty rolne wprowadzono po to, żeby żywność w sklepach była tania a biedni ludzie w Europie nie głodowali. Idea fajna a wyszło na to, że żywność w sklepach droga, na wsi bieda, a dopłaty pożerają pośrednicy - stwierdził Pan Michał.
W którym momencie rolnicy stracili prawo do decydowania o cenie swoich płodów rolnych? Czy w ogóle mieli taki wpływ wcześniej? Czy jest szansa na zmianę systemu by to rolnik sam ustalał swoje ceny?
- Nie powinniśmy zapominać, że funkcjonujemy w warunkach gospodarki rynkowej. Gospodarka rynkowa tym się charakteryzuje, że nie ma „super nadzorcy”, który miałby szacować realne koszty produkcji rolniczej i kalkulować nowe ceny sprzedaży płodów rolnych. Przynajmniej mnie jest trudno sobie wyobrazić takiego „super nadzorcę”, to byłyby rozwiązania z minionej epoki gospodarczej, sprzed początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, przed którymi – tak mi się przynajmniej wydaje – za wszelką wówczas cenę uciekaliśmy jako całe ówczesne społeczeństwo – mówi nam dr Paweł Siemiński, pracownik Katedry Ekonomii i Polityki Gospodarczej w Agrobiznesie Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, i dodaje - W moim przekonaniu, nie tędy droga, aby szacować na nowo realne koszty produkcji rolniczej, co miałoby służyć kalkulowaniu nowych cen, by rolnicy mogli godnie zarabiać – jak to zostało ujęte w pytaniu. Oczywiście to nie znaczy, że jestem przeciwnikiem godnych zarobków przez samych rolników. Wręcz przeciwnie, z całego serca wszystkim rolnikom życzę godnych zarobków za owoce swojej pracy – choć mam świadomość, że dla wielu z nich, w dalszym ciągu będzie to trudno osiągalny i najpewniej długotrwały proces.
Ten artykuł to tylko pomysł, wizja – to nie są nowe zasady.
Rolnik sam nie skalkuluje cen swoich płodów rolnych. Ten pomysł to jedynie redakcyjna wolna myśl o tym, co mogłoby się wydarzyć. Jakie Wy macie zdanie na ten temat? Wracamy ponownie do komentarza jednego z naszych czytelników:
- Jest takie przysłowie. Od myszy do cesarza każdy żyje z gospodarza – napisał Pan Tomasz
Ceny dzisiaj dyktują punkty skupu, pośrednicy czy więksi odbiorcy a rolnik… rolnik i tak sprzeda swoje płody rolne, bo nie ma prawa głosu. Ma się dostosować. Czy to jest normalne?
Masz pytania lub wątpliwości dotyczące tego artykułu?
Napisz wiadomość: [email protected]
Czekamy na kontakt z Tobą, Twój głos jest dla nas ważny.
Na naszych stronach zawsze znajdziecie aktualne ceny płodów rolnych, zerknij tutaj