Jak przeprowadzić ubój z konieczności?
Przypadek losowy: zwierzę poślizgnęło się, złamało nogę, doznało urazu, który nie kwalifikuje się do dalszego leczenia. Uśpić? Niekoniecznie, istnieje możliwość przeprowadzenia uboju z konieczności w gospodarstwie, dzięki któremu rolnik jest w stanie uzyskać wartość rzeźną zwierzęcia.
Aby doszło do uboju z konieczności, muszą zostać spełnione określone warunki. - Może on odbywać się w gospodarstwie wyłącznie w przypadku zwierząt, które uległy wypadkowi i nie są w stanie być transportowane, mogą to być również krowy, które zalegają po wycieleniu. Warunek jest jeden - nie były wcześniej leczone - wyjaśnia Joanna Drygała, zastępca Powiatowego Lekarza Weterynarii w Jarocinie.
Istotne przestrzeganie przepisów
W przypadku ubijania poza rzeźnią trzeba podjąć wszelkie konieczne działania, aby jak najszybciej dokonać uboju zwierzęcia, w tym dołożyć starań, aby oszczędzić zwierzętom wszelkiego niepotrzebnego bólu, niepokoju i cierpienia. Sztuka powinna być ogłuszona przez osobę posiadającą odpowiednie kwalifikacje. Po uboju zwierzę powinno być wykrwawione. Na miejscu można również, pod nadzorem wezwanego lekarza weterynarii, usunąć z tuszy żołądek oraz jelita zwierzęcia. Usunięte narządy należy oznakować w sposób umożliwiający ich identyfikację i wraz z tuszą przewieźć do rzeźni. Zarówno przed, jak i w trakcie działań konieczna jest obecność lekarza weterynarii, który m.in. wykonuje badania przedubojowe zwierzęcia. - Weterynarz obecny przy uboju musi sporządzić dokument potwierdzający przeprowadzenie tego badania z odnotowaniem wyniku i z zaznaczeniem daty i godziny. Jest to szczególnie ważne, gdyż mięso pozyskane w trakcie uboju musi być w ciągu dwóch godzin przewiezione do rzeźni. Samego uboju dokonują osoby, które posiadają w tej kwestii uprawnienia, po uprzednim ogłuszeniu oraz specjalnym sprzętem do tego przeznaczonym - zaznacza specjalistka. Rolnik musi również wypełnić dokument dotyczący łańcucha żywieniowego oraz przekazać paszport zwierzęcia.
Hodowcy zgłaszali problemy
Problem uboju sztuk pourazowych, których nie dało się transportować do rzeźni, dotknął wielu hodowców. Często nie będąc w stanie znaleźć firmy lub ubojni chętnej do wykonania takiej usługi na miejscu w gospodarstwie, musieli dokonywać eutanazji sztuki, która miała jeszcze jakąś wartość rzeźną. - Zagospodarowanie zwierząt pourazowych poprzez wykonywanie uboju z konieczności było istotnym problemem dotykającym bezpośrednio rolników - producentów mleka, z którym sami nie mogli sobie poradzić, nie mówiąc już o stratach finansowych, które ich dotykały. Był to również problem, którego nie można było uregulować działaniami administracyjnymi. Ubojnie i zakłady mięsne nie były zainteresowane pozyskiwaniem mięsa ze zwierząt pourazowych i dokonywaniem uboju w zagrodach rolników. Jeżeli zwierzę złamało nogę, to rolnik we własnym zakresie musiał szukać ubojni, która zechciałaby do niego przyjechać, ubić zwierzę, dostarczyć do rzeźni, rozliczyć wartość rzeźną. Bardzo często takie zwierzęta, których mięso nadawało się do konsumpcji i stanowiło pewną wartość dla rolnika, były usypiane i kierowane do Bacutilu. W takich sytuacjach rolnik tracił niejednokrotnie wartościowe zwierzę i dodatkowe pieniądze za wartość rzeźną tego zwierzęcia - tłumaczy Zbiegniew Urny, dyrektor ds. oceny PFHBiPM. Na pomoc rolnikom ruszyły trzy krajowe organizacje hodowców bydła: Polska Federacja Hodowców Bydła i Producentów Mleka, Polskie Zrzeszenie Producentów Bydła Mięsnego, a także Polski Związek Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego, które wystosowały do wszystkich ubojni w kraju pisma z propozycją uruchomienia przez nie uboju z konieczności zwierząt pourazowych na miejscu w gospodarstwie. W wyznaczonym terminie, czyli do końca 2013 roku, wolę uruchomienia tego typu usług, zadeklarowały 23 ubojnie. - Uznaliśmy, że tak nie może być, że skoro przepisy unijne dopuszczają ubój w zagrodach rolników, to dlaczego u nas ma być inaczej. Przyjrzeliśmy się modelowi niemieckiemu, który uregulował ten temat poprzez porozumienie rolników - reprezentowanych przez krajowe organizacje hodowlane - z ubojniami (patrz ramka). W wyniku tego porozumienia powstała sieć ubojni świadczących usługi rolnikom w zakresie uboju z konieczności. Tym tropem poszliśmy w Polsce. (…) Aktualnie, tj. od 1 czerwca br., mięso trafiające do konsumpcji z uboju z konieczności, po przebyciu wszystkich niezbędnych badań, jest znakowane tak samo jak mięso ubijanych zwierząt w rzeźni tj. owalną pieczątką - objaśnia Zbigniew Urny.
