Kobieta-rolnik, żadnej pracy się nie boi
Doświadczyła już pracy na etacie, ale jak mówi - to nie dla niej. Choć w rolnictwie bywa różnie, czasem ciężko, a zyski są niewspółmierne do włożonego wysiłku, to praca w gospodarstwie daje źródło utrzymania i satysfakcję. Katarzyna Wojton, 35-letnia rolniczka z gm. Pawłów szuka różnych sposobów gospodarowania, by ojcowizna nie stała odłogiem...
Katarzyna Wojton przejęła 5,5-hektarowe gospodarstwo po rodzicach. Kiedyś dominowała tu głównie hodowla zwierząt: krowy mleczne dawały mleko, które oddawane było do miejscowej zlewni w Tarczku (gm. Pawłów). Zmiana przepisów, konieczność modernizacji pomieszczeń dla zwierząt, wyższe nakłady w stosunku do zysków spowodowały, że gospodarze odeszli od krów na rzecz opasów.
- Już sześć lat, jak nie mamy krów. W między czasie były opasy, które wymagały mniej pracy, bo nie trzeba ich było dwa razy dziennie doić, ale z kolei większy zastrzyk gotówki był raz na dwa lata i nie dawało to stałego źródła utrzymania - mówi K. Wojton.
Na potrzeby zwierząt uprawiano w gospodarstwie zboża. Opasy jadły głównie kiszonki pryzmowe z żyta, lub żyta i kukurydzy. Zdaniem pani Katarzyno to bardzo dobry rodzaj paszy, dzięki której zwierzęta lepiej się chowają. Ale z opasów też zrezygnowano...
- Tam, gdzie kiedyś były łąki na siano dla zwierząt, posialiśmy pszenicę (sprzedajemy głównie na targu w Bodzentynie), jest trochę ziemniaków, truskawek, malin i ogródek warzywny - bez chemii - dodaje pani Katarzyna, która od jakiegoś czasu "poszła w drób".
- Mam kury, gęsi, kaczki - są pomieszczenia gospodarcze, to dobrze je na coś wykorzystać - dodaje pani Katarzyna, która zasadniczo żadnej pracy się nie boi . Jak trzeba to i na traktor wsiądzie.
- Tu się urodziłam i wychowałam, to praca w rolnictwie nie jest mi dziwna ani straszna. Teraz praca w rolnictwie jest o wiele lżejsza niż kiedyś, kiedy od rana do wieczora grabiło się przez cały dzień siano. Są maszyny, gospodarstwo jest zmechanizowane, to jest o wiele łatwiej. Inwestuje się w sprzęt, żeby było lżej. Chyba tylko kombajnu nam brakuje. Łatwiej też się gospodarzy, bo są dopłaty, można coś zaplanować. Problemem jest jednak brak stabilnych cen, nie wiadomo co kiedy i za ile się sprzeda. Paliwo poszło w górę, rachunki też są wysokie. Pytanie, co wsiać, żeby co miesiąc były z tego pieniądze? Przy małym gospodarstwie, nie da rady się utrzymać tylko z uprawy, albo tylko z hodowli. To nie zapewnia stałego dochodu.
Oprócz czynnika ludzkiego, dochodzi pogoda - wiele szkody może wyrządzić aura. Przyjdzie susza, albo grad, który powali zboże i nie ma czego zbierać. Na to rolnicy nie mają wpływu.
W razie suszy można nawadniać, w gospodarstwie pani Katarzyny jest studnia głębinowa i deszczownia, ale rozkłada się ją w naprawdę ekstremalnych sytuacjach.
- Woda ze studni okazuje się wtedy zbawienna - mówi nasza gospodyni, która ma też ok. 60 kur, 20 gęsi i 30 kaczek. - Kury nioski są głównie na jajka, gęsi najlepiej się sprzedają na święto marcińskie w listopadzie. A kaczki, jak ktoś potrzebuje. Generalnie nie ma u mnie jakiejś jednej rasy, jednego gatunku. Lubię eksperymentować. Kupuję różne odmiany drobiu, patrzę, jak rośnie, jakie jest mięso, czy smakuje. Najpierw testuję na sobie, a potem polecam klientom. Chętnych nie brakuje - dodaje.
Czytaj także:
Elena i Tomek zamieszkali w lesie, w zgodzie z naturą [ZDJĘCIA]
- Tagi:
- rolniczka
- Katarzyna Wojton