Ubój za 1.000 zł
Oprócz zdeklarowanych ubojni, usługę oferują również prywatne firmy, które wykorzystały niszę rynkową. - Jest to jedyna w Polsce środkowo-zachodniej instalacja do legalnego uboju bydła pourazowego, zalegającego, kontuzjowanego. Prawo polskie, na wzór prawa unijnego zabrania bowiem transportowania zwierząt nie stojących na nogach - przyznaje Janusz Wojtczak, właściciel firmy Interagri, która oferuje usługę uboju z konieczności w gospodarstwie. - Należy dodać, że ilość sztuk kwalifikujących się do tego typu uboju w województwie wielkopolskim i ościennych znacząco przewyższa możliwości ich zagospodarowania przez jedną tego typu instalację. Zwierzęta takie w świetle prawa i obowiązujących przepisów mogą albo być ubite w miejscu bytowania, ale wtedy muszą być dopełnione odpowiednie warunki sanitarne i formalne, co jest niestety uciążliwe dla rolnika, albo poddane eutanazji na miejscu produkcji - tłumaczy specjalista. Według Wojtczaka zabieg eutanazji jest jednak kosztowny dla producenta. Koszt dla 1 sztuki bydła to ok. 500 zł. - Wydaje się więc, że „ubój na miejscu” jest zbawienny dla producentów bydła. Tak przynajmniej powinno być w państwie prawa. Jest jednak diametralnie inaczej. Tajemnicą poliszynela jest bowiem transport, szczególnie w nocy, zwierząt pourazowych, zalegających czy kontuzjowanych do „dyżurnych ubojni”, afera „Biała Rawska” i podobne. Problem niestety nie dotyczy tylko sfery etycznej tj. dobrostanu zwierząt oraz humanitarnego obchodzenia się z nimi - podkreśla Janusz Wojtczak. Jest to również problem łamania prawa, a konkretnie ustawy o ochronie praw zwierząt oraz co niezwykle istotne dla nas konsumentów, jakości mięsa pozyskiwanego w ten niehumanitarny i stresogenny sposób. - Usługa z transportem w promieniu 100 km kosztuje 1.000 zł. W tego typu przypadkach musimy działać jak pogotowie ratunkowe, tzn. natychmiast, a już na pewno załatwiamy zgłoszenie w ciągu jednej doby - wyjaśnia właściciel Interagri.
Z rolnikiem rozlicza się rzeźnia
Po uboju mięso w ciągu maksimum dwóch godzin trafia do rzeźni. - Wyłącznie firma dokonująca uboju lub alternatywnie inny podmiot posiadający przystosowany pojazd i posiadający zezwolenie inspekcji weterynaryjnej na tego typu działalność transportuje mięso do rzeźni. W każdym jednak z tych przypadków nie nakłada to dodatkowych obowiązków na rolnika, nie obciąża go finansowo - zaznacza Janusz Wojtczak. - Mięso zakwalifikowane do konsumpcji, pozyskane od zwierząt poddanych ubojowi z konieczności, będzie mogło być znakowane pieczęcią owalną z możliwością eksportu na rynki unijne. Rzeźnia jest odbiorcą mięsa i z tego co mi wiadomo, zakład ubojowy rozlicza się „poubojowo” z rolnikiem po ostatecznym badaniu tuszy przez lekarza weterynarii - dodaje